Już od dawna niemieccy epidemiolodzy podejrzewali, że za masowymi zatruciami pokarmowymi w Niemczech stoi hodowla kiełków z Bienenbuttel w Dolnej Saksonii. Nie mieli jednak wystarczających dowodów - w pobranych do badań próbkach nie udało im się wyizolować zmutowanego szczepu. Przełomem okazało się badanie kiełków z napoczętej paczki wyrzuconej przez rodzinę, której członkowie zachorowali. Przebadano również pracowników hodowli - w ich krwi także znaleziono zmutowany szczep E.coli. Nie jest jasne, w jaki sposób zmutowane szczepy E. coli dostały się do hodowli. Według naukowców w zakładzie przestrzegano standardów higienicznych. Być może to pracownicy, u których wykryto E. coli, przenieśli je na uprawy.
Szczep, który zaatakował Niemców na początku maja jest niezwykle zjadliwy - wywołuje nie tylko biegunkę i wymioty, ale również atakuje nerki i doprowadza do rozpadu krwinek. Ponad setka chorych ma tak zniszczone nerki, że konieczna będzie u nich transplantacja. Najgorsze jest to, że skażone kiełki wciąż mogą być składnikiem sałatek leżących na sklepowych półkach. Niemieckie władze zalecają ostrożność.
Polecamy: Chroń się przed E. coli - myj ręce
Źródło: Gazeta Wyborcza, 13.06.2011, nr 136/ mk
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!