Oswajanie śmierci, czyli życie w hospicjum okiem psychologa - wywiad

Dorota Han-Malicka
O osobistych motywacjach do pracy w hospicjum, stosunku do wykonywanej pracy oraz jej wpływie na priorytety w życiu opowiada Dorota Han-Malicka, szefowa zespołu psychologów w Fundacji Hospicjum Onkologiczne św. Krzysztofa w Warszawie.
/ 31.10.2016 22:19
Dorota Han-Malicka

Jakie były Pani motywacje, aby pracować w hospicjum?

Nie pamiętam jakiegoś nadzwyczajnego momentu olśnienia, że chcę pracować w hospicjum. Na studiach miałam możliwość wyboru modułów specjalizacyjnych i jednym z nich była praca z osobą w chorobie nowotworowej. To mnie po prostu interesowało. Podczas trwania modułu musiałam odbyć staż w placówce związanej z opieką nad osobami chorymi na nowotwory i to doświadczenie tylko umocniło moje przekonanie o chęci pracy w takim miejscu. Zaczęłam się w tym kierunku szkolić i kończąc studia wiedziałam już, że na tym etapie życia chcę być związana z takim, a nie innym obszarem opieki. I tak już zostało.

Jak długo zajęło Pani oswajanie się z bólem pacjentów, z ich cierpieniem? Na pewno nadal dotyka to Panią w jakiś sposób…

Myślę, że dotyka mnie to nadal. To, co jest ważne w tym fachu, to stawianie granic i panowanie nad emocjami. Inaczej człowiek wypaliłby się natychmiast. Są momenty, kiedy człowiek gorzej sobie z tym radzi, są też i takie, że z pewnymi sprawami przechodzi się do porządku dziennego. Mówi się, że emocjonalne przywiązywanie się do rodziny jest czymś nieprofesjonalnym, ale jesteśmy tylko ludźmi i tego nie da się uniknąć. Czasami im dłużej znamy pacjenta, tym trudniej jest postawić granicę zaangażowania emocjonalnego. Ale ja taką granicę stawiać po prostu muszę. Bo inaczej nie mogłabym pracować w tym fachu. A ile czasu mi to zajęło? Nie wiem, po prostu będąc na oddziale stopniowo się z tym oswajałam.

A jak długo już Pani pracuje w hospicjum?

 Około 5 lat. Po drodze miałam przerwę i zajmowałam się psychoedukacją.

Zobacz też: ABC psychologii

Czyli z jednej strony praca – tutaj to walka o stawianie granic, z drugiej zaś oswajanie się ze specyfiką oddziału?

Przede wszystkim jest to stawianie granic. Dotyczy to każdej osoby, zarówno pracownika, jak i rodziny. Ważne jest również, aby nie przenosić pracy do domu, choć jeszcze czasami mi się to zdarza. Z drugiej strony taka ustawiczna walka z własnymi myślami, że ,,teraz to już muszę przestać o tym myśleć” też nie jest dobrym rozwiązaniem.

Kto jest dla Pani największym oparciem w pracy?

Wielkim oparciem jest zespół psychologów – moje koleżanki z pracy; same dla siebie nawzajem jesteśmy wielkim wsparciem. Każda z nas jest silną osobowością i to daje duże poczucie, że w sferze zawodowej mam na kogo liczyć. Ta świadomość bardzo pomaga mi w tej pracy.

Równie ważną kwestią są superwizje. Odbywają się one z udziałem superwizora, czyli osoby z zewnątrz, z którą można się spotkać i omówić swoje trudności, nie tylko dotyczące pracy na oddziale, ale i problemy, jakie pojawiają się w samym zespole psychologów. Superwizor jest psychologiem o ściśle określonych kwalifikacjach. Same zdecydowałyśmy, kto ma być tą osobą.

A jaki stosunek ma do tej pracy Pani rodzina?

Rodzina musiała się oswoić, że pracuję z ludźmi umierającymi. To trochę trwało. Myślę jednak, że już na tyle zdołali się do tego przyzwyczaić, że znają moje reakcje. Na przykład jakiś czas temu po pracy musiałam chodzić do kina i to był mój sposób na odreagowanie przeżyć związanych z pracą. Chodzi o to, podobnie jak w całym życiu, że poznajemy się nawzajem i akceptujemy pewne reakcje. Ale oczywiście staram się nie rozmawiać o tym, co dzieje się w pracy.

