fot. Fotolia
Kim jest celebryta?
Celebryci uosabiają sławę jak gdyby „bez powodu” lub jedynie z powodu kaprysu losu, względnie zachcianki mediów. W przeciwieństwie jednak do (…) gwiazdeczek, często potrafią się dłużej utrzymać na „powierzchni sławy”, a uwaga publiczności skupia się wyłącznie na ich wizerunku i stylu życia.
Punktem wyjścia większości analiz tego typu gwiazd jest słynne stwierdzenie Daniela J. Boorstina, że celebryta to osoba, która jest znana tylko z tego powodu, że jest znana. Krytykując społeczeństwo amerykańskie, D.J. Boorstin stwierdzał, że celebryci potwierdzają przenikającą je kulturę nieautentyczności oraz logikę „pseudowydarzeń”. Te drugie to zaplanowane i propagowane przez mass media zjawiska lub sytuacje, których znaczenie wynika wyłącznie z rangi i rozgłosu nadawanego im przez telewizję i prasę, mimo że obiektywnie nie jest to uzasadnione.
Celebryta jest w tym kontekście „ludzkim pseudowydarzeniem”, postacią sfabrykowaną przez media; sam w sobie prezentuje bardzo niewiele.
Tak więc w przypadku celebrytów sława jest oderwana zarówno od konkretnych osiągnięć, jak i od bohaterstwa czy heroizmu (Robert van Krieken pisze nawet, że cała debata na temat współczesnego „gwiazdorstwa” zdominowana została przez opozycję między bohaterem a celebrytą). Liczba współczesnych celebrytów wydaje się nieograniczona, warto jednak podać chociaż jeden przykład.
Paris Hilton – modelowa celebrytka?
Wybrałem bogatą Amerykankę Paris Hilton, prawnuczkę założyciela słynnej sieci hoteli Hilton, zarówno celebrytkę sensu stricto, jak i aktorkę, piosenkarkę, modelkę, projektantkę i właścicielkę sieci luksusowych sklepów nazwanych jej imieniem i nazwiskiem (pięć z nich znajduje się w miejscowości Mekka w Arabii Saudyjskiej, konserwatywnym państwie islamskim, co jest fascynującym paradoksem z uwagi na ekspresyjną, łamiącą normy seksualność i sprzeczny z arabskim postrzeganiem kobiecości styl życia ich właścicielki). Nie jest ona bynajmniej efemeryczną celebrytką, a spektakularność jej dokonań i wieloletnia już sława krystalizują zarówno specyfikę tego typu postaci, jak i występujące wokół nich kontrowersje.
Paris Hilton jest sławna i podziwiana przez miliony nastolatek (i nie tylko), pomimo że – w opinii krytyków – niczym na to nie zasługuje. Podaje się ją jako przykład celebrytki „pozbawionej niemal całkowicie jakichkolwiek znaczących osiągnięć, która uzyskała ten status dzięki swojemu wyglądowi, bogactwu, promocji reklamowej, świadomym działaniom i skandalizującym incydentom”. Z kolei Murray Milner Jr. pisze, że Paris Hilton „maksymalizuje swoją widzialność społeczną przez maksymalizację widzialności swojego ciała”. Trzy atrybuty, które według mnie kojarzą się z tą osobą, to nieprawdopodobna pewność siebie, skandale i seksualność.
Mimo że w Księdze rekordów Guinnessa nazwana została „najbardziej przecenioną celebrytką”, sama z łatwością porównuje się do Marilyn Monroe i księżnej Diany. Chociaż otrzymała dwie Złote Maliny (jedna dla najgorszej aktorki pierwszoplanowej roku, druga dla najgorszej aktorki drugoplanowej), reżyserowie pragną obsadzać ją w rolach w kolejnych filmach (w 2013 roku wystąpiła w komedii kryminalnej The Bling Ring, grając samą siebie). Można zresztą stwierdzić, że nie każdy aktor może otrzymać dającą ogromny rozgłos Złotą Malinę, a Paris Hilton, zdobywając ją, znalazła się w bardzo dobrym towarzystwie takich gwiazd, jak: Halle Berry, Sandra Bullock, Mariah Carey, Melanie Griffith, Jennifer Lopez, Liza Minnelli, Madonna, Demi Moore, Britney Spears, Sharon Stone, Patrick Swayze, Ben Affleck (niektórzy z wymienionych są równocześnie laureatami Oscara dla najlepszej aktorki/aktora).
Niezwykle istotne w potwierdzaniu statusu celebryty są romanse, które stanowią źródło ekscytacji publiki i tworzą aureolę seksualnej i osobowościowej atrakcyjności omawianego typu gwiazd. Liczba romansów P. Hilton zdaje się nieskończona, a ich intensywność i „zwroty akcji” są źródłem nieustannych fascynacji i plotek. Wśród jej partnerów można znaleźć aktorów (takich jak Leonardo DiCaprio czy Colin Farrell), piosenkarzy (na przykład Nicka Cartera z Backstreet Boys), sportowców (wielokrotny mistrz świata w boksie zawodowym Oscar De La Hoya, znany bejsbolista i celebryta Doug Reinhardt), multimilionerów (Paris Latsis i Stavros Niarchos III). Dodam, że podczas wywiadu telewizyjnego w programie Davida Lettermana przedstawiła widowni bez żadnego skrępowania swojego nowego chłopaka, dwudziestojednoletniego hiszpańskiego modela, mówiąc, iż jest on „bardzo podniecający”.
Liczba sensacyjnych wydarzeń w życiu P. Hilton także wydaje się nieograniczona. Celebrytka mogłaby nimi (mimo że ma dopiero trzydzieści dwa lata) zapełnić biografie wielu ludzi. Można tu przywołać pornograficzny filmik z jej udziałem, który znalazł się w Internecie, a także utratę prawa jazdy za jazdę samochodem w stanie nietrzeźwym, a następnie areszt za prowadzenie samochodu bez prawa jazdy czy wyrok z zawieszeniem za posiadanie kokainy. Celebrytów takich jak P. Hilton zdają się nie obejmować tradycyjne normy moralne i standardy zachowań – udział w różnego typu ekscesach nic nie ujmuje ich sławie, wręcz przeciwnie – nakręca spiralę zainteresowania nimi.
Przekraczanie obowiązujących zasad tylko uprawomocnia „celebryctwo” i wpisaną w nie sławę. Chociaż oczywiście trudno powstrzymać się w tym miejscu od jednej uwagi: gdyby Paris nie była bogaczką, prawnuczką Hiltona, to kogo zainteresowałyby jej jazda samochodem bez prawa jazdy czy posiadanie narkotyków? Skok adrenaliny u widowni wywołuje świadomość, że to właśnie ona, a nie kto inny (jakiś „szary człowiek”) wywołuje kolejne ekscesy. Publiczność obserwuje i komentuje; żąda nowych sensacji.
Zdjęcia i teledyski P. Hilton prezentują ją jako kobietę seksualną i świadomą własnej seksualności, która w zależności od nastroju może się wcielić w postać pasywnego obiektu seksualnego albo „seksualnej modliszki”. Jest pewna siebie, eksponuje swój sukces, swoje bogactwo, swoje ciało i seksualność, jest świadomie narcystyczna (Jean M. Twenge, W. Keith Campbell twierdzą, że narcyzm jest dla celebrytów „stanem normalnym” i że są oni źródłem upowszechniania tej cechy w społeczeństwie).
Zobacz też: Czy współczesne gwiazdy są wytworem mediów?
Sława uzasadniająca sławę
Teledyski i wystąpienia P. Hilton cieszą się ogromną popularnością w Internecie – nawet jeśli jest powszechnie krytykowana, to i tak się ją ogląda (dodam, że jedyna wydana przez nią w 2006 roku płyta znalazła się na listach najlepiej sprzedawanych płyt w wielu krajach świata). Potrafiła się ona zaprezentować nie tylko jako celebrytka, której sława uzasadnia ową sławę.
Zdołała jednocześnie uosobić „lekkość bytu” – zdaje się czystą formą braku niepokoju i jakichkolwiek problemów egzystencjalnych (co stanowi potężny atut w naszym niepewnym świecie). Jej kobiecość, urok, seksualność i bogactwo istnieją jak gdyby „same w sobie”, „same dla siebie”, oderwane od jakiegokolwiek kontekstu społecznego. Są swobodne i beztroskie – wydają się stanowić jedyny układ odniesienia dla samych siebie. Uzasadnieniem dla roli celebrytki Paris Hilton jest to, że istnieje jako celebrytka, że „jest sobą”, że „jest Paris Hilton”. I zapewne tak pozostanie, dopóki zachowa swoją atrakcyjność wizualną oraz będzie potrafiła wzbudzać sensację i tworzyć kolejne „ekscytujące newsy” wokół swojej osoby. Dopóki będzie celebrytką, popularnością będą się też cieszyć jej teledyski, role w filmach czy sygnowane jej nazwiskiem torebki lub perfumy.
Mamy tu więc do czynienia z sytuacją odwrotną od obserwowanej w przypadku tradycyjnych gwiazd, których dokonania artystyczne stanowiły źródło ich sławy. W przypadku P. Hilton to sława nadaje wartość jej muzyce, rolom i kobiecym gadżetom. Można się więc zgodzić z Barrym Kingiem, że główną formą zdobywania przez nią sławy jest autoprezentacja, której formy i stylistyka całkowicie usuwają w cień jej „prawdziwy” charakter czy tożsamość.
Znakomitym przykładem jej zdolności w tej dziedzinie jest udział w różnego typu wywiadach, w których bardzo swobodnie i inteligentnie odpowiada na wszystkie pytania, bawiąc się słowem i sytuacją. Jest tak bardzo „celebrytką wcieloną”, że nie wydaje się istnieć jakakolwiek różnica między jej tożsamością celebryty a jej tożsamością jako człowieka. Ma się wrażenie, że jako celebryta jest po prostu sobą, w swoim wnętrzu nie jest bowiem nikim innym jak tylko celebrytką. Jest wyłącznie wspaniałą prezentacją, pod którą już nic innego nie ma.
Można, biorąc pod uwagę choćby postać P. Hilton, stwierdzić za B. Kingiem, że postać celebryty stanowi ostateczne zwycięstwo indywidualizmu nad kolektywizmem. Paris Hilton wydaje się przy tym w swoich medialnych reprezentacjach nie tyle „jednostką społeczną”, ile formą „jednostkowego bytu”, który sam sobie wystarczy dla swojego istnienia (a uprawomocnienia dla niego dostarczają sława i radość z bycia ze samą sobą). Idąc dalej śladem rozważań B. Kinga, można potwierdzić istnienie w kulturze współczesnej „czystego celebryty” – „stanu bycia, który nie zawiera komplikacji w postaci pewnych konkretnych kompetencji ani taksonomicznego znaczenia bycia w pewnym typie” (na przykład szeryfa, czy amanta).
Celebryta nie jest w żaden sposób „związany z jakąś skalą osiągnięć w jakiejś dziedzinie, uzyskując status osoby o uniwersalnej wartości, rodzaj pieczęci egzystencjalnej, która redukuje konkretne przestrzenie osiągnięć do abstrakcji wyznaczonej przez nazwisko”. Trzeba jednak dodać, że celebryta, jak to pokazałem na przykładzie P. Hilton, bardzo często próbuje swoich sił w określonej sferze show-biznesu – muzyce, modzie, filmie. Z kolei gwiazdy z tych sfer uzyskują niekiedy status celebryty, jeśli tylko potrafią wytwarzać wokół siebie odpowiednią ekscytującą aurę w zakresie stylu życia i nadzwyczajnych wydarzeń.
Zobacz też: Kogo podziwiamy? Typy idoli
Celebryta – brak osobowości?
Fenomen celebrytów ma jeszcze jeden kontekst. Otóż paradoksalnie to, że zredukowani są oni do „czystej prezentacji” czy „czystego wizerunku”, powoduje, iż nie są obciążeni jakąkolwiek tożsamością czy głębszymi cechami osobowościowymi.
Celebryta ma wspaniały wizerunek i nikogo nie obchodzi ani to, co się pod nim kryje, ani to, czy cokolwiek się pod nim kryje. Główną cechą „osobowości” celebryty jest – podkreślę raz jeszcze – zdolność do ekspozycji swojej atrakcyjności i sławy. W ten sposób każdy może wpisać siebie (i swoje marzenia) w konkretnego celebrytę, z którym się identyfikuje.
Widz/fan nie wie, czy celebryta „w swoim wnętrzu” jest emocjonalny, czy pozbawiony emocji, czy poddaje refleksji swoje życie i świat, czy jest empatyczny, asertywny, zmienny w nastrojach, czy może stabilny i stoicki, słodki czy okrutny i tak dalej. Celebryta jest taki, jakiego można go sobie wyobrazić. Każdy widz/fan może w celebrytę wpisać każdą cechę i każde znaczenie. Każdy może też założyć, że – przy odpowiednim zbiegu okoliczności – mógłby zostać celebrytą.
Trudno więc się zgodzić z tymi krytykami kultury współczesnej, którzy nawiązując do myśli Theodora Adorna i Maxa Horkheimera, uważają, że celebryta – jako osoba pozbawiona realności, „towar, wizerunek bez substancji” – stanowi integralną, „wykorzystywaną do kontroli bezwolnych odbiorców” część systemu „fałszywych wartości” czy „opresyjnej ideologii”. Bardziej adekwatne wydają się w tym kontekście analizy Johna Fiske’a, który nawiązując do poststrukturalizmu, odrzuca tezę eksponującą w perspektywie „homogenicznej totalności” niepodważalność zjawisk dominacji przekazów popkulturowych (na przykład przekazu telewizyjnego) nad tożsamością ich odbiorców. Jego zdaniem, odbiorcy ci nie stanowią – jak utrzymują strukturaliści – bezwolnej masy, posiadającej fałszywą świadomość. Kładzie nacisk na „popularną przyjemność” kreowaną przez odbiorców w procesie oddolnego nadawania znaczeń. W kontekście problemu celebrytów istotne jest tutaj różnorodne wkomponowywanie przez odbiorców postaci celebrytów we własną tożsamość i własne marzenia, choć zawsze przy akceptacji tej „metanarracyjnej” ich cechy, jaką jest sława. Poza tym na gruncie współczesnej kultury popularnej, w której „wszystko miesza się ze wszystkim”, pojęcia fałszywej i prawdziwej świadomości nie wydają się mieć zbyt wiele sensu (…).
Sława jest ważniejsza niż wykształcenie?
Dodam, że w dyskusjach na temat celebrytów twierdzi się, iż zjawisko to wpisuje się w „egalitariański etos amerykańskiej kultury i społeczeństwa”, który zakłada, że każdy ma „równe możliwości osiągnięcia nierównego statusu i bogactwa”. U jego podstaw leży bowiem założenie, że każdy może zostać celebrytą, „jeżeli tylko udowodni, że potrafi się wpisać w koncepcję sławy i stać się szeroko znany z jakiegokolwiek powodu”. W ten sposób bez wątpienia reorientuje się aspiracje milionów młodych ludzi, którzy są przekonani, że sukces i sława instant są znacznie bardziej atrakcyjne niż wykształcenie i wieloletni wysiłek potrzebne do zdobycia wysokiej pozycji społecznej. W przypadku celebryty ma się wrażenie, że osiągnął „wszystko od razu” – przy czym, zaznaczę raz jeszcze, owo „wszystko” jest równoznaczne ze sławą (która, jak się wierzy, nieuchronnie związana jest z bogactwem i posiadaniem wspaniałej tożsamości).
Kategoria celebrytów potwierdza więc nie tylko mit, że każdy może być sławny, ale także że „każdy może być każdy”. Istotne są bowiem wyłącznie wizerunek i autoprezentacja. Nie są z kolei ważne „wnętrze tożsamości” czy cechy osobowościowe, ponieważ znikają one całkowicie pod zewnętrznym wizerunkiem i wszechogarniającym klimatem sławy.
Zobacz też: Dlaczego chcemy być sławni?
Fragment pochodzi z książki „Kultura popularna i tożsamość młodzieży” Z. Melosika (Impuls 2013). Publikacja za zgodą wydawcy.
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!