Samobójstwo – w obliczu emocjonalnego szantażu

Mamy prawo nie ulegać szantażowi człowieka grożącego popełnieniem samobójstwa/ fot. Fotolia
Szantaż emocjonalny jest zjawiskiem bardzo rozpowszechnionym. Nie zawsze potrafimy sobie z nim poradzić, zwłaszcza wobec najgroźniejszego argumentu: groźby popełnienia zbrodni. O ile większość z nas ma dość dobre rozeznanie, co robić, gdy ktoś grozi odebraniem nam lub naszym bliskim zdrowia czy życia, o tyle wiele osób ma wątpliwości, jak się zachować, gdy groźbą jest samobójstwo.
/ 06.05.2011 14:03
Mamy prawo nie ulegać szantażowi człowieka grożącego popełnieniem samobójstwa/ fot. Fotolia

Zabiję się, jeśli…

Warunek i sankcja: jeśli nie zrobisz tego, czego chcę, popełnię samobójstwo (zrobię sobie krzywdę, zabiję się, itp.). Tego rodzaju groźba wyrażona wprost może nas zaskoczyć, zdezorientować i wprawić w osłupienie. Nigdy nie podejrzewalibyśmy, że akurat ta osoba posunie się do szantażu. Ani do takiego szantażu. Nigdy byśmy nie podejrzewali, że mogłaby spełnić swoją groźbę, ale… Właśnie, to małe „ale” drąży w naszej pewności siebie korytarz wątpliwości, bo co „jeśli”…? Jeśli faktycznie to zrobi?

Myślimy o tym, że śmierć jest nieodwracalna i to będzie nasza wina! Potem staramy się przypomnieć sobie, jakie myśli nam towarzyszyły i odnajdujemy na przykład takie: Tak bardzo nie chcę robić tego, co mi każe, ale jaki mam wybór? Przecież zakładnik jest cały czas w zasięgu ręki zamachowca, dostępny przez 24 godziny na dobę, nie stawiający oporu wobec wyroku. To ja wydam na niego wyrok, swoim nieposłuszeństwem. Więc muszę. Chociaż nie chcę.

A jeśli nie posłucham, czy zdołam żyć z niepewnością? A jeśli faktycznie TO zrobi, czy zdołam żyć z poczuciem winy, z odpowiedzialnością, z byciem… mordercą? Mało kto potrafi sobie poradzić z nagłą odpowiedzialnością za życie i śmierć drugiego człowieka, dlatego wahamy się, balansując na krawędzi uległości wobec najbardziej absurdalnych i godzących w nas żądań.

Zobacz też: Manipulacja czy realne zagrożenie

Odpowiedzialność

W takiej chwili nasz osąd zaburzają gwałtowne emocje, zarówno skierowane przeciw groźbie (to nieuczciwe, że jestem zmuszany do czegoś, czego nie chcę) jak i osobie, zazwyczaj ambiwalentne (lubię go, ale i nienawidzę zarazem za to, że mi grozi; martwię się, boję się o niego, a jednocześnie mam ochotę zrobić mu krzywdę za ten przymus; czuję się ofiarą szantażu, a jednocześnie sędzią i katem decydującym o czyimś życiu, może nawet mordercą, bo przecież życzę mu jak najgorzej za postawienie mnie w tej sytuacji).

Mamy skłonność do przyjmowania narzucanej nam odpowiedzialności za autonomiczną decyzję drugiej osoby, odpowiedzialności, która należy do niej. Mamy skłonność do przyjmowania tej odpowiedzialności, ponieważ w sytuacji zaburzonego osądu widzimy tylko dwie możliwości: być posłusznym i ocalić cudze życie albo będąc nieposłusznym być winnym czyjejś śmierci. Posłuszeństwo i odpowiedzialność wydają się nierozerwalnie związane. Możliwości jest jednak więcej, a i związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy naszym zachowaniem a śmiercią szantażysty jest więcej niż mocno dyskusyjny.

Konsekwencje

Możliwe scenariusze sięgają poza bieżącą chwilę. Osoba, która szantażuje swoją ofiarę popełnieniem samobójstwa może: pozostać przy życiu, gdy spełni się żądania albo zarzucić pogwałcenie jakiegoś nieznanego nam warunku tej rzekomej umowy i odebrać sobie życie mimo wszystko; może nie odebrać sobie życia, mimo odmowy spełnienia żądań albo też spełnić groźbę w wyniku tej odmowy.

Może zniknąć bez wieści, udając samobójstwo. Może odejść, dając nam złudną ulgę i zabić się po pewnym czasie lub w innym miejscu, ponownie obarczając nas winą. Tak naprawdę, jeśli groźba jest wywołana silnymi emocjami, trudno przewidzieć ciąg dalszy, tym bardziej, że sam emocjonalny szantażysta może nie wiedzieć, co zrobi za chwilę. Gdy szantaż jest zachowaniem wykalkulowanym z zimną premedytacją, również nie wiemy, jakie są dalsze plany osoby stawiającej nas pod przysłowiową ścianą. Jest to stan niepewności, absolutnej i ostatecznej niepewności, z której musimy zdać sobie sprawę, zanim podejmiemy jakieś kroki.

Musimy zdać sobie również sprawę z tego, że uległość wobec groźby zachęca do jej powtórzenia. Spełnienie żądań powoduje wzrost prawdopodobieństwa, że za każdym razem, gdy szantażysta czegoś zapragnie, posunie się do tej samej, skutecznej metody: groźby popełnienia samobójstwa. Mając do dyspozycji kilka osób, od których może uzyskać spełnienie żądań, może ponownie wybrać nas, gdyż już raz ulegliśmy – a zatem jesteśmy „sprawdzonym” wariantem.

Reakcja

To, co zrobimy, jaką podejmiemy decyzję, czy spełnimy żądania – zależy od nas. To nasz wybór, wprawdzie pod silną presją, ale należący do nas. Jego konsekwencje – konsekwencje dla nas i naszego życia, nie tylko dla życia emocjonalnego szantażysty – muszą zostać wzięte pod uwagę.

Mamy prawo kształtować swoje życie według naszej woli, dążąc do naszego szczęścia i nie być zmuszanym do zmiany swoich życiowych planów pod presją czy pod groźbą. Posiadanie swojego życia nie jest przestępstwem. Przestępstwem jest nakłanianie drugiej osoby groźbą do postępowania, które nie leży w jej interesie. Samobójstwo to groźba. Żądania najczęściej nie leżą w naszym interesie, inaczej zapewne dałoby się negocjować ich realizację zamiast stosować szantaż.

Mamy prawo nie ulegać żądaniom szantażysty. Przez wzgląd na nasze dobro. Przez wzgląd na nasze życie. O tym prawie zapominamy najczęściej. Przedkładamy życie szantażysty nad nasze własne dobro. To także nasze prawo, o ile dokonujemy tego wyboru świadomie.

Nasza reakcja na szantaż opiera się na następującej wiedzy: decyzja i wykonanie zamachu na własne życie należy do osoby, która nas szantażuje, podczas gdy my mamy prawo odmówić lub spełnić żądania, kierując się naszymi zasadami i naszym dobrem w takim samym stopniu jak dobrem szantażysty. Nie mamy żadnej wiedzy, na ile realna jest groźba i na ile szantażysta wywiąże się ze swoich gróźb. Jesteśmy bardziej zaniepokojeni i skonfundowani niż na początku, ponieważ nie mamy jasnej, dającej złudną pewność alternatywy. Bardzo nie chcemy się zgodzić, ale jesteśmy sami, zagrożeni, obarczeni już na wstępie winą i odpowiedzialnością. Chcemy odmówić, ale boimy się. Nasz opór wobec oczywistego pogwałcenia naszej autonomii jest tłumiony przez jednoosobową odpowiedzialność za potencjalną śmierć człowieka. 

Pomoc

Warto sobie uświadomić, że w takich sytuacjach nie jesteśmy sami z problemem. Mamy prawo zwrócić się po pomoc. Jeśli stoi przed nami człowiek z nożem na gardle, mamy możliwość wezwać policję lub służby ratownicze, tym bardziej, że dysponują większym doświadczeniem, wiedzą i środkami, by poradzić sobie z sytuacją.

