Dzieci potrafią spontanicznie i bez zahamowań ujawniać siebie w kontakcie z innymi ludźmi, uwodząc ich tym. Niestety bardzo szybko trafiają w świat wszechobecnych zawstydzaczy, które każą się wstydzić za mokre majtki, upaćkaną buzię, niestosowne zachowania – informując o tym wprost, albo rzucając w ich stronę pełny dezaprobaty wyraz twarzy.
Jak się rozwija wstyd w dorosłym człowieku?
Z biegiem lat za sprawą rodziców, kolegów, partnerów czy nawet mediów hodujemy w sobie wypasionego krytyka-zawstydzacza, który karmi się ich brakiem akceptacji, ośmieszeniem, odrzuceniem, niekorzystnymi porównaniami. W związku z tym obcym – a z biegiem czasu „bliskim” – wewnętrznym intruzem, wiele sytuacji zaczyna budzić nasze zażenowanie, które za wszelką cenę staramy się ukryć, bo własnego wstydu też – zgodnie z tym nurtem – wstydzić się należy.
Bardzo często zdarza się, że właściwie nie wiemy dlaczego jest nam wstyd, ponieważ pierwotne powody do wstydu w danej sytuacji znikają, a nawykowe reagowanie wstydem i lękiem przed zażenowaniem nie. Czasem nawet nie zdajemy sobie sprawy z naszego wstydu, ponieważ wiele zawstydzających bodźców trafiało do nas w formie zakamuflowanej, a nasza odpowiedź na nie również była niejasna. Stąd ogromny problem z rozpoznawaniem jego oznak zarówno u siebie jak i u innych ludzi.
Potrafimy już doskonale posługiwać się sztućcami, ale w dalszym ciągu nie lubimy jeść w miejscach publicznych, kiedy jesteśmy wystawieni na ocenę innych. Nie wiemy o co tak naprawdę chodzi. Dlaczego tak bardzo obawiamy się, że jednak coś za sprawą naszej nieudolności zostanie nam między zębami, na nosie czy - nie daj Boże – nie będziemy potrafili ukroić kotleta? Przecież to nic takiego.
Kiedy nasz wstyd staje się nieadekwatny do sytuacji i wszechogarniający, zaczyna nas mocno ograniczać i nie potrafimy sobie z tym radzić. Nie tańczymy publicznie, nie wypowiadamy otwarcie naszego zdania, nie gonimy autobusu, żeby przypadkiem nie wywrócić się i nie ośmieszyć, nie inicjujemy kontaktu z piękną blondynką mieszkającą w klatce obok, choć szalenie nam się podoba. Przez to wiele tracimy, ale skoro wstyd to tak upokarzające uczucie związane z przemożną świadomością własnych braków i lękiem przed opinią innych, to nic dziwnego, że za wszelką cenę staramy się go uniknąć.
Czytaj także: Kiedy stres niebezpiecznie zbliża się ku depresji
Wstyd sprzyja samorozwojowi
Osoba napiętnowana wstydem czuje się jak ktoś ułomny i niewłaściwy. Ale mimo tego, że wstyd nie kojarzy się dobrze i przyjemny nie jest, to jednak emocja ta istnieje z jakiegoś ważnego powodu i ma czemuś służyć. Z założenia ma mobilizować do zmiany, poprawy sytuacji i jeśli faktycznie nie przekroczy on pewnego krytycznego progu – powyżej którego demobilizuje i hamuje – to można mówić, że jest on konstruktywny.
Jest on czerwonym światłem, które ostrzega, że coś jest nie tak, że zboczyliśmy z właściwego toru – dzięki czemu możemy na niego powrócić. Jest bodźcem, który popycha ku rozwojowi i samodoskonaleniu, kiedy nie żyjemy w zgodzie z własnymi normami i wartościami. Może więc być motorem pozytywnej zmiany. Należy jednak zaznaczyć, że ten „dobry” wstyd odnosi się do pewnego fragmentu ja, nie mnie jako całości i nie pozostawia w nas trwałego śladu. Toksyczny wstyd przytłacza, pozbawia siły i radości życia. Pozbycie się go to trudny proces związany z odsłonięciem – przyznaniem się, że mam z tym problem. Chodzi tu o pokazanie obszarów, których wstyd dotoczy tj. odsłonięciem własnych słabości przed najbardziej srogim sędzią, czyli samym sobą.
Polecamy: Koherentnym żyje się łatwiej
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!