Nazywam się Janusz Waściński. Mieszkam w Łęczycy koło Poznania. Od 12 lat jestem trzeźwym alkoholikiem. Gram na gitarze, piszę teksty i komponuję muzykę. Teksty moich utworów są refleksyjne, mówią o życiu i miłości. Organizuję spotkania słowno-muzyczne w szkołach, ośrodkach dla uzależnionych, w zakładach karnych, w zakładach poprawczych. Podczas spotkań mówię o tym, że można, a wręcz trzeba „wychodzić na prostą”, i o tym, co może się stać z osobą uzależnioną – co traci, nie podejmując walki z nałogiem. Jest to zarazem forma świadectwa. Sam kiedyś byłem na tak zwanym „zakręcie”.
Jak długo Pan pił? I dlaczego Pan pił?
Mam 53 lata, a od 12 lat jestem trzeźwym alkoholikiem. Mój pierwszy kontakt z alkoholem miał miejsce podczas zakończenia roku szkolnego w piątej klasie szkoły podstawowej. Byłem wtedy bardzo pijany, wypiłem całą butelkę wina, marki Wino; okropne w smaku. Z tego co pamiętam w siódmej klasie już popijałem, a zakończenie ósmej klasy było juz bardzo mocno opijane.
Szukałem okazji do napicia, kombinowałem, jak zdobyć na alkohol. Byłem juz w tym okresie parę razy wstawiony. Papierosy też już paliłem. Chciałem być bardzo szybko „dorosły”. Piłem, bo w moim otoczeniu dużo się piło. Mój ojciec był osobą uzależnioną od alkoholu, a ja chciałem być taki jak mój ojciec. Polecam posłuchać reportaż pt. „Chciałem być jak ojciec” w radio Merkury.
Jak się rozpoczęła Pana choroba? Jak reagowali bliscy na Pana chorobę?
W szkole zawodowej popijałem bardzo często, pojawiły się dyskoteki, zabawy itd. Pamiętam, że miałem poprawkę, ale z racji tego, że dzień wcześniej byłem na mocno zakrapianej imprezie, na poprawkę nie poszedłem. Wtedy zauważyłem, że coś ze mną nie tak, ale nie chciałem się nad tym zastanawiać, bo koledzy i koleżanki z naszej paczki robili to samo. I pomyślałem, co by ze mną było, gdybym się od nich odłączył.
Przyznam, że nie umiem w tej chwili odpowiedzieć na pytanie, jak rozpoczęła się moja choroba. Chyba w ten sposób, jak to zazwyczaj wygląda – że sięga się po alkohol i jest się już tak daleko, że bez alkoholu trudno żyć. Reakcja bliskich była różna – i prośby, i groźby, i straszenie; dosłownie wszystkie próby, jakie są tylko możliwe, ale nie odnosiło to żadnego skutku. Moja mama była osobą współuzależnioną, tak jak później moja żona, której ojciec też był alkoholikiem.
Polecamy: Alkoholizm – po czym rozpoznać chorobę?
Dlaczego postanowił Pan się leczyć? Co wpłynęło na Pana decyzję?
Mój ojciec też był alkoholikiem, ale pił w domu, i nikt nigdy nie powiedział, że ojciec ma problem. Wtedy inaczej się patrzyło na te sprawy i wcale się o tym nie mówiło, ba: mówiono, że facet może, bo on pracuje i jest głową rodziny…
Ja piłem poza domem. I śmiesznie to zabrzmi, ale alkohol nigdy mi nie smakował, natomiast jego działanie – o to chodziło. Byłem bardzo rozrywkowy, nie było w Poznaniu i okolicy lokalu, dyskotek, klubów, żeby mnie tam nie było. Potrafiliśmy jeździć na tak zwaną „setę” do Szczecina, Gdańska i wracać po paru dniach, nie wiedząc nieraz, jak się tam znaleźliśmy, film się zrywał. Nic się wtedy nie liczyło i nikt. Chciało nam się więcej pić niż żyć. Były też konflikty z prawem i wyroki pozbawienia wolności. Oczywiście krzyczałem, że dzieje mi się największa krzywda na świecie.
Dzisiaj patrzę na to inaczej, dostawałem kolejną szansę od życia, bym mógł zastanowić się nad własnym życiem. Alkohol stał się dla mnie najważniejszy. Nie było imprezy, żeby go zabrakło, był obliczany tak, żeby tylko nie zabrakło. Zawalałem pracę, życie uciekało mi przez palce, rodzina nie w takiej harmonii, w jakiej być powinna. Żona pomagała, kryła, dzwoniła do pracy, że jestem chory itd. Miałem fajny komfort do picia, zawsze „oprany”, nakarmiony. Jak na kacu, to posiłki podawane do łóżka...
Miałem dość mojego pijanego życia, nie mogłem patrzeć na siebie, chciałem żyć normalnie, godnie. Dosięgnąłem swojego dna.
Gdzie należy szukać pomocy w walce z nałogiem? Czy wierzy Pan, że można samemu zerwać z nałogiem, a później wytrwać w trzeźwości?
Pomocy możemy szukać w poradniach – są telefony zaufania, grupy AA, terapie. Samemu jest bardzo ciężko przestać pić. I wytrwać też – są to naprawdę pojedyńcze przypadki. Na spotkaniach AA, terapiach dostajemy wskazówki, porady, nie tylko jak nie pić, ale jak żyć, jak radzić sobie w życiu. A najlepszym lekarstwem jest drugi alkoholik – trzeźwy alkoholik.
Powrót do picia to zaprzestanie chodzenia na mitingi AA. Trzeba pamiętać, że: jestem alkoholikiem i jestem chory. Chęć do powrotu picia kontrolowanego, pewność siebie, że ja już mogę, że ja jestem zdrowy; to krok w tył. Pamiętamy o tym, że alkoholikiem jest się do końca życia. Przestajemy pić tylko i wyłącznie dla siebie. Żeby nie wrócić do nałogu, pomaga nam w tym praca na programie 12 kroków i 12 tradycji.
Przeczytaj więcej: Terapia dla alkoholików
Jak ważne w leczeniu alkoholizmu jest wsparcie innych chorych?
Największym wsparciem w leczeniu jest drugi, trzeźwy alkoholik. Uczęszczanie na mitingi AA, zrobienie terapii, na której poznajemy chorobę od podszewki. No i przyznanie się do bezsilności, a także szczera chęć do zaprzestania picia.
Co jest najważniejsze w procesie zdrowienia?
W życiu trzeba pamiętać o tym, że są inni, którzy nas kochają, i nie możemy tak żyć, żeby innym niszczyć życie. Jeżeli jest ktoś na tak zwanym „zakręcie” to powtarzam, że można, a wręcz trzeba wychodzić na prostą. Wielu moich znajomych odeszło przedwcześnie, mogli wciąż żyć. Ale choroba wygrała. Warto się przyznać do tego, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu i że przestaliśmy kierować własnym życiem. Ja tak zrobiłem i moje życie zmieniło się. Dzisiaj chcę żyć, a nie tylko być.
Jak obecnie wygląda Pana życie – życie trzeźwego alkoholika?
Moje obecne życie jest piękne. Jestem szczęśliwym człowiekiem, jestem sobą, nie gram innej roli. Komponuję muzykę, piszę teksty, gram na gitarze. Pisze o życiu i miłości, odnoszę sukcesy na konkursach. Mam bardzo dobrą relację z rodziną, żyje w zgodzie z sobą. Nie zamienię mojego trzeźwego życia na poprzednie, za żadne skarby. Można żyć bez żadnych wspomagaczy. Dzisiaj organizuję spotkania słowno-muzyczne na których gram, śpiewam i mówię, że można, a wręcz trzeba wychodzić na prostą. Leczenie z uzależnień nic nie kosztuje, wystarczy chodzić na mitingi AA, nauczyć się słuchać. Teraz jestem człowiekiem szczęśliwym, a alkohol nie jest mi już do niczego potrzebny. Za dużo straciłem w życiu. Bez używek też można żyć. Jeżeli problem istnieje, warto do tego się przyznać, bo po prostu szkoda życia.
Wywiad przeprowadziła Monika Karbarczyk.
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!