W jaki sposób odreagowuje Pani stres i emocje trudne w przeżywaniu?

Uprawiam sport. Ja po prostu muszę swoje ciężary wypocić. Ogromną ulgę daje fakt, że mieszkam poza Warszawą. To jest po prostu sielanka, totalne wyciszenie, brak szumu. To na pewno pomaga w wyrównaniu emocji. Wchodzę do domu z ogrodem i następuje zupełne odcięcie, wejście w inny świat. Myślę, że na obecnym etapie życia jest to najważniejsza forma wypoczynku od hałasu z ulicy, z zewnątrz. Najbardziej denerwuje mnie właśnie ten hałas.

Jaki jest stosunek pacjentów do pracy psychologa?

Stosunek pacjentów do psychologów ulega stopniowej zmianie pod wpływem promowania działu zwanego psychoonkologią. Dziedzina ta pojmowana jest jako interdyscyplinarna praca zespołów o różnym profilu zawodowym: lekarzy, pielęgniarek, księży, fizjoterapeutów, pracowników socjalnych i właśnie psychologów.

Zobacz też: O umieraniu - kiedy milczenie jest skarbem

A czy ktoś może wpływać na ten stosunek w sposób bezpośredni, z wyjątkiem samych psychologów?

Duży wpływ na to, jak pacjent będzie odbierał psychologa, ma lekarz, który jest pierwszą osobą nawiązującą kontakt z pacjentem. Ewentualna pomoc psychologa następuje później, jako że działamy na zasadzie zlecenia. Jeśli lekarz umiejętnie przedstawi pacjentowi możliwość współpracy z psychologiem, to jest to duży sukces. Ale i tak w końcowym efekcie zależy to od stosunku osoby potrzebującej. Niektórzy wiedzą, co to za instytucja, i z niej korzystają, niektórzy nadal mylą psychologa z psychiatrą i w związku z tym omijają go dużym łukiem. Wszystko zależy więc od woli pacjenta.

A jeśli pacjent chce porozmawiać o śmierci, to kogo wybierze: psychologa czy księdza?

W przypadkach rozmów o śmierci osobiście staram się wyznaczać pewną granicę. Jeśli kogoś interesuje rozmowa o sprawach pozagrobowych, to proponuję spotkanie z księdzem. Wtedy decyzja należy już do pacjenta. Jeśli ktoś w rozmowie ze mną drąży temat dalej, to ponownie stawiam granicę.

W jaki sposób pracuje Pani z rodziną i pacjentem?

Przede wszystkim udzielam wsparcia emocjonalnego, wykorzystuję metody psychoedukacji oraz obniżania lęku za pomocą różnych technik, które są charakterystycznym obszarem działania psychologa. Jeśli chodzi o kwestię obniżania poziomu lęku, to w zależności od podatności osobistej pacjenta, stosujemy techniki wizualizacyjne i ćwiczenia oddechu. Ale praca w głównej mierze oparta jest na rozmowach, również tych zwykłych, prostych, codziennych.

Czy praca z rodziną jest inna przed śmiercią danej osoby od tej, jaka miała miejsce w czasie żałoby?

Praca po śmierci pacjenta jest zasadniczo inna, bo bazujemy na stracie osoby, której już fizycznie nie ma. Przed śmiercią możemy pracować nad motywacją, żeby wzbudzić chęć działania, wykrzesać z siebie tyle, ile mogę dać w granicach własnych możliwości. Generalnie skupiamy się na tym, co można w danej chwili zrobić. Uczymy rodziny, że tu i teraz jest najważniejsze. Co było to było, co będzie – tego nie wiemy. Wpływ mamy jedynie na chwilę obecną i trzeba to optymalnie wykorzystać.

Jaką postawę przyjmuje Pani wobec choroby, śmierci?

Myślę, że moja postawa wobec tych zagadnień zmieniła się pod wpływem doświadczeń w pracy. Jestem racjonalistką i stąpam mocno po ziemi. Zauważyłam jednak, że w moim życiu zmieniają się priorytety. Nie wiem tylko, na ile jest to bardziej kwestia dojrzewania w życiu, a na ile wpływ pracy, którą wykonuję. Nie potrafię tego rozgraniczyć.

Co zmieniło się konkretnie? Co jest obecnie dla Pani ważne?

Kiedyś byłam bardziej harda w relacjach, teraz trochę zmiękłam, bo szkoda tracić czas na drobne nieporozumienia. Może się to wydać prozaiczne, ale staram się przywiązywać wagę do rzeczy wartościowych. W życiu najważniejsze jest dla mnie poczucie bezpieczeństwa. Jeśli mogę zrobić coś w ramach profilaktyki zdrowotnej, to robię to. Jestem bardziej ostrożna, a profilaktyka daje mi możliwość zwiększenia kontroli nad tym, na co mogę mieć wpływ.

Kogo lub co zapamiętała Pani najbardziej podczas swojej pracy?

Są pacjenci, którzy cały czas tkwią w mojej głowie. Z imienia, nazwiska, twarzy. Najbardziej pamiętam pacjentów z początków mojej pracy.

Czy niektóre osoby Pani zaimponowały?

Tak. Spokojem, nieudawaną otwartością w rozmowach o rzeczach bardzo trudnych: o śmierci, umieraniu, mądrości życiowej. Myślę, że to, czego się tutaj najbardziej nauczyłam – szczególnie w kontekście pacjentów podeszłych wiekiem – to fakt, że to nie wykształcenie nas najbardziej wyróżnia, a doświadczenie życiowe. Przede wszystkim taka mądrość życiowa, żeby móc sobie pewne rzeczy wytłumaczyć. Człowiek uczy się tej mądrości właśnie tu.

Co nastraja Panią optymistycznie i pesymistycznie w tej pracy?

Optymistycznie nastraja mnie to, że pacjentom się po prostu chce: mają swoje potrzeby, zachcianki i je zgłaszają. Że mają apetyt na życie. Robią na drutach, rozwiązują krzyżówki, plotkują, dowcipkują, oglądają telewizję, korzystają z ogrodu i koncertów. Fantastyczne jest to, że są ludzie, którzy chcą tu przychodzić i pokazać, co potrafią, jednocześnie sprawiając komuś wielką frajdę. Cieszy mnie atmosfera normalności, naturalności. Pesymistyczne rzeczy zachowam dla siebie.

Czy miała Pani kiedyś ochotę zrezygnować z tej pracy i wybrać inną formę działalności?

Tak, raz rzuciłam tę pracę. I wtedy właśnie zrobiłam sobie przerwę na szkolenia z zakresu psychoedukacji. Bardzo mile wspominam ten etap w życiu. Stanowił pewnego rodzaju inspirację i dał mi bardzo dużo energii. Miałam też wtedy więcej czasu na prywatnych pacjentów. Ten okres pozwolił mi na utwierdzenie się w wyborze mojej drogi zawodowej. Ostatecznie wróciłam, bo nie mogłam żyć bez tej pracy. Ale moja decyzja o przerwie nie była podyktowana motywami osobistymi. Związana była bardziej z kwestiami organizacyjnymi, związanymi z wdrażaniem się do pracy w nowym miejscu i środowisku. I pewnie dlatego wróciłam.

Jakie cechy powinien mieć każdy pracownik hospicjum, również psycholog?

Oprócz odpowiednich kwalifikacji, myślę, że każdy pracownik powinien zrobić rachunek sumienia i zmierzyć się z faktem, że jesteśmy śmiertelni. Trzeba mieć świadomość, że każdego z nas to czeka. Mi to daje pewien budulec. Poza tym niezbędna jest duża doza empatii oraz umiejętność stawiania granic. Postawa pokory, że nie wszystko mogę zrobić. Czasami bywa tak, że w porywie buntu tupnę nogą zadając sobie pytanie ,,dlaczego?”. Ale ostatecznie radzę sobie. Przede wszystkim trzeba mieć porządek z samym sobą. No i oczywiście poczucie humoru, dystans do pewnych kwestii.

Rozmawiała: Anna Rewekant.

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA