Mogę sprawić, że ktoś zaprosi mnie do siebie, że poślubię tego kogo zechcę (pomimo, że on nie bardzo chce!), mogę też spowodować, że moje dziecko wybierze taki zawód, jaki mnie (a nie jemu) wydaje się najlepszy. Jeśli mogę przeforsować to wszystko, to praktycznie władam duszą tego drugiego człowieka. Uważacie, że to przesada? Myślę, że jednak nie.
Nie potrafię już nawet zliczyć, ile osób zwierzyło mi się, że poślubili swojego małżonka tylko dlatego, że groził, iż popełni samobójstwo. A iluż rodziców „trzyma” swoje dorosłe dzieci przy sobie tylko dlatego, że boją się zostać sami na starość? Ile razy ktoś nami manipulował, wykorzystując nasze poczucie winy? Praktycznie wszyscy stosują tę metodę i równocześnie stają się jej ofiarami. Często działa ona niezwykle skutecznie, ponieważ druga strona całkowicie poddaje się manipulacji emocjonalnej.
Nie można pozwolić na to, aby z powodu niezawinionego przez nas cierpienia uczuciowego innych – postępować wbrew własnym interesom. Jeśli podejmujemy stanowczą decyzję, że nie poślubimy danej osoby ponieważ jej nie kochamy, a ona wpada z tego powodu w histerię i grozi samobójstwem, nie powinniśmy zmieniać zdania tylko po to, aby zrobić komuś przyjemność – gdyż będzie to uleganie emocjonalnemu szantażowi.
Jeśli chcemy uniknąć emocjonalnego szantażu, musimy pamiętać o kilku ważnych zasadach:
Po pierwsze, bez względu na to, jak bardzo nasze postępowanie czy plany są „nie po myśli” drugiej osoby, nie należy winić siebie za to, co ta druga osoba czuje. Ten, kto stosuje emocjonalny szantaż - sam doprowadza się do depresji i frustracji. I należy mu to wyraźnie powiedzieć.
Po drugie, nie należy wierzyć osobie, która nas w ten sposób szantażuje, że robi to wszystko tylko z miłości do nas. Przede wszystkim nie zależy jej na tym, byśmy stali się niezależni. Będzie szczęśliwi tylko wtedy, gdy postawi na swoim. Dlatego ma nadzieję, że tak nam będzie przykro z powodu jej narzekań, łez itp., że „zlitujemy się” i ustąpimy. Tak naprawdę większość takich „szantażystów” interesują prawie wyłącznie własne cele życiowe, a nie nasze. Nie interesują ich także nasze uczucia i potrzeby psychiczne.
Po trzecie, nie dajmy się przestraszyć czyimiś groźbami popełnienia samobójstwa. Ilekroć ktoś używa tego oręża przeciwko nam, należy mu powiedzieć, że nie bierzemy odpowiedzialności za jego życie, ponieważ to on nim kieruje, że cały ten pomysł jest chybiony. Nie jest to zachowanie tak bezduszne, jakby się na pierwszy rzut oka wydawało. Postępując inaczej (pokazując, że naprawdę się przestraszyliśmy) możemy spowodować, że osoba taka będzie próbowała spełnić swoją groźbę w nadziei, że skłoni nas w ten sposób to ustępstw. Gdy jednak powiemy bez ogródek, że – choć będzie nam przykro, jeżeli popełni samobójstwo – naszym zdaniem ma prawo tak uczynić, przekonamy się ze zdumieniem, jak szybko z tego zrezygnuje.
Po czwarte, litując się nad kimś pozbawiamy go pewności siebie. Zamiast, jak nam się wydaje, podnieść go na duchu, nasza nadmierna wrażliwość oznacza w jego oczach, że uważamy go za beznadziejnego i jest dla nas zupełnie zrozumiałe, że nie radzi sobie ze swoim życiem. Ten ktoś myśli sobie: „Jestem taki biedny. Do niczego się nie nadaję. Nikt mnie nie kocha”. Wtedy pojawiamy się my i litując się ulegamy emocjonalnemu szantażowi, co w istocie jest komunikatem: ”Tak, jesteś taki biedny i budzisz współczucie, nikt cię nie kocha i nie radzisz sobie ze swoim życiem i swoimi emocjami”. Czy w ten sposób osoba litująca się nad sobą może odzyskać wiarę w siebie? Oczywiście nie.
Lidia Irla
źródło: mwmedia
źródło: mwmedia
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!