Samochwała w kącie stała, i wciąż tak opowiadała... – sześcioletni blondynek bardzo się stara mówić głośno i wyraźnie. Mocno trzyma w rączkach kolorową książeczkę z wierszykami dla dzieci, wodzi wzrokiem wzdłuż linijek tekstu i recytuje: – Najpiękniejsze mam ubranie, zdolna jestem niesłychanie... – Zbysiu, umiesz już czytać? – pytamy. Chłopczyk przeczesuje paluszkami krótko przystrzyżoną czuprynkę i mówi zzakłopotaniem – Jeszcze nie. Ale wiem, co tu jest napisane... Cały wierszyk wiem – wzdycha. – I zaraz Madzi powiem...
Żebrał dla siostry
Na wąskim tapczaniku w pokoju dla chłopców, w domu dziecka w Zwierzyńcu pod Lublinem, leży lalka w czerwonej sukience i podusia-przytulanka. Zbysio energicznie zbiera zabawki na kupkę, dokłada do nich książeczkę z wierszami Brzechwy. – To wszystko dla Madzi – marszczy poważnie czoło. – Bo ona jest bardzo chora.
– Madzia leży w szpitalu, w Lublinie. Miała niedrożność moczowodów i jedną nerkę tak zdeformowaną, że trzeba ją było usunąć – tłumaczy Mariola Bizior, dyrektorka domu dziecka.
– Zbysio nie widział siostry od miesiąca, nie może się doczekać spotkania, strasznie za nią tęskni – dodaje.
Kiedy Zbysio w czerwcu też leżał w szpitalu, Madzia przychodziła do pokoju chłopców, kładła się na jego łóżku i tuliła do jego poduszki. Ma dopiero trzy latka i kocha go bardzo. Do swojej wychowawczyni, Marzeny Dragan, mówi „Mamo” i przytula się do niej jak do prawdziwej mamy, ale cały czas szuka spojrzeniem brata, jakby rozumiała, że to on jest jej najmocniejszym oparciem i jedyną rodziną, jaką ma.
Zbysio i Madzia Klimczukowie trafili do Zwierzyńca pół roku temu. Ich tata nie żył, mamie odebrano prawa rodzicielskie. Przez długi czas dzieci były zdane tylko na siebie. Co rano Zbysio brał siostrzyczkę za rączkę i wyruszali na wędrówkę po okolicy, gdzie mieszkali. On był starszy i bardziej śmiały. Podchodził do obcych, dorosłych ludzi i mówił: – Jesteśmy głodni. Sam wiele nie jadł, żebrał dla siostry.
Okrutny los
Opiekunki z domu dziecka domyślają się, jak bardzo nieszczęśliwe były wtedy dzieci. Powtarzają bajkę – niebajkę, którą chłopczyk opowiadał kolegom na placu zabaw: – Było sobie dziecko, dziecko wygnała mama z domu. Dziecko wybiegło na drogę, biegło, biegło, biegło, aż przybiegło do babci. Babcia, jak zobaczyła to dziecko, to krzyknęła „Hola!” i kopnęła. A dziecko leciało, leciało, leciało...
Mariola Bizior była w rodzinnym domu Madzi i Zbysia, pojechała tam razem z policją, żeby zabrać dzieci.
– Była dziewiąta rano, a dzieci nie ubrane, głodne – wspomina. – Poprosiłam ich mamę o jakieś ubranka na zmianę, o buciki, piżamki, i płakać mi się chciało, jak zobaczyłam, co mi daje.
– Od kilku miesięcy dzieci są u nas, i jestem pewna, że ani razu nie były głodne, a jednak Zbysio przez cały czas ukradkiem starał się robić zapasy jedzenia. W szkole, na przerwie śniadaniowej podchodził do
nauczycielki i prosił o kanapkę, a swoją, którą miał w tornistrze, chomikował na później – dyrektorka dokłada do Madzinej paczki soczek i jakiś batonik, ale po chwili z rezygnacją wyjmuje słodycze. Dziewczynka dopiero co przeszła operację, leży pod kroplówką, jeszcze nie może nic jeść. – Na pierwszy rzut oka widać, że Zbysio przez długi czas nie dojadał – mówi dyrektorka.
– Ma sześć lat, ale waży tylko 16 kilo. To dlatego, jak do nas trafił, wysłaliśmy go do szpitala na obserwację. Był zaniedbany i zarobaczony, dostał leki, my na niego chuchamy i wreszcie powoli dochodzi do siebie.
Madzia miała wtedy na boku przetokę. Trzeba było do niej mocować specjalne woreczki, do których spływał mocz. Dzieci świetnie wiedziały, jak te woreczki trzeba wymieniać, jak myć i dezynfekować przetokę, widać, że same sobie z tym musiły radzić.
– Chyba Madzia pogodziła się z tymi niedogodnościami i traktowała je jak coś normalnego, ale Zbysio martwił się o nią bardzo
– mówi wychowawczyni. Chłopiec słyszy, o czym rozmawiamy, ciągnie opiekunkę za sweter. – Ale Madzia będzie się mogła teraz normalnie kąpać? – upewnia się. – Będzie wchodzić do wanny bez woreczków? Nie trzeba jej będzie myć po kawałku, w misce?
– Madzia będzie zdrowa, będzie biegać, skakać i normalnie się kąpać – pocieszają go opiekunki. Chłopiec pakuje się do samochodu, którym pojedzie do siostry w odwiedziny, i uspokojony... zasypia. W szpitalu od razu wdrapuje się na taboret stojący przy jej łóżku. Łapie ją za rączkę, i nie chce puścić, nawet kiedy mija wyznaczony czas odwiedzin.
Kto ich pokocha?
– Przez pierwsze noce, które dzieci spędziły u nas, budziły się z płaczem i krzykiem, i długo nie można ich było uspokoić – opowiada Marzena Drobik. – A potem, w przedszkolu, Madzia zaczęła bić dzieci po twarzy. Musiała widzieć takie zachowania w domu. Tłumaczyliśmy jej, że tak nie można, że nie wolno nikogo bić. Zrozumiała i zapamiętała. I zabawna rzecz, kiedy była już w szpitalu, rozmawiała ze mną przez telefon i powiedziała mi: – Ja jus gzecna jestem, nie biję dzieci. Jest ulubienicą wszystkich, zawsze uśmiechnięta i rozgadana. Nie powinna być w domu dziecka. I ona, i Zbyszek powinni mieć prawdziwy, ciepły dom.
Mariola Bizior opowiada, że ta dwójka to pierwsze dzieci z uregulowaną sytuacją prawną, które spotkała podczas kilkunastu lat przepracowanych w domu dziecka.
– Niemal od razu mogą trafić do rodziny adopcyjnej – mówi.
Głęboko wierzymy, że wśród naszych czytelników znajdzie się ktoś, kto pokocha te dzieci jak własne.
Od czerwca br. Madzia i Zbysio Klimczukowie mieszkają w Domu Dziecka nr 2 w Zwierzyńcu.
22-470 Zwierzyniec, ul. Partyzantów 3b.
Kontakt z Domem Dziecka:
dyrektor Mariola Bizior,
tel. 0 84 68 72 175
Rodzina, która chciałaby zaadoptować rodzeństwo, powinna się skontaktować z Domem Dziecka. Potem,
w Ośrodku Adopcyjno-Opiekuńczym w swoim miejscu zamieszkania musi przejść przez testy psychologiczne i wziąć udział w kilkumiesięcznym szkoleniu.
Agata Bujnicka
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!