Poronienie
O poronieniu mówimy wtedy, kiedy ciąża zakończy się przed 22 tygodniem.
Zgodnie z definicją WHO poronienie (łac. abortus) to przedwczesne zakończenie ciąży trwającej krócej niż 22 tygodnie (od 23. tygodnia mówi się o porodzie przedwczesnym) wskutek wydalenia obumarłego zarodka lub płodu.
W naszym społeczeństwie poronienie traktowane jest jako stan niebyły zarówno przez lekarzy, jak i najbliższych. 80% społeczeństwa na sam wydźwięk słowa „poronienie” reaguje słowami: „przecież to tylko poronienie”… Jednak dla niejednej matki to AŻ poronienie.
Otoczenie często nie jest wstanie zrozumieć, jakie skutki emocjonalne niesie ze sobą poronienie. Wiele par stara się o dziecko kilka lat, a potem traci je np. z powodu odklejenia się łożyska. Szanse na kolejną ciążę? Znikome. Wtedy w takich rodzicach zachodzi szereg nieodwracalnych zaburzeń stanu emocjonalnego, które jest niezrozumiałe przez otoczenie. Stany te wahają się od silnego wzburzenia, izolacji, a nawet depresji i zaburzeń emocjonalnych do niekiedy pełnej akceptacji zaistniałej sytuacji.
Po poronieniu często dochodzi do obwiniania siebie. Szczególnie matki oskarżają się o zaniedbania ciąży, a gniew kierują przeciwko sobie. Nieprawdą jest więc, że poronienie nie jest wystarczającym powodem do przeżywania prawdziwego smutku i bólu po stracie dziecka. Wręcz przeciwnie, przecież utracony zarodek czy płód to też było dziecko, ono żyło, ruszało się i rozwijało. Niejednokrotnie między 18. a 22. tygodniem ciąży rodzice znają już płeć dziecka, a mamy czują już pierwsze jego ruchy.
Rodzi się zatem pytanie: czym różni się strata dziecka przez poronienie od innego rodzaju straty?
Urodzenie dziecka martwego
Niestety w literaturze, kodeksach czy ustawach nie ma formalnej definicji martwego porodu, jednak przyjmuję się, że urodzenie dziecka martwego jest wtedy, kiedy płód nie wykazuje oznak życia w łonie matki (nie oddycha, nie ma czynności serca, tętnienia pępowiny lub wyraźnych skurczy mięśni zależnych od woli wykrytych przed całkowitym jego wydaleniem lub wydobyciem z ustroju matki – niezależnie od czasu trwania ciąży). Jednak aby formalnie móc mówić, że dziecko urodziło się martwe, muszą minąć minimum 22 tygodnie ciąży.
Pamiętam, kiedy pierwszy raz poznałam mamę, która musiała urodzić swojego już nie żyjącego synka w 38. tygodniu ciąży. Nie potrafiłam i nie potrafię sobie wyobrazić, ile siły i samozaparcia musi mieć taka kobieta, która naturalnie rodzi swoje dziecko ze świadomością, że jest ono martwe. Bez wątpienia jest to bardzo silne traumatyczne przeżycie, które pozostawia ślad w psychice.
Urodzenie martwego płodu to niezwykle bolesne doświadczenie. Wszystkie nadzieje, oczekiwania, wyobrażenia i plany obracają się w wniwecz, pozostaje tylko nieopisany żal, ból, rozpacz i smutek. Często także w takiej sytuacji rodzice nie mogą liczyć na wsparcie otaczającego ich społeczeństwa. Bliscy rodziców po stracie dziecka uporczywie chronią się przed bólem, wmawiając sobie, że to dziecko nie istniało, nieświadomie raniąc tym rodziców, którzy przeżywają stratę.
Właściwej, fachowej i empatycznej pomocy tacy rodzice nie znajdują także w szpitalach (na ogół są tam traktowani jak kolejne przypadki). Brakuje w nich odpowiednio wykwalifikowanej pomocy psychologicznej i odpowiednich warunków do takich porodów. Bardzo często kobieta rodzi siłami natury swoje martwe dziecko wraz z innymi kobietami na jednej sali. W takich sytuacjach brak poszanowania ze strony personelu medycznego potęguje u rodzącej kobiety ból i rozpacz. Niejednokrotnie też nie pozwala się wówczas na poród rodzinny, a właśnie wtedy bliskość i wsparcie partnera są nieocenione, nie mówiąc już, że wtedy tata dziecka może zacząć budować z nim więź.
Zdarza się, że rodząca matka nie chce nawet przytulić urodzonego martwego dziecka. Boi się bólu, jaki ją dotknie, kiedy zobaczy sine i nie ruszające się ciałko swojego upragnionego i wyczekanego malca. Tymczasem to właśnie możliwość cielesnego i bliskiego pożegnania się z dzieckiem martwo narodzonym pozwala rodzicom prawidłowo i bez większych komplikacji przepracować proces żałoby. I w tym kontekście niezwykle cenne są zachowania personelu naznaczone empatią, niestety zbyt rzadko spotykane. Sporadycznie słyszy się o położnych, które po zabraniu martwego noworodka zrobiły mu zdjęcie, odcisk stópki i rączki, aby później wręczyć je mamie jako jedyną i niepowtarzalną pamiątkę. Nieliczne położne przychodzą do mam po takich porodach tylko po to, by je potrzymać za rękę i popłakać razem z nimi. A to jest tak bardzo ważne, tak istotne i tak ludzkie…
Zobacz też: Jak śmierć dziecka przeżywa kobieta, a jak mężczyzna?
Śmierć dziecka
Niejednokrotnie jest tak, że dziecko umiera na rękach rodziców lub kilka godzin bądź dni walczy o życie na oddziale intensywnej terapii. Rodzice mają wtedy ograniczony dostęp do swojego dziecka, a informacje dotyczące jego stanu zdrowia są bardzo wyrywkowe. W takich przypadkach pojawia się głęboki smutek i żal, że nie można w tych trudnych chwilach być przy swoim malcu.
W przypadku noworodków często zdarza się tak, że matka po porodzie nie może aktywnie uczestniczyć w obserwacji walczącego o życie maleństwa. Możliwość bliższego kontaktu z noworodkiem ma wtedy jedynie ojciec, co pozwala mu na przezwyciężenie własnego bólu i cierpienia, dzięki czemu później może stać się ostoją dla swojej partnerki.
Śmierć bliskich osób jest zawsze dla człowieka szokiem i wprawia go w stan osłupienia. Takie reakcje występują tym bardziej u rodziców, którym umiera dziecko, gdyż na jego odejście nie byli przygotowani, bo przecież nikt nigdy nie przewiduje takiej tragedii. W sytuacji śmierci dziecka u rodziców dominuje poczucie winy. Obwiniają się oni, że przez nich dziecko nie żyje, że nie zrobili niczego więcej, by je uratować, że nie posiadali wystarczającej wiary i siły, aby wygrać walkę o jego życie lub ze byli tak zapracowani i zajęci sobą, że nie zauważyli niczego złego w zachowaniu ich pociechy. Dlatego wtedy tak ważne jest, aby pomóc im zrozumieć, że nie oni spowodowali to nieszczęście.
Osoby niosące pomoc powinny pozwolić osieroconym rodzicom na opłakiwanie i przeżywanie straty w sposób otwarty i bez ograniczeń. Personel medyczny powinien wykazywać więcej empatii i zrozumienia dla rodziców po stracie dziecka, starając się zapewnić im godny, spokojny i niczym nie ograniczony obrzęd pożegnania się z dzieckiem. Osoby bliskie, jak i wszyscy pozostali mający kontakt z rodzicami po starcie, mówiąc o zmarłym dziecku, powinni używać jego imienia. O jego śmierci powinno się mówić otwarcie. Wiek czy rodzaj odejścia dziecka tak naprawdę nie mają znaczenia.
Na przykładzie doświadczenia trzech mam, z którymi prowadziłam grupę wsparcia, postaram się pokazać, że różnica między poronieniem, martwym porodem czy śmiercią noworodka lub dziecka kilku-, kilkunasto- czy kilkudziesięcioletniego polega tylko na tym, że rodzice tego najstarszego są bogatsi w większą ilość wspomnień związanych ze swoim dzieckiem.
Kasia urodziła Izę i Jasia w 6. miesiącu ciąży, ich stan był ciężki, a z godziny na godzinę stawał się krytyczny. Mama bliźniąt cały czas twierdziła, że chyba wolałaby nie patrzeć na cierpienie i ból, z jakim przez kilka tygodni zmagały się jej dzieci, walcząc o życie.
Ewa urodziła martwego synka Kajetana w 39. tygodniu ciąży na 8 dni przed planowanym terminem porodu. Uważała, że zrobiła największy błąd swojego życia, że po porodzie przytuliła go całego sinego, pomarszczonego i nieoddychającego, ale za to jeszcze ciepłego. Twierdziła, że prześladuje ją tylko ten widok.
Asia poroniła swojego synka w 20. tygodniu ciąży. O tę ciążę starała się z mężem kilka lat. Nie może pogodzić się z zaistniałą sytuacją i w każdej wolnej chwili ogląda zdjęcia z USG, płacząc nad nimi i mówiąc, że tylko tyle jej zostało po Marcelku.
Kiedy na jednym ze spotkań grupy wsparcia prowadzonej przeze mnie na rzecz Fundacji By Dalej Iść, po prawidłowym przejściu przez wszystkie panie trzech etapów żałoby, nawiązała się między nimi następująca wymiana zdań:
Kasia, zwracając się do Ewy, powiedziała: „do tej pory myślałam, że wolałabym, aby moje bliźniaki umarły przy porodzie, nie cierpiałyby wtedy tyle, a ja nie musiałabym patrzeć na to cierpienie. Ale słuchając jak Ty przeżyłaś śmierć Kajetanka, nie wyobrażam sobie urodzić martwego dziecka, zrozumiałam, że choć było to tylko kilka dni, ale to tak naprawdę aż kilka dni mogłam z nimi być, popatrzeć na nie, przytulić je, poczuć, jak łapią mnie za palec, zobaczyć czasami ich uśmiech czy usłyszeć ich płacz...”.
Ewa na to odpowiedziała, zwracając się do Asi: „a ja właśnie dzięki Twoim opowiadaniom uświadomiłam sobie, jakie miałam szczęście móc mojego Kajetana poczuć, przytulić, dotknąć i zobaczyć, przynajmniej wiem, jak wyglądał, jaki był w dotyku, jak pachniał, mogłam go później nawet ubrać i zrobić kilka zdjęć czy odbić stópki (...). Dzięki Tobie uświadomiłam sobie, jak wiele dało mi to, że jednak go przytuliłam”.
W tym momencie u Asi w oczach pojawiły się łzy, a sama powiedziała tylko tyle: „A ja mam tylko zdjęcia USG po Marcelku i tak bardzo wam zazdroszczę, że mogłyście swoje dzieciątka choć na chwile przytulić, ja nie mogłam go nawet pochować”.
Przytoczony fragment dialogu trzech mam, które w różnych okolicznościach utraciły swoje dzieci, pokazuje, że trudno jednoznacznie stwierdzić, który etap odejścia dziecka jest trudniejszy dla rodzica. Jest to uwarunkowane indywidualnymi predyspozycjami emocjonalnymi, dlatego różnica między tymi mamami jest jedna: ilość wspomnień po swoim dziecku. Należy jednak też pamiętać, że dla każdego rodzica odejście jego dziecka, niezależnie od jego wieku, jest traumą, którą należy prawidłowo przepracować, aby móc na nowo nauczyć się żyć.
Zobacz też: Żałoba po śmierci dziecka
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!