Czy postrzegasz świat w twórczy sposób?

Dziecko fot. Fotolia
Dzięki zmysłom człowiek nie tylko postrzega, ale i przetwarza w swoim wnętrzu świat, realizując posiadaną od dziecka wewnętrzną potrzebę naśladowania. Obserwowanie piękna świata nie jest biernym procesem - to akt twórczy, dzięki któremu możemy być szczęśliwi.
/ 30.08.2011 14:23
Dziecko fot. Fotolia

Postrzeganie = naśladowanie

Miłość w stosunkach międzyludzkich nie jest czymś, co w nieodgadniony sposób krąży raz tu, raz tam. Potrzeba jej organów postrzegania i organów wyrażania. Abyście zrozumieli, co mam tu na myśli, posłużę się przykładem z innej dziedziny życia. Piękno świata możemy docenić, dlatego że jesteśmy wyposażeni w odpowiednio wykształcone narządy zmysłowe. W zakresie postrzegania zmysłem wzroku oraz słuchu uważamy to za coś oczywistego. Człowiek wżywa się w sferę piękna, postrzegając, zdumiewając się, aby potem – dzięki wewnętrznym siłom naśladowania, które w biegu życia mogą się przeobrazić w swobodne impulsy twórcze – rozwinąć w tej sferze działalność samodzielną. Można więc zgodzić się z tym, że ukształtowanie się narządów zmysłowych jest gwarancją otrzymania przez człowieka właściwych impulsów dających mu możliwości wyrażenia samego siebie. Bowiem czynność postrzegania, w której zaangażowana jest cała dusza, jest już właściwie czynnością twórczą.

Piękno daje szczęście

Jeśli, patrząc na różę, doznaję uczucia szczęścia, które opisuję słowem „piękna”, to źródłem mojego wzruszenia, radości, zainteresowania czy niemal dumy nie jest ta róża, którą obserwuję w zewnętrznym świecie, lecz róża, którą podczas procesu obserwacji stworzyłem na nowo w moim wnętrzu. Przepełnia mnie uczucie szczęścia, dlatego że potrafię różę stworzyć! Fakt, że posiadam oczy, za pomocą których widzę, ma najwyraźniej coś wspólnego z głęboką potrzebą duszy, aby rzeczy stwarzać: aby być aktywnym w sposób twórczy. Ostra granica oddzielająca postrzeganie od impulsów woli istnieje raczej w teorii. W rzeczywistości granice są płynne. Narządy zmysłowe służą nam zarazem za „naczynia”, w których napierający z zewnątrz świat zostaje poddany czemuś w rodzaju subtelnego procesu chemicznego, który „unicestwia” wrażenia, a potem buduje na nowo. W ten sposób przebiega w kontakcie ze światem zewnętrznym każdy proces świadomego postrzegania.

Człowiek nie jest aparatem, w którym świat się odzwierciedla. Każdą rzecz, którą człowiek chce świadomie postrzec, musi na nowo samodzielnie stworzyć! Gdyby tak nie było, to wszystko, co napływa z zewnętrznego świata, byłoby natychmiast zapominane.

Zobacz też: Rysunkowa terapia, czyli w czym pomaga sztuka?

Skąd się bierze potrzeba naśladowania?

I owa czynność twórcza, dzięki której wrażenia zostają dopiero przetwarzane w doświadczenia, jest fundamentem, na którym wyrasta wszystko, co możemy rozwinąć w życiu jako kreatywność, jako uzdolnienia artystyczne. Korzenie owej sztuki „unicestwiania” wrażeń i „stwarzania” ich na nowo, sprawiającej, że proces postrzegania staje się procesem twórczym, sięgają daleko we wczesne dzieciństwo, aż ku dziecięcej potrzebie naśladowania. Proszę nie sądzić, że naśladowanie jest automatycznym kopiowaniem czy lustrzanym odbijaniem rzeczywistości świata zewnętrznego! Wręcz przeciwnie, obrazy, dźwięki czy inne wrażenia przychodzące z zewnątrz ulegają całkowitej przemianie, a jej rezultat jest – mimo być może łudzącego podobieństwa – czymś zupełnie innym od pierwotnego wrażenia odebranego przez narządy zmysłowe. Można to w pewnej mierze porównać do dziś już mało popularnego, lecz niegdyś bardzo ważnego stylu w malarstwie – do malarstwa naturalistycznego. Gdyby drzewo przedstawione z najdrobniejszymi szczegółami na płótnie obrazu było jedynie „imitacją” drzewa, które posłużyło malarzowi za wzór, to należałoby powiedzieć: „I po co to wszystko? Oryginał i tak jest lepszy od imitacji!”.

Ale tak właśnie nie jest. Tam, gdzie mamy do czynienia z poważniejszymi próbami przedstawienia na płótnie krajobrazu, patrzymy na tajemnicę aktu twórczego, który ma miejsce w procesie postrzegania. Zdarzenie wewnętrzne znane każdemu z nas zostało tu podniesione do poziomu świadomości i stało się formą plastyczną. Styl ten był koniecznym stadium wiodącym do sztuki rzeczywiście wolnej, wychodzącej „ponad obiekty”, w której tworzący artysta wcale nie czuje się zobowiązany do wiernego odwzorowywania obiektu postrzeganego, lecz uważa, że jest uprawniony do swobodnego komponowania nowej całości z różnych fragmentów rozłożonych na części obrazów – takiej całości, której nie ma w zewnętrznym świecie – lub też, że może w akcie twórczym dokumentować na płótnie sam proces rozpadu.

Polecamy: Arteterapia, czyli leczenie sztuką

Fragment pochodzi z książki "O dzieciach lękliwych, smutnych i niespokojnych. Duchowe podstawy praktyki wychowawczej" Henninga Köhlera (Impuls, 2009). Publikacja za zgodą wydawcy.

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA