fot. Fotolia
Wzrusza nas widok pary starszych ludzi, którzy, pomimo upływu lat, spacerują razem, trzymając się za ręce. Uśmiechamy się mimo woli, kiedy słuchamy ich zapewnień o wzajemnym uczuciu, trwałym mimo upływu lat. Takie osoby zapytane o to, co pozwoliło ich miłości przetrwać tyle lat, często odpowiadają: „nasze małżeństwo pochodzi z czasów, kiedy psujące rzeczy się naprawiało, a nie wymieniało”.
Czy wzrost liczby rozwodów świadczy o tym, że teraz ludzie nie czują potrzeby walczyć o swój związek? Warto spojrzeć na to zagadnienie oczami terapeuty.
Niezgodność charakterów?
Najnowszy rocznik demograficzny Głównego Urzędu Statystycznego podaje, że w 2012 roku (najnowsze opracowane dane) ilość małżeństw zawartych w Polsce wyniosła 203 900, natomiast liczba rozwodów: 64 400. Oznacza to, że na trzy śluby przypadał jeden rozwód.
– Warto uzmysłowić sobie, że te dane wcale nie muszą wskazywać na kryzys instytucji małżeńskiej jako takiej. Nie można od razu wyciągać wniosków, a niestety często tak się dzieje, że większość rozwodów jest spowodowana nieodpowiedzialnym stosunkiem ludzi do małżeństwa – mówi Renata Borysiak z Centrum Psychoterapeutycznego Tęcza. – Spotkałam wiele par, które próbowały ratować swój związek albo tak się im tylko wydawało. Po prostu często to, co łączy ludzi na początku, z czasem przestaje wystarczać, by tworzyć dojrzałą, opartą na miłości, zrozumieniu i szacunku relację.
Okazuje się, że „niezgodność charakterów” nie jest tylko wyświechtaną formułką podawaną jako powód rozstania.
Każdy związek przeżywa kryzys(y)
Dwoje ludzi, decydując się na wspólne życie, często z góry zakłada, że ich związek będzie sielanką trwającą bez większych przeszkód. To duży błąd, gdyż takie nastawienie może prowadzić do uczucia rozczarowania związkiem i rzutować na poczucie sensu całej relacji w momencie wystąpienia pierwszych nieporozumień.
Przyjmuje się, że każdy związek przechodzi przez kilka etapów kryzysowych: po zawarciu związku, kiedy na świecie pojawia się dziecko, dorastanie dzieci, wyprowadzka dziecka z domu, przejście na emeryturę.
– To właśnie najczęściej w takich momentach życia następuje weryfikacja relacji i pary decydują się na terapię. To jak najbardziej naturalne, tym bardziej, że mówimy o sytuacji, w której spotykają się ludzie o różnych przekazach i nawykach wyniesionych z rodzinnego domu, a co za tym często idzie w innych sposób wyrażających emocje – mówi Renata Borysiak.
Nadal wiele par, napotykając w małżeństwie problem, zakłada z góry, że nie da się go rozwiązać. Popularne jest przekonanie, że dorosłego człowieka już nie da się zmienić.
Warto w tym momencie zaznaczyć, że nie o samą zmianę chodzi w terapii, a pokazanie innego sposobu widzenia, przeżywania drugiej strony. Często sama terapia, mimo że wymaga pracy, na dłuższą metę jest znacznie mniej wyczerpująca psychicznie niż rozstanie. Wiele osób stających w obliczu problemów małżeńskich wybiera rozwód, będąc w błędnym przekonaniu, że to pozwoli im zamknąć bolesną sprawę i zostawić ją za sobą. Niestety, w rzeczywistości jest to coś, co pozostawia w psychice ślady na długie lata.
Zobacz też: Jak odróżnić zdrową miłość od toksycznej?
Prawdy i mity na temat terapii małżeńskiej
Wiele osób ma błędne wyobrażenie na temat przebiegu terapii. Niektórym wydaje się, że taka terapia zabiera człowiekowi osobowość i na jej miejsce tworzy inną, sztuczną, pozwalającą żyć w małżeństwie, ale kosztem siebie. Nic bardziej mylnego!
Warto zaznaczyć podstawową kwestię: celem terapii małżeńskiej samym w sobie nie jest ponowne łączenie ludzi, chociaż może się to zdarzyć.
– Z parami, które przychodzą po pomoc, pracuje się nad konkretnym problemem. On zawsze jest, czasami zupełnie nieuświadomiony. Jeśli ludzie znajdują w sobie na tyle siły i chęci, by spojrzeć na problemy partnera i dokonać pewnych modyfikacji w swoim zachowaniu, najczęściej zostają ze sobą. Zdarzają się jednak i takie sytuacje, w których dalsze wspólne życie nie ma sensu i paradoksalnie to właśnie terapia pozwala na uświadomienie sobie tego faktu – mówi Renata Borysiak.
Ile czasu trwa terapia par?
Najczęściej terapia par trwa około 6-12 miesięcy. Często zależy to od częstotliwości spotkań – najlepiej by odbywały się one raz na tydzień. To optymalny czas zarówno dla terapeuty, jak i pacjentów na wypracowanie satysfakcjonującego rozwiązania dla obu stron.
Idealną sytuacją jest taka, w której para ma dwóch terapeutów, najlepiej parę (kobietę i mężczyznę), będących rzecznikiem każdej ze stron, choć nie jest to warunek konieczny.
Okazuje się, że w pewnych sytuacjach terapia par jest z góry skazana na niepowodzenia.
– Zdarzają się też przypadki manipulacji terapeutą przez jedną ze stron. O ile jak najbardziej zasadne jest myślenie o terapeucie jako osobie, która może dać komuś siłę do podjęcia trudnej decyzji, o tyle założenie, że to właśnie on podejmie tę decyzję i weźmie na swoje barki odpowiedzialność za rozpad związku, jest kompletnym nieporozumieniem – mówi Renata Borysiak.
Zobacz też: Zdrada… i co dalej?
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!