Reklama

OŚ: Przychodzi pacjent do lekarza i...

Magdalena Zaleska-Stolzman: Klient. Spotykam się w gabinecie z klientem, a nie z pacjentem. Wierzę, że terapia to rodzaj kontraktu, który terapeuta zawiera z klientem.

Reklama

OŚ: Dobrze. W takim razie przychodzi klient do gabinetu i co słyszy?

MSZ: I pytam się go, co jest dla niego ważne i czym chce się zająć. W metodzie, którą praktykuję, nie ma schematów postępowania i obszarów, w które należy zaglądać. Jest spotkanie tu i teraz.

OŚ: „Tu i teraz” zakłada, że nie będzie grzebania w przeszłości?

MSZ: Przeszłość jest wpisana w ciało, w pamięć, w przeżycia. Nie da się jej uniknąć. Tak samo jest z przyszłością. Człowiek zawsze myśli trochę do przodu, ale w metodzie Gestalt najważniejsze jest to, do czego sami mamy dostęp.

OŚ: Czyli bez jakiejś samoświadomości, bez umiejętności nazwania tego, z czym przychodzimy, nie ma sensu się do pani zgłaszać?

MSZ: Nie, nie. Zupełnie nie tak. Przychodzi do mnie osoba i mówi, że jest jej źle w życiu. I czasem mówi, że wie dlaczego, a czasem, że zupełnie nie ma pojęcia. Niezależnie od odpowiedzi, terapia to poszukiwanie. Jako terapeuta nie jestem w stanie powiedzieć klientowi, dlaczego tak się czuje, ale mogę stworzyć sytuację, która pozwoli rozejrzeć się po swoim życiu, zobaczyć, co jest nie tak i może znaleźć tego przyczynę. Aktywność zostawiam klientowi, to on bierze odpowiedzialność za proces terapeutyczny.

OŚ: A pani jak na filmach siedzi i potakuje głową.

MSZ: Nie potakuję. Zadaję pytania, konfrontuję.

OŚ: I nigdy nie daje odpowiedzi?

MSZ: Staram się pokazać, że najważniejszą odpowiedź klient znajdzie sam w sobie. Moja odpowiedź jest tylko moim punktem widzenia. Możemy oczywiście na terapii skonfrontować opinie, ale nie może być tak, że tylko ja mam głos i zabieram stanowisko. W przeciwieństwie do innych szkół, w metodzie Gestalt nie dokonuje się analiz i interpretacji. Sensy odszukuje się samemu i nadaje się im znaczenia.

Psychoterapia poznawczo-behawioralna

OŚ: Prowadzi pani klienta za rękę podczas tych poszukiwań?

MSZ: Raczej podążam za nim. Widzę go przed sobą i towarzyszę mu w jego odkryciach, czasem też zatrzymuję go na chwilę, mówię, żeby poczekał, rozejrzał się. Bywa też tak, że po takim zatrzymaniu to ja robię krok do przodu i pytam się, czy klient chce iść ze mną dalej. Samo podążanie byłoby zbyt sztywną zasadą, a z kolei prowadzenie nie ma sensu, bo klient traci swoją podmiotowość. Najważniejsza zasada w metodzie Gestalt to szacunek do drugiego człowieka. Do tego wszystko się sprowadza.

OŚ: Czyli z zasady brak zasad?

MSZ: Jestem daleka od zasad, norm i sztywności. Fundamentem terapii humanistycznej jest założenie, że człowiek z natury jest dobry, zasługuje na to, by szanować jego wolność i ma potencjał, aby się rozwijać i żyć z poczuciem sensu swojego istnienia. Jedyne zasady, jakich się trzymam, to zasady etyki.

OŚ: Co to oznacza?

MSZ: Przestrzeganie zasady, że wszystko, co dzieje się w gabinecie, zostaje w gabinecie. Nie publikuję nigdzie tego, co usłyszę w terapii, nawet anonimowo. Nie rozmawiam o klientach z nikim poza moim superwizorem, a i jemu mówię raczej o problemach i sprawach niż o osobach. A jeśli o osobach, to zawsze anonimowo. Poza tym dbam o to, żeby klienci, którzy do mnie przychodzą, w miarę możliwości się nie spotykali, dlatego między terapiami mam zawsze kwadrans przerwy. Bardzo też pilnuję granic, żeby nie mówić, że o kimś coś wiem, kiedy rozmawiam z osobą trzecią z tego samego środowiska.

OŚ: To chyba największy strach, że ktoś się dowie.

MSZ: Dlatego rozpoczynając terapię, ustalamy zasady, które są rodzajem niepisanego kontraktu. Ważne, żeby klient poczuł się bezpiecznie. Pierwsze spotkania są w ogóle takie bardziej konsultacyjne. Poznajemy się nawzajem, przyglądamy, i dopiero potem decydujemy o wejściu lub nie w terapię.

OŚ: O co najczęściej jest pani pytana podczas tych pierwszych spotkań?

MSZ: Zwykle pada pytanie, ile to będzie trwało.

OŚ: Można to ustalić?

MSZ: Nigdy nie jestem w stanie powiedzieć, ile to potrwa i zawsze odpowiadam, że nie wiem. Są osoby, które po pewnym okresie mówią: „Dziękuję. Może nie wiem jeszcze wszystkiego, ale tyle mi wystarczy”. W kontrakcie jest umowa, że sesja, na której powie się „dziękuję”, nie jest tą ostatnią. Zamykanie terapii to pewien proces.

OS: Klient mówi dziękuję i tyle? Nawet jeśli, jako terapeutka ma pani poczucie, że jeszcze dużo pracy przed nim..

MSZ: Oczywiście dzielę się swoim punktem widzenia, ale z pełną zgodą i szacunkiem dla czyjejś decyzji. Sytuacje, w których nie zgadzam się z wolą klienta, są naprawdę wyjątkowe.

OŚ: Wróćmy jeszcze do tych początków. Jak wyglądają?

MSZ: Poznajemy się. Pozwalam klientowi zadawać pytania, dowiedzieć się czegoś o mnie, a równocześnie staram się poznać jego historię. Czasem po kilku takich spotkaniach proponuję terapię krótkoterminową, która też ma swoje miejsce w metodzie Gestalt.

Jak naprawdę wygląda psychoanaliza?

OŚ: Co to znaczy krótkoterminowa?

MSZ: Jakieś osiem do dwunastu sesji. To jest terapia nastawiona na rozwiązanie konkretnego problemu, a przynajmniej na poznanie drogi do jego rozwiązania.

OŚ: Czyli dla osób bardzo świadomych?

MSZ: Niekoniecznie. Można być świadomym i być w terapii przez lata. Raczej dla osób, które chcą uporać się z jedną konkretną rzeczą.

OŚ: Jak wygląda taka sesja? Jak często pani spotyka się z klientami?

MSZ: W mojego doświadczenia wynika, że najlepiej spotykać się raz w tygodniu. Sesja trwa 50 minut i staram się trzymać tego czasu. Dobrze też wprowadzić jakąś regularność, spotykać się zawsze tego samego dnia o stałej porze, choć z tym bywa coraz ciężej. To kwestia czasu, ale tez finansów. Nie ma co ukrywać, terapia to kosztowna sprawa.

OŚ: Jak bardzo kosztowna?

MSZ: U mnie jedna sesja kosztuje 100 złotych, to są takie kwoty, o których w Warszawie już się nie słyszy. W Krakowie zwykle to 130 złotych. To nie jest moja jedyna praca, w której zarabiam pieniądze i myślę, że to dobrze. Bo kiedy podstawowym źródłem utrzymania jest tylko terapia, to może dochodzić do pewnych nadużyć.

OŚ: „Terapeuta wmawia pacjentom problemy, żeby lepiej zarobić”. To chyba najczęściej powtarzane zdanie wśród przeciwników terapii.

MSZ: Ja lubię ten moment, kiedy klienci odchodzą, kiedy słyszę „doszło do zmiany, jestem zadowolony z życia”. Wmawianie problemów to wyższa szkoła manipulacji. Nie potrafiłabym.

OŚ: Co dzieje się w gabinecie przez te 50 minut?

MSZ: Różne rzeczy, bo Gestalt zakłada, że działanie jest bardziej skuteczne w procesie terapeutycznym niż sama rozmowa. Czasem więc rysuję z klientem, tworzę mapy, odgrywam dialogi z wyobrażoną osobą. Każdy nosi w sobie dziecko i rodzica i czasem żeby wyzwolić dziecko, dojść do tego obszaru, trzeba usiąść na ziemi, kucnąć, coś narysować na kartce.

OŚ: Skoro najlepiej leczyć się w działaniu, to dostaje się podczas terapii zadania do domu?

MSZ: Oczywiście, w terapii jest się też poza gabinetem. Praca między sesjami liczy się tak samo. Podczas terapii porusza się różne wątki, obszary, która potem trzeba przenieść dożycia codziennego. Dlatego w mojej metodzie zbyt częste sesje nie są wskazane. Klient musi mieć czas na refleksję.

OŚ: Rozwiązanie problemu to ostateczny cel terapii Gestalt?

MSZ: Metoda zakłada, że wszystko, co zostało otwarte, musi zostać zamknięte. Niezamknięte figury i postaci blokują energię człowieka. Zdanie sobie z tego sprawy to pierwszy krok do terapii.

Reklama

Jak wygląda psychoterapia?

Reklama
Reklama
Reklama
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!