Obezwładnienie, opatrzenie i obserwacja na oddziale psychiatrycznym w skrajnych przypadkach jest rozwiązaniem, którym sami się nie posłużymy. Jeśli groźba nie jest tak bliska spełnieniu, do dyspozycji mamy zastępy znajomych (jako grupa wsparcia), rodziny, specjalistów (i wciąż policję oraz lekarzy). Zwłaszcza w sytuacji odmowy szantażyście szczególnie ważne jest, by nie zostawać z problemem samemu, bo co – jeśli…? Ważne, by działać, póki można coś zmienić, a nie żałować, kiedy jest za późno. Nie oznacza to jednak, że jedynym działaniem, jakie możemy podjąć, jest to wskazane przez szantażystę. Nic bardziej mylnego.

Mamy do dyspozycji znacznie więcej środków. To prawda, że wciąż obawiamy się spełnienia groźby – i jest to obawa zbawienna i słuszna, ponieważ nie pozwala nam zignorować zagrożenia. Należy pamiętać, że mitem jest, że osoba, która grozi samobójstwem, na pewno go nie popełni. Nie ma takiej pewności, nie ma takiej reguły, dlatego – uruchamiamy sieci wsparcia, informujemy osoby, które powinny się zająć tą patologiczną sytuacją. Dyskretnie, w miarę możliwości, ale zdecydowanie.

Polecamy: Zapowiedź samobójstwa -  kiedy interweniować?

Wstydzę się powiedzieć…

Często się zdarza, że osoby, które szantażowano samobójstwem, nie powiedziały o tym nigdy nikomu ani słowa. Kiedy pytam o powody, wydają się zmieszane i nie do końca pewne, co je właściwie powstrzymało. Sprawiają wrażenie, jakby odsuwały od siebie powagę i realność zagrożenia, jakby działał mechanizm obronny. Przyczyną nierzadko okazuje się wstyd i obawa przed ośmieszeniem siebie lub osoby, która groziła samobójstwem.

Lęk przed popsuciem opinii sobie albo komuś. Lęk przed tym, że nikt nie uwierzy, a szantażysta wszystkiego się wyprze. Wszystkie te obawy mogą się spełnić. Nie muszą. Mogą. 

Czasami okazuje się, że nasz emocjonalny szantażysta ma na koncie długą listę podobnych zachowań i nie stanowi to dla nikogo tajemnicy (oprócz nas, do tej pory). Często też jest to wskazówka dla rodziny, która zaczyna bacznie przyglądać się zachowaniu i odkrywa niepokojące zmiany, niekiedy wynikające z zaburzenia psychicznego. Nie jest to powodem zadowolenia i nie należy oczekiwać wdzięczności, ale przyczynienie się do leczenia chorej osoby jest skutkiem pozytywnym w niefortunnej sytuacji.

Czasami rodzina ma pretensje, że wtrąca się ktoś z zewnątrz i potrafi wyrazić to w słowach mocnych, by nie powiedzieć dosadnych. Nie należy się tym zrażać, ponieważ informacja o zagrożeniu została przekazana osobom, które mają większe prawo i możliwość interwencji.

Przeżycia związane z poszukiwaniem pomocy dla siebie i szantażysty bywają różnorodne, od bardzo pozytywnych po bardzo negatywne. Jednak żadne z negatywnych przeżyć, żaden wstyd i poczucie dyskomfortu nie może równać się z poczuciem winy, jakiego doznaje człowiek, który mógł wpłynąć na bieg zdarzeń i tego zaniedbał.

Jeśli kiedykolwiek opadnie nas lęk przed niezręcznością takiej sytuacji, wyobraźmy sobie przytłaczający ciężar odpowiedzialności nie za samo samobójstwo, ale za zaniedbanie poinformowania osób, które mógłby mu zapobiec i rozwiązać problem długofalowo: przez obserwację, przez opiekę, przez diagnozę i leczenie.

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA