Jo – „Moje piersi to było Coś!”

Jo przeszła obustronną mastektomię/ Zdjęcie pochodzi z wystawy „Odzyskana Kobiecość” – fotografie Terry Lorant
Moje piersi to było Coś, od czasu, gdy tylko się pojawiły. A urosły mi szybko i obficie. Nie ukrywam, że budziły zainteresowanie, chociaż bywało też, że wprawiały mnie w zakłopotanie. Tak o swoich prawdziwych piersiach opowiada Joanne Sonn, dzięki której powstał album „Reconstructing Aphrodite”.
/ 19.04.2011 10:33
Jo przeszła obustronną mastektomię/ Zdjęcie pochodzi z wystawy „Odzyskana Kobiecość” – fotografie Terry Lorant

Jako nastolatka i dwudziestoparolatka postrzegałam siebie jako wyzwoloną intelektualistkę, a wydatne piersi nie pasowały do tego wizerunku. Traktowałam je zawsze dość ambiwalentnie – podkreślałam dumnie, kiedy czułam, że może mi to w czymś pomóc, ale częściej jednak po prostu je ukrywałam.

W grupie ryzyka

Zanim zdiagnozowano u mnie raka piersi, powoli przyzwyczajałam się do myśli, że może to kiedyś nastąpić. Tuż przed moimi trzydziestymi urodzinami, podczas rutynowego badania piersi, mój ginekolog powiedział: „Twoje piersi są duże i trudno je dokładnie zbadać. Powinnaś zrobić mammografię i powtarzać ją co roku”. Dodał jeszcze, że jestem w grupie ryzyka, ponieważ wcześnie zaczęłam dojrzewać i nie byłam jeszcze nigdy w ciąży. Kiedy u mojej siostry wykryto raka piersi, ryzyko tym bardziej wzrosło.

Przeczytaj: Guzek w piersi - czy to powód do niepokoju?

Rak piersi i AIDS w najbliższym otoczeniu

Do połowy lat 80. moje przyjaciółki chorowały i umierały na raka piersi, a moi przyjaciele – homoseksualiści na AIDS. Dziesięć lat pomiędzy 1985 a 1995 rokiem, to był dla mnie, w San Francisco, czas smutku i niepowetowanych strat. W 1987 roku u mojej bliskiej przyjaciółki, osoby o niezwykłej osobowości i błyskotliwym talencie, zdiagnozowano raka piersi – w tym samym tygodniu, kiedy zmarła przedwcześnie druga moja przyjaciółka, z powodu tej samej choroby.

Któregoś popołudnia, wraz z mężem, zaczęliśmy wyliczać znane nam kobiety, które miały raka piersi – te, które żyły i te, które niedawno odeszły. Zatrzymaliśmy się na liczbie czterdzieści. Tych wszystkich, których odebrał nam AIDS nie daliśmy rady zliczyć.

Mastektomia i rekonstrukcja

Wspominam o tym, żeby stało się jasne, dlaczego nie byłam później ani zaskoczona diagnozą, ani też myśl o utracie piersi nie wpędziła mnie w rozpacz. Moje piersi były fajne póki były, ale nie warto było za nie cierpieć, zwłaszcza że usuwając je mogłam uniknąć naświetlań, chemioterapii i – z pewnością – nawrotów choroby.

Kiedy szłam na wizytę do mojego chirurga, by poradzić się w sprawie rekonstrukcji, przygotowałam sobie wiele pytań. Chciałam także obejrzeć zdjęcia pokazujące efekty zabiegów. Chirurg, którego odwiedziłam wcześniej pokazał mi bardzo stare nagranie wideo przedstawiające kobiety po zabiegach rekonstrukcji piersi. Obejrzałam około trzech minut – więcej nie byłam w stanie. Ostateczny efekt nie wydawał mi się wart zachodu. Dlatego zaczęłam skłaniać się tylko ku usunięciu piersi. Ta wizyta miała jedynie potwierdzić moją decyzję, ale – jak widać – zmieniłam zdanie.

Po jedenastu biopsjach, wielu frustracjach i wahaniach poddałam się w końcu obustronnej mastektomii. Teraz chciałabym podzielić się tym, przez co przeszłam. Album „Reconstructing Aphrodite”, a także ta wystawa, to zapis moich spotkań z silnymi, wspaniałymi kobietami, które pokonały raka piersi. To także rezultat rozmów z oddanymi swojej pracy i pacjentkom chirurgami. To wreszcie efekt pracy świetnego fotografa, Terry Lorant, która przekonała te wszystkie skromne kobiety, by odkryły przed nami swoje piękne ciała.
Mam nadzieję, że fotografie te pomogą choć trochę przełamać lęk, jaki towarzyszy tej chorobie.

Jo

Poznaj historię Diane

Materiały udostępnione przez firmę MENTOR i Agencję PR - M. Smolińska /Wystawa „Odzyskana Kobiecość” – fotografie Terry Lorant

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA