Ocalała tylko sukienka

Ludzie nie mają wątpliwości – we wsi Iwowe zdarzył się cud. Dom rozleciał się jak od bomby, a komunijna sukienka Oli została nietknięta.
/ 28.07.2006 13:34
Wszyscy mogli zginąć, cała rodzina Walów. Joanna i Rafał – rodzice. I dzieci – 8-letnia Ola, 2-letni Hubcio, kilkumiesięczny Wiktorek.
Nie zginęli, bo godzinę wcześniej wyciągnęła ich z domu Ola, która szczególnie mocno przeżywała przystąpienie do Pierwszej Komunii.
Doczekać się nie mogła chwili, kiedy założy białą sukienkę, albę. Wciąż ją głaskała i sprawdzała, czy jest na swoim miejscu. I zerkała przy tym na święty obraz, pod którym zawsze stały kwiatki. Przywieźli go rodzice z pielgrzymki do Częstochowy, w jej intencji – żeby nic złego się Oli nie przydarzyło.

W tamtą niedzielę, 14 maja, Ola od rana zanudzała rodziców, by pojechali zaprosić na uroczystość komunijną wszystkich krewnych. – Olu, to jeszcze dwa tygodnie, jeszcze czas, jeszcze zdążymy – odpowiadali. Ale ona uparła się – żeby zaraz, żeby już...
– Ludzie gadają, że to Matka Boska podszepnęła Oli: wyjdź z domu, wyjdź z domu, zabierz rodzinę... – mówi Teresa Zwierzowa, babcia. – To nie tak, wnuczka nie słyszała głosów. Ale fakt faktem, że coś jej nie dawało spokoju.

Odłamki blachy i szkła wbiły się w drzewa
Joanna po obiedzie zazwyczaj układała synów do spania i taki zamiar miała teraz, ale Ola prosiła...
Ubrali dzieci. Dokładnie sprawdzili, czy żelazko wyłączone, gaz w butli zakręcony, a okna zamknięte. Mieszkali na uboczu, a licho nie śpi. Najbardziej bali się zaprószenia ognia.
Joanna dobrze pamięta – mąż zakręcił gaz w butli. Wymienili ją na pełną – 11 kg, w piątek.
Wyjechali z domu po drugiej, bliżej pół do trzeciej. Pojechali do chrzestnej Oli i do drugich dziadków, rodziców Rafała. Do Stoczka i pod Stoczek.
– Obejrzałam się jeszcze, jak wyruszaliśmy... – mówi cicho Joanna.
Mama Joanny w tej samej wsi, pół kilometra dalej, spojrzała na zegar – za dwadzieścia czwarta. Opowiada: – Pomyślałam, pójdę po krowy. Pasły się na łące niedaleko domu córki. Dochodziłam już, gdy na drodze zobaczyłam sąsiadkę. Krzyczała, machała rękami... Spojrzałam za nią i wrosłam w ziemię. Waliły się resztki ścian, a wokół jedno rumowisko – meble, szczątki talerzy, szczebelki łóżeczka... Ani burzy, ani wiatru, ani ognia...
Jeden z sąsiadów usłyszał wybuch – jakby drzwi mocno trzasnęły, jakby zagrzmiało. Siła rażenia gazowej butli wbiła odłamki blachy i szkła we wszystkie drzewa. Podniosła podłogę. Zmiażdżyła i zmiotła ciężkie sprzęty. Wysoka temperatura, która się przy tym wytworzyła, stopiła firanki i ubrania w szufladach. Nic się nie uratowało. Tylko biała sukienka była w tym samym miejscu, bez jednej plamki. I obraz Matki Boskiej... Widzieli to ludzie. Wójt nawet zrobił zdjęcie.

Nie ma już mojego domku, nie ma...
– I czy to nie cud? – powtarzali sąsiadom sąsiedzi. – Przecież tam zamiast komunii byłby zbiorowy pogrzeb. Gdyby wyjechali godzinę później, gdyby wrócili minutę wcześniej...
Walowie wrócili ze Stoczka przed czwartą. Joanna zasłaniała dzieciom oczy, żeby ten widok nie został im w pamięci. Ale jeszcze teraz wesoły z natury Hubcio podczas zabawy nagle zaczyna płakać: – Nie ma już mojego domku, nie ma...
– Córka i zięć byli załamani, ale każdy im mówił, że to szczęście, że ich w domu nie było – opowiada pani Teresa. – Żal serce ściska, gdy patrzy się na nich. Tak się o dom starali, zięć centralne założył, wodę doprowadził, łazienkę wyszykował... A moja córka to jak pszczółka. Zawsze u niej czyściutko, uprasowane, poskładane...
Joanna, po technikum hotelarskim, pracowała w Warszawie. Wstawała o wpół do czwartej w nocy. Autobus miała po czwartej, w stolicy była na siódmą. Wracała do domu po 19.00. Teraz jest na urlopie wychowawczym. Rafał od niedawna, gdy zrobił kurs spawacza, ma stały etat i tysiąc złotych na rękę. – Nigdy nie było nam lekko – mówią. – Ale co teraz?...

Wszyscy z serca nam pomagali
Wójt gminy Borowie, inż. Wiesław Gąska, był na miejscu tragedii zaraz za strażakami. Przyznał rodzinie mieszkanie zastępcze i 15 tysięcy na początek. – Wszyscy okazali nam dużo serca – wzruszają się Joanna i Rafał. – Obcy ludzie przynosili ubrania, sprzęty... Nigdy tego nie zapomnimy...
– To bardzo lubiana i szanowana rodzina – oznajmia wójt. – Ośmiu sołtysów zebrało już na budowę ich nowego domu 10 tysięcy. Inni czekają ze zbiórką na wypłaty w końcu miesiąca. Zbierzemy chyba około 30 tysięcy.
Nie ma jeszcze ostatecznej ekspertyzy, co było przyczyną tragedii. Według wstępnej oceny nastąpiło rozszczelnienie reduktora butli gazowej. – Urządzenie nie wytrzymało – wyjaśnia wójt. – Los, przypadek...
W ostatnią majową niedzielę Ola w asyście całej rodziny pojechała do parafialnego kościoła w Latowiczu.
Krewni zauważyli, że kiedy zakładała długą, śnieżnobiałą sukienkę, miała łzy w oczach, ale nic nie mówiła. Mama tym razem nie uplotła jej bujnych włosów w warkocz. Na rozpuszczonych upięła wianuszek.

Ale im się córeczka udała
Ola w kościele stała z innymi dziewczynkami w albach, wyższa o głowę, prościutka, skupiona. – Nasz anioł opatrznościowy – mówi babcia. – Szepnęłam do męża – ale im się ta córeczka udała... To moja najstarsza i najukochańsza wnuczka. Bardzo jesteśmy skumplowane. Lubię odbierać ją ze szkoły, bo słyszę same pochwały, że grzeczna, że uczy się najlepiej w klasie. Czytać nauczyła się sama, gdy miała 4 latka... Nieraz, kiedy przysiądę zmęczona, to zaraz do mnie biegnie i obejmuje za szyję. Babciu, może ci w czymś dopomóc? – pyta.
Późnym popołudniem przyjęcie komunijne Oli w domu dziadków Zwierzów powoli się kończy. Większość krewnych już się rozjechała. Ola z uśmiechem pozuje do pamiątkowego zdjęcia. Mama pyta: – O co modliłaś się dziś na mszy Oluniu? Dziewczynka nagle poważnieje. – Żeby Bozia dała szczęście mojej rodzinie... Żeby mieć własny domek. I żeby ściany były takie same, w kuchni zielone, w pokoju brzoskwiniowe. I taka sama łazienka, co ją tatuś zrobił...
Joanna płacze, Rafał wychodzi z pokoju. Babcia mówi: – Pójdziemy w sierpniu z pielgrzymką podziękować za cud. Obrazek Matki Bożej z Dzieciątkiem zawisnął na ścianie zastępczego mieszkania Walów.

Fot. P. Syndoman, S. Posiewka(1)
Zdzisława Jucewicz

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!