Z nowym rokiem w nowe życie

Z nowym rokiem w nowe życie
Myślałam, że jeśli otoczę się szczelnym murem nikt nie zrani ani mnie, ani mojego dziecka. Nie wiedziałam tylko, że do szczęścia potrzeba jednak czegoś więcej.
/ 14.04.2008 12:48
Z nowym rokiem w nowe życie
Jeszcze przed urodzeniem Patryka przyrzekłam sobie samej, że już się nie zakocham. I jak na razie dotrzymywałam słowa. Nie wracam pamięcią do Jacka, mojej pierwszej wielkiej miłości, który na wiadomość o ciąży wykpił mnie cynicznie.
– Ja... mam zostać ojcem? Wolne żarty! Załatw to! Dam ci kasę!
– Jak śmiesz? – strzeliłam go w twarz tak mocno, że na samo wspomnienie czuję pieczenie dłoni. – Nie będziesz dziecka przeliczać na pieniądze!
W jednej chwili przestał dla mnie istnieć jako człowiek i mężczyzna. W tej jednej chwili moje serce stwardniało. To nic, co nas nie dobije, to nas wzmocni. Teraz muszę zapewnić dobre życie dziecku – postanowiłam.

Tak minęło parę lat. W pracy, w dużej firmie ubezpieczeniowej harowałam za dwóch, robiłam studia podyplomowe i uczyłam się po nocach, żeby po południu mieć czas zajmować się Patrykiem.
Byłam dobrze ubrana, zadbana, uśmiechnięta do klientów, a twarda i wymagająca wobec innych pracowników. Szybko awansowałam. Nie zważałam na to, czy jestem lubiana czy nie. Serce miałam tylko dla Patryka i moich rodziców, najcudowniejszych dziadków na świecie. Patryk był radością mojego życia, moją dumą, miłością i wszystkim, a rodzice najwierniejszymi przyjaciółmi.

Tego dnia po przedszkolu poszliśmy zaraz do domu, bo miał przyjść hydraulik, naprawić coś w łazience. Domofon zadzwonił punktualnie, a po chwili w moich drzwiach stanął młody postawny mężczyzna.
– Dariusz Wysocki – przedstawił się uprzejmie, a ja z zadowoleniem stwierdziłam, że nie czuć od niego zapachu papierosów ani alkoholu.
Wskazałam łazienkę i już chciałam poprosić, żeby uważał na kafelki, gdy zobaczyłam, że pan Dariusz rozkłada na moich pięknych płytkach ceratę i dopiero na niej stawia ogromną torbę.
–O!!! – Patrykowi urosły oczy ze zdziwienia. Zawartość torby najwyraźniej go zachwyciła.
Prawdziwy chłopak – pomyślałam o synku i nagle niepokojąca fala gorąca zalała mi serce. –

Może mu brakuje takiego majsterkowania? Chłopcy to chyba lubią, a mój tata jako dziadek akurat w tej dziedzinie ma dwie lewe ręce.
Przez chwilę patrzyłam, jak Patryk przykucnięty nad torbą pochłania wzrokiem te mechaniczne cudeńka.
– Patryk, nie przeszkadzaj panu – powiedziałam z czułym uśmiechem.
– Patryk mi nie przeszkadza, naprawdę – z uśmiechem zapewnił mnie pan hydraulik. – Lubię dzieci – dodał.
Nastawiłam ekspres i mimowolnie słuchałam "męskiej" rozmowy. Jakiś kulturalny facet – pomyślałam. Mało, że nie używa "słów", wiadomo jakich, to mówi jak ktoś wykształcony. Niewiele myśląc, zaproponowałam mu kawę.
– Będzie mi bardzo miło – odparł. – Za chwilę kończę. I wolałbym w kuchni, jeśli można, bo nie jestem ubrany "na salony" – zażartował.

Dyskretnie go obejrzałam, gdy wchodził do kuchni. Wysoki, postawny szatyn w kombinezonie wyglądał jak przeniesiony żywcem ze słynnej reklamy polskiego hydraulika. Przy kawie chwilę rozmawialiśmy.
– Niestety, ta naprawa to tylko prowizorka, konieczna jest wymiana całej baterii – i chciał mi wyjaśniać, co powinnam kupić, ale mu przerwałam.
– Przepraszam pana, ale czy mógłby pan może sam kupić to wszystko? – zaproponowałam. – Oczywiście, zapłacę za to dodatkowo... Zgodził się i umówiliśmy się za dwa dni.
Przy jego ponownej wizycie Patryk ani na krok nie odstępował fascynującej torby, a na pana Dariusza patrzył jak na cudotwórcę i wypytywał o wszystko.
– Ale tu jest gruby ołówek! – synek prawie wykrzyknął z podziwem. – Co pan rysuje takim ołówkiem?
– Nie rysuję nim, czasem tylko coś zaznaczam na rurach – wyjaśniał hydraulik. – A rysuję zwykłymi ołówkami, pewnie takimi samymi, jakie i ty masz.
– To narysuje mi pan kosmitę? – mój syn wbił w niego oczy pełne nadziei.
– Dobrze – przytaknął mężczyzna.
Już chciałam upomnieć syna, ale pan Dariusz mnie ubiegł: Patryk naprawdę mi nie przeszkadza, to wspaniały chłopiec – uśmiechnął się – chętnie narysuję coś dla niego. Przez całe lata rysowałem dla dwóch dziewczynek, tylko laleczki, misiaczki i takie tam...
– Ma pan córeczki? – zapytałam odruchowo.
– Nie, nie mam jeszcze własnych dzieci – pan Dariusz opowiadał ani na moment nie przerywając pracy – ale mam dwie młodsze siostry, bliźniaczki, Paulinkę i Natalkę. Teraz to już panny, w tym roku zdają maturę i pewnie pójdą na studia, bo uczą się świetnie. Zresztą obiecałem to rodzicom.
– Jak to, obiecał pan – wyrwało mi się.
– Nasi rodzice zginęli w wypadku – powiedział. – Miałem wtedy 21 lat, a one po jedenaście. To szczęście, że byłem dorosły i mogłem przejąć opiekę nad nimi, inaczej poszłyby do domu dziecka. Nie mamy wielu krewnych – wyjaśnił.
– To... okropne, współczuję z powodu rodziców – dukałam zmieszana – ale był pan wtedy chyba za młody na wychowywanie dwóch dziewczynek.
– O, byłem już na studiach – uśmiechnął się pan Dariusz – i uważałem się za bardzo dorosłego! Ale z rent trudno było wyżyć, więc przerwałem studia i zacząłem pracować. Zawsze miałem smykałkę do takich rzeczy, a jako hydraulik całkiem nieźle zarabiam.

Nie zauważyłam, kiedy rozgadaliśmy się na dobre. Po skończonej pracy i rozliczeniu się, siedzieliśmy w kuchni, a pan Dariusz opowiadał o swoim zamiłowaniu do rysunku, zainteresowaniu sztuką, studiach w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, o wypadku rodziców i ich śmierci, o rozprawie w Sądzie Rodzinnym, o kursach zawodowych i założeniu własnej firmy. A przede wszystkim o swoich siostrzyczkach.
Z każdego słowa i uśmiechu przebijała nie tylko miłość starszego brata, ale i duma, że był ich opiekunem, że zastępował dziewczynkom ojca i matkę, że utrzymał dom i rodzinną atmosferę, która zapewniła dziewczynkom normalne życie.
– Przepraszam panią – powiedział nagle – rozgadałem się i zabieram pani czas, zrobiło się już naprawdę późno. Było mi bardzo miło, ale muszę już iść. Tylko, że przykro mi rozczarować Patryka, obiecałem mu rysunek, hm... Gdyby pani pozwoliła może zaprosić się na kawę... z Patrykiem oczywiście... – powiedział nagle.

Zmieszałam się... Nie umawiasz się z żadnymi facetami! – przypomniał mi ostry głos w duszy.
Widocznie wahanie i niepokój były wypisane na mojej twarzy, bo pan Dariusz uśmiechnął się zmieszany.
– Przepraszam panią bardzo – powiedział – moja propozycja była nie na miejscu. Nie chciałem pani urazić.
– To ja przepraszam – odpowiedziałam z przylepionym zawodowym uśmiechem. – Jestem po prostu bardzo zajęta, pan wybaczy...
– Wybacz mi, Patryk, nie zdążę już narysować ci kosmity – pan Dariusz przykucnął przy moim synku – ale... jeśli twoja mama pozwoli, przyślę ci pocztą gotowe rysunki, przyrzekam – spojrzał na mnie prawie błagalnie.

Uśmiechnęłam się sztywno, ale skinęłam potakująco głową.
Patryk przez moment patrzył uważnie w jego oczy.
– Naprawdę? – zapytał poważnie.
– Przyrzekłem – Darek odpowiedział równie poważnie – a słowa dotrzymuję.
Mały chłopiec i postawny mężczyzna uśmiechnęli się do siebie jak równi.
Minęło sporo dni i zapomniałam o tej rozmowie. Zbliżały się Święta Bożego Narodzenia i razem z Patrykiem ubierałam choinkę w naszym mieszkaniu, gdy synek nagle mnie zagadnął.
– Czy Święty Mikołaj przyniesie mi rysunki od pana Darka? – zapytał.
– Rysunki... Jakie rysunki? – przez moment nie mogłam sobie przypomnieć. – Ach, rysunki... no nie wiem. A jak pisałeś list do Mikołaja, to przypomniałeś o tym? – wybrnęłam jakoś.

Dzień przed Wigilią wyjęłam ze skrzynki pocztowej cały plik przesyłek. Na największej sztywnej kopercie zobaczyłam imię Patryka. Zatkało mnie.
Czyżby ten facet pamiętał...? – aż wstrzymałam oddech ze zdziwienia. Otworzyłam list, kiedy Patryk już spał. Wyjęłam plik rysunków zabezpieczonych foliową "koszulką". Do tego spinaczem była doczepiona kartka świąteczna.
Witaj, Patryku! – przeczytałam – przyjmij na gwiazdkę tę historyjkę obrazkową, którą narysowałem specjalnie dla Ciebie. Ale opowiadanie do tych obrazków spróbuj wymyślić sam. Wesołych Świąt – Dariusz.
Obejrzałam spokojnie i uważnie wszystkie rysunki po kolei.
Wspaniałe rysunki i cała historyjka – myślałam z podziwem – prawie jak "Mały Książę", tylko w nowoczesnym stylu. Różne planety, kosmos, gwiazdy, rozmaite sympatyczne stwory, pojazdy w stylu UFO i wśród tego wszystkiego mały chłopiec w dżinsach, który jeździ w gości, albo sam ich przyjmuje. Ma facet talent! – pomyślałam z uznaniem – i chyba nie tylko talent. W tych rysunkach jest jakieś uczucie! Przyjaźń... ciepło... serdeczność... I uśmiechnęłam się na samą myśl, jaką wielką radość sprawią Patrykowi te rysunki! Ale będzie wymyślał historyjki! To miłe ze strony tego gościa. Powinnam mu podziękować.

Następnego dnia po pracy przejrzałam notes i znalazłam pana Dariusza pod "h" – jak hydraulik. Chwilę się wahałam, a potem wystukałam numer.
– To pani! – poznał mnie natychmiast – tak się cieszę! Sprawiła mi pani nadzwyczajną radość, brak mi słów!
Ale słów mu nie brakowało, bo mówił dużo i szybko. Dziękował mi za ten telefon i wypytywał o Patryka, o moje samopoczucie, o łazienkę, o plany świąteczne i sylwestrowe, o wszystko.
Złożyliśmy sobie życzenia. Odłożyłam słuchawkę telefonu i zamyśliłam się. Dlaczego ten facet wywoływał we mnie jakiś niepokój?
Wigilia w domu moich rodziców była wzruszająca i serdeczna, a Święty Mikołaj szczodrze obdarował nas wszystkich prezentami i życzeniami.
Patryk był zachwycony "rysunkowym" prezentem i z zapałem wymyślał opowiadania prawie do każdego rysunku oddzielnie. W dzień Bożego Narodzenia, przy szykowaniu obiadu w kuchni moja mama zagadnęła mnie z wypiekami na twarzy.
– No, powiesz coś wreszcie? – uśmiechnęła się – Śmiało! Kto to jest ten pan Darek? Patryk ciągle o nim mówi!

Usiadłyśmy przy kuchennym stole i jak za dawnych lat opowiedziałam chyba wszystko, co pan Dariusz mi mówił.
– Wspaniały facet! – mama aż westchnęła. – Wychowywał własne siostry! Wiesz, Gosiu, to chyba dobry człowiek! A jaki utalentowany! Te rysunki są prześliczne! I przebija z nich jakieś uczucie, serce... Widać, musiał bardzo polubić Patryka, a ty wpadłaś mu w oko! – mama mrugnęła do mnie filuternie.
– Rysunki rzeczywiście są świetne – uśmiechnęłam się – o wiele ładniejsze, niż te, które widuję w innych książeczkach dla dzieci. Można by takie postacie wykorzystać w filmie animowanym dla dzieci, albo w całym cyklu książeczek. Ale... ta cała reszta, może facet kłamie? – wyraziłam wątpliwość.
– Córeczko kochana – westchnęła mama – nie można tak! Jesteś zbyt surowa dla siebie i dla innych!
– Jestem tylko uważna! – zapewniłam.
– Gosiu! Nie okłamuj się! Nie możesz do końca swoich dni być taka nieufna – mama aż łzy miała w oczach. – Wiem, że zostałaś zraniona i zawiedziona! Ale modlę się, żeby twoje serce nieco stopniało! Nie masz Boga w sercu, skoro nie masz w sobie miłości ani serdeczności!
– Mam miłość! Kocham Patryka i was! – aż krzyknęłam. – Ale nie potrafię już pokochać mężczyzny!
– Nie potrafisz, bo nie chcesz – odrzekła mama – a nie chcesz, bo się boisz! Na świecie są różni ludzie, ale ty widzisz tylko tych złych i zamykasz serce przed całym światem. Ja i tata nie będziemy wieczni. Nie rozumiesz, że szykujesz Patrykowi samotną przyszłość?
– Dlaczego samotną? – zaprotestowałam gwałtownie. – Będzie w szkole, dorośnie, będzie miał swoje pasje, zainteresowania, swoich przyjaciół.
– Nie będzie miał! – mama aż się popłakała. – Patryk nawet nie wie, że można mieć przyjaciół! Czy w twoim domu widzi przyjaciół? Odgrodziłaś się od świata i ludzi. Powinnaś zapomnieć o tym, co było i zacząć nowe życie! Jesteś jeszcze młoda! Możesz kochać i być kochana, możesz wyjść za mąż, mieć dzieci, a ty... urwała nagle. Milczała przez chwilę wycierając oczy chusteczką. – Przepraszam, córeczko – wyszeptała wreszcie po długiej chwili milczenia. – Ja wiem, że to twoje życie, że masz prawo układać je jak zechcesz, ale musiałam ci to powiedzieć, bo widzę, że brniesz w ślepą uliczkę. Musiałam, zrozum mnie...
Już otwierałam usta, żeby zaprotestować, gdy nagle poczułam, że gardło mi się ścisnęło i łzy napłynęły do oczu. Spuściłam głowę, westchnęłam, a potem podeszłam do mamy.
– Tak cię kocham, mamusiu – ucałowałam ją i przytuliłam. – Chyba powinnam ci podziękować za te słowa, pewnie masz rację.
Czułam, jakby mi w duszy topniał lód. Pomyślałam też, że już bardzo dawno nie byłam u spowiedzi...
W drugi dzień Świąt poszłam z Patrykiem do kościoła. Modliłam się gorliwie i prosiłam Boga o wybaczenie. Wychodząc czułam się taka lekka, miałam w oczach łzy radości i ulgi.

Wiedziałam już, co powinnam... Nie, to nie tak. Wiedziałam, co chcę zrobić.
Zaraz po Świętach zadzwoniłam do pana Darka. Pomyślałam, że pewnie go ucieszy parę słów o radości Patryka z jego prezentu i nie pomyliłam się!
Poznał mnie po głosie, zanim zdążyłam dokończyć "dzień dobry". Zupełnie jakby czekał na ten telefon.
Poczułam, jak mi serce mocniej zabiło! Więc myślał o mnie! I tak gorąco prosił o spotkanie! Słyszałam jego radosny głos i przyśpieszony oddech i sprawiało mi to prawdziwą przyjemność. Nawet nie wiem, jak i kiedy się zgodziłam na spotkanie!
– Dobrze, około piątej, to... do jutra... Darku... – odłożyłam słuchawkę.
Czułam wypieki na twarzy i zamieszanie w głowie.
Podobam mu się – uśmiechnęłam się sama do siebie. – I właściwie... on mi się też bardzo podoba!

Nazajutrz razem z Patrykiem poszliśmy na umówiony obiad. Dariusz czekał przy stoliku z pięknym bukietem ciemnoczerwonych róż. Podał mi kwiaty i pocałował mnie w rękę.
– Marzyłem o tobie, Małgosiu – patrzył mi w oczy gorąco i namiętnie. – Ciągle myślałem o tobie, o Patryku, o wspólnych obiadach i spacerach, o wspólnych świętach i dniach powszednich, o zwyczajnym życiu. Bez bogactwa, ale za to z ogromem miłości. Bo ja cię kocham..., bardzo... – urwał nagle, jakby zabrakło mu tchu. – Nie oczekuję cudu – dodał po chwili. – Ale może z czasem i ty mnie pokochasz. Przecież zadzwoniłaś. Po tym pierwszym telefonie, pomyślałem sobie, że jeśli jeszcze raz zadzwonisz, to może...

Milczałam, ale w sercu czułam jakieś nieznane mi dotąd ciepło. Potem, kiedy poszliśmy na spacer, pozwoliłam się przytulić. Poczułam się dziwnie szczęśliwa! A kilka dni później spędziliśmy razem uroczego sylwestra! I od tamtego dnia jesteśmy ze sobą, kiedy tylko możemy.
Jeszcze sobie niczego nie przyrzekliśmy, nie padły jeszcze te prawdziwie wiążące słowa, ale... Może nie potrzebowaliśmy tych słów? Oboje jesteśmy teraz zaabsorbowani nowymi planami. Darek podpisał umowę z wydawnictwem książek dla dzieci i przygotowuje do druku serię rysunków do dużego cyklu książeczek "Goście Patryka".
Ja uzgodniłam z moim szefem, że część moich obowiązków w firmie przejmie ktoś inny. Będę miała więcej czasu dla synka i dla nas. A Patryk szaleje z radości, gdy może pomagać Darkowi w jakichś pracach domowych. I jeszcze coś – chyba zaczyna zawierać pierwsze przyjaźnie, bo coraz częściej jego opowieści zaczynają się od słów: "Wiesz, Darek, a Maciek w przedszkolu powiedział..."

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA