Jak stracić godność w Polsce? Odpowiedź jest prosta - zacznij chorować. Tak wygląda szpitalna Polska B

Szpital fot. Fotolia
Prawda o pacjentach jest taka, że pielęgniarka ma ich w dupie, lekarz ma ich w dupie albo system ma ich w dupie. Nie wiadomo kto bardziej. Efekt jest ten sam.
/ 28.08.2017 18:15
Szpital fot. Fotolia

Jestem matką i żoną, kobietą pracującą. Zdrową. Mój świat jest kolorowy, jak kolorowe są lizaki dzieci i reklamy telewizyjne. Nie mam problemów. Albo mam „gównoproblemy” (ostatnio coraz mniej ich mam). Kupić sukienkę, czy jednak zaoszczędzić na fajny wyjazd dla dziecka. Mieć silną wolę i iść biegać, czy być leniwą istotą. Napisać kolejny tekst, czy zagrać z rodziną w Farmera i mieć mniej kasy, ale za to rodzinne szczęście. Urodzić dziecko po czterdziestce czy jednak nie rodzić.

Mam pewnie jak wszyscy zdrowi ludzie miliony demonów, ale są to „gównodemony” przynajmniej tak to się widzi w dniu, w którym ląduje się w Akademii Medycznej w Gdańsku (każdy z was ma pewnie inne miejsce) jako osoba towarzysząca osoby chorej (OTOC). Być OTOC to jak być zdrową i chorą jednocześnie. Szczęśliwą i na dnie rozpaczy. Bo ciało masz zdrowe i jedną częścią siebie należysz do kolorowego świata Facebooka i tym podobne, gdzie jedynym problemem jest kolejna zmarszczka, nie ta perspektywa, czy nieodpowiedni szef. Masz nogi (sprawne), a na świat patrzysz oczami (zdrowymi).

Organizm ostrzega nas miesiąc przed zawałem serca! Jak rozpoznać jego objawy?

Drugą częścią siebie cierpisz z osobą bliską. I widzisz, że to co się wydaje oczywiste w świecie A, w świecie B. nagle wydaje się luksusem. W świecie B. (szpitalnym) widzisz, że właściwie jesteś nikim, a jedyną Twoją siłą jest zdrowie i znajomości. Miej chociaż zdrowie psychiczne silne i cierpliwość, bo po głupi zapis na operację musisz czekać parę godzin jeśli nie więcej.

Lądujesz w świecie Kosmos. Gdzie jedynym Bogiem jest lekarz. Królową pielęgniarki, a wrogami są inni rozjuszeni pacjenci, którzy czekają na audiencję u Boga. Czy to się dzieje naprawdę, myślisz?

Tak, to się dzieje naprawdę. Państwowa służba zdrowia. Bliska Ci osoba musi mieć operację. To operacja, bez której straci wzrok. Najpierw (po znajomości) wizyta u doktora X. Wyskakuj z 200 zł, dzięki temu usłyszysz, że 23 sierpnia o 11. 30 osoba ma się stawić w Akademii Medycznej. Tylko tak może zostać zapisana na operację. O godzinie 11.30 23 sierpnia stoisz w tłumie na korytarzu i orientujesz się, że na 11.30 do tego samego lekarza zostało zapisanych 5 osób (pięć też na jedenastą, dwunastą również).

Poroniłaś? Przysługuje ci pełnopłatny urlop macierzyński!

Dlaczego?! Kto przyjmie pięć osób jednocześnie? Nikt, oczywiście. No i lekarza nie ma. Jest tylko kartka. Doktor X. w dniu 23 sierpnia nieobecny. Zastępuje go doktor Y. Y. jest gburowaty, wściekły. I początkujący. Pielęgniarka mówi, że miał dyżur. To jedyne co mówi pielęgniarka, ale dopiero po dwóch godzinach, bo wcześniej siedzi zamknięta w gabinecie. I krzyczy: „napisane jest: nie wchodzić”. A, rzeczywiście. Długi, biały korytarz, ileś pokoju, nad każdym ostrzegawczy znak: proszę nie wchodzić. Więc kłębi się tłum, który na przemian boi się pukać i dostaje ataków złości. „Przecież, k…., ja byłem na 10.00”, „wpadło mi wapno do oka podczas prac budowlanych, mam pierwszeństwo”, „co oni tam wyrabiają”.

A „oni” naprawdę wyrabiają tam chyba kanapki i kupę żarcików, bo co chwila wychodzi i wchodzi do pokoju jakaś kolejna biała osoba z personelu i wszyscy siedzący w środku (chyba lekarze) mają twarze roześmiane i zadowolone. Na korytarzu wszyscy zaraz się pozagryzają. Syczą, prychają, złoszczą się. Ale nie dlatego, że są sfrustrowanymi, starymi i znudzonymi emerytami. To zmęczeni ludzie, którzy od tygodni albo miesięcy nie widzą. Nie czytają, nie oglądają telewizji. Są też toczeni przez swojego raka. Każe im się siedzieć na niewygodnych krzesłach i w kilometrowej kolejce oczekiwać na badanie oczu, które ich kwalifikuje na operację. Pielęgniarka ma ich w dupie, lekarz ma ich w dupie albo system ma ich w dupie, nie wiadomo. Efekt ten sam.

Ileś godzin spędzonych w korytarzu, żeby dowiedzieć się, że musisz zawracać do pokoju jeden, bo blond pielęgniarka zagapiła się i nie wpuściła jakiś kropli. Jeśli jesteś osobą chorą, to w tym żyjesz. Masz 50 lat i dygasz przed lekarzem, bo był miły. Albo przylepiasz lepki uśmiech dzieciaka, które dostało lizaka. Zamiast powiedzieć: dziękuję, do widzenia. Należy mi się dobre traktowanie, diagnoza. To jest oczywiste. Ale kajasz się, bo wkurzona pani w rejestracji na żadną operację już cię nie zapisze. Powie, że najbliższy termin za pięć lat.

Jeśli jesteś OTOC (Osobą Towarzyszącą Osoby Chorej) nie możesz uwierzyć, że tak wygląda państwowa służba zdrowia. Myślisz - po co ja płacę składki? Dlaczego tu jest taki absurd? Kto to kontroluje?

Rozjuszona, po iluś godzinach lekarza pytasz się ładnej pielęgniarki:

- Kto to wszystko kontroluje?

A ona odpowiada cię tak samo ładnie, jak sama jest ładna

- Nikt nie kontroluje.

I to jest moment, w którym boisz się tylko chorób i starości. Bo, k…, w tym kraju nie da się chorować z godnością, jak nie masz kupy kasy.

P.S. Osoba chora dygała, dzięki temu operacja wyznaczona na grudzień. Pani obok nie dygała i usłyszała, że terminy za rok w czerwcu najwcześniej.

Matka dwójki dzieci zmarła przez popularny suplement diety. Dlaczego?

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA