Dlaczego dotyk jest ważny?

Dotyk pozwala nam przeżywać świat w swoim wnętrzu - z pewnością tego, że świat naprawdę istnieje /fot. Fotolia
"Gdyby człowiek był pozbawiony zmysłu dotyku, to nie mógłby odczuwać obecności Boga". Dotyk to nasz system porozumiewania się ze światem, ale także coś więcej - dotyk to pewność, że świat istnieje. Zmysł dotyku pozwala człowiekowi w niezwykle precyzyjnie określić właściwości rzeczy, a także ustosunkować się do nich. Dotyk to coś, co pomaga przezwyciężyć egzystencjalne zwątpienie...
/ 26.09.2016 15:18
Dotyk pozwala nam przeżywać świat w swoim wnętrzu - z pewnością tego, że świat naprawdę istnieje /fot. Fotolia

Dotyk upewnia nas, że świat istnieje

Mamy tu do czynienia z przeżyciem, które jest reakcją własnego wnętrza na proces zewnętrzny. Żadne z doznań zmysłowych nie daje owego przeżycia w taki sposób, jak czyni to zmysł dotyku – stwierdza Rudolf Steiner i dodaje, że „gdyby człowiek był pozbawiony zmysłu dotyku, to nie mógłby odczuwać obecności Boga”. Dotykając świat zewnętrzny, przeżywamy go głęboko we wnętrzu i dopiero dzięki temu jesteśmy w stanie zwrócić się ku światu ze zrozumieniem. Czynimy to, stojąc na fundamencie pewności, że świat rzeczywiście istnieje. Pewność tę nazywa Steiner „odczuciem Boga” lub „uczuciem bycia przenikniętym substancją Boga”.

Zmysł, poprzez który w najbardziej „gruby” sposób kontaktujemy się ze światem, umożliwia bowiem zarazem przeżycie oczywistości, które bynajmniej „grube” nie jest. I jest to ten sam zmysł, który w istotny sposób przyczynia się do tego, że potrafimy ze zrozumieniem wczuwać się we właściwości rzeczy.

Oczywiście znaczącą rolę odgrywają tu jeszcze inne czynniki. W procesie, który na przykład prowadzi do stwierdzenia cechy „szorstkości”, do określenia nacisku jako „mocny”, do zdefiniowania rodzaju dotknięcia jako „otarcie się” i wreszcie do identyfikacji przedmiotu jako, powiedzmy, „kory drzewa” („otarłem się mocno o coś szorstkiego; był to pewnie pień drzewa”), uczestniczą także inne zmysły, nawet wówczas, gdy nie korzystamy z pomocy wzroku i węchu.

Polecamy: Zaburzenie konwersyjne – niezwykły wpływ psychiki na ciało

Wiedza o przedmiotach

Do określenia siły nacisku i rodzaju dotyku potrzeba nam zmysłu równowagi i zmysłu ruchu (będzie jeszcze o nich mowa). Zmysł życia – w swej funkcji wtórnej – zasygnalizuje zmianę samopoczucia („dobre” lub „niedobre”) i ostatecznie będzie też konieczna pomoc myślenia, które podsunie odpowiednie pojęcia i dokona „oceny” procesu. Nie zmniejsza to jednak centralnej roli zmysłu dotyku w całym zdarzeniu.

To on sprawia, że jesteśmy w stanie zidentyfikować zdarzenie jako „bycie dotkniętym przez coś z zewnątrz” i że zarazem w opisanym już procesie „resonansu” doznajemy tego dotknięcia w tak zróżnicowany i subtelny sposób, że potrafimy wyciągnąć wnioski dotyczące właściwości przedmiotów. Zatem wiele czynników odgrywa w takim zdarzeniu istotną rolę, niemniej jednak gwarantem szczegółowego „konceptu rzeczywistości” jest zmysł dotyku. Przykład doznania „mocnego otarcia się” ukazuje poza tym wyraźnie kolejną prawidłowość. A mianowicie – im silniejsze dotknięcie, tym większe znaczenie uzyskuje w doznaniu doświadczenie granicy, a więc aspekt różności, posunięty aż do gestu obronnego: reakcją ciała i duszy jest wtedy cofnięcie się.

Jednocześnie zostają podrażnione inne zmysły: zmysł równowagi, zmysł ruchu i zmysł życia. I przeciwnie: im delikatniejsze jest dotknięcie, tym bardziej wysuwa się na pierwszy plan aspekt „resonansu”. Otwieramy się wówczas na dane odczucie, zmysły równowagi, ruchu i życia włączają się, zostają wciągnięte do współpracy. Powstaje harmonijne współgranie wszystkich czterech zmysłów cielesnych. Jest to stan, który określiłbym jako „przedświadome zainteresowanie”. I rzeczywiście, gdy dotknięcie jest delikatne i ostrożne, sprzyjające „pozostaniu” (bo nie cofamy się przestraszeni!), wówczas proces tworzenia się sądu o rzeczywistości może przebiegać bez zakłóceń i o wiele lepiej w porównaniu z sytuacją mocnego, być może nawet bolesnego zderzenia się ze światem.

Rozwój zmysłu dotyku u dzieci

Oto – przedstawione w największym skrócie, jednak bardzo istotne – spostrzeżenia dotyczące rozwoju zmysłu dotyku u dzieci. Dzieciom potrzeba stałego, ostrożnego i delikatnego kontaktu przez zmysł dotyku, po to aby – na bazie zaangażowanej uwagi i podstawowego zaufania do bytu „jako takiego” – mogła się w późniejszych latach dobrze rozwinąć umiejętność wydawania sądów o świecie.

Dzięki doznaniom zmysłu dotyku, w których na pierwszy plan wysuwa się rezonans, wewnętrzne współbrzmienie (a nie mocne doświadczanie granicy) może w samym wnętrzu człowieka powstać „odczucie Boga”. Zajmie ono miejsce tego, co w psychologii znane jest jako dręcząca niepewność, „egzystencjalne zwątpienie” występujące szczególnie często w latach młodości („Czy ja istnieję?”, „Czy w ogóle coś istnieje naprawdę?”) i które, gdy zmysł dotyku nie jest dobrze rozwinięty, może się nasilić do stanów chorobowych.

Czytaj więcej: Jakie znaczenie w życiu człowieka ma dotyk?

Zwątpienie, miłość i lęk

Podsumujmy powyższe rozważania bardzo lapidarnie: To, co pomaga przezwyciężyć egzystencjalne zwątpienie, które oczywiście jest znane każdemu z nas, to zakorzeniony w zmyśle dotyku stosunek do świata wyrażający miłość.

A miłość – co do tego jesteśmy chyba zgodni – nie jest czymś biernym. Zawsze zawiera ona w sobie aktywność, nawet jeśli jest ukryta i ma miejsce głęboko we wnętrzu człowieka. Im głębiej jakieś wrażenie porusza, nie przytłaczając mnie jednak jako postrzegającego podmiotu (bo również fakt, że wrażenia ze świata zewnętrznego nie zalewają nas bez reszty zawdzięczamy zmysłowi dotyku!), tym bardziej jestem skłonny traktować je z uwagą i ostrożnością. „Gruby”, pozbawiony wrażliwości sposób obcowania ze światem świadczy zawsze o braku „wyczucia”. W znaczeniu przenośnym mówimy też o „wyczuciu w koniuszkach palców”.

Wyczucia tego może brakować z różnych powodów. Ktoś, kto postępuje wobec jakiejś rzeczy czy istoty obojętnie bądź z wyrachowaniem i z pozbawioną uczuć „pustą” ciekawością, jest równie gruboskórny jak ktoś, kto ma skłonność do przekraczania granic za każdym razem, gdy przyciągnie go jakaś rzecz lub osoba. Jest to sytuacja, w której postrzegający podmiot zostaje właściwie przytłoczony wrażeniami. Nie może wówczas „pozostać w sobie” i pod wpływem zalewających go fal sympatii zachowuje się jak słoń w składzie porcelany.

Inna możliwość, którą wszyscy dobrze znamy, to bardziej pasywna nadwrażliwość wobec tego, co przychodzi ze świata, prowadząca do instynktownego cofania się bądź do gestu otoczenia się „wałem obronnym”. Celem takiej samoobrony jest także w tym wypadku osłabienie „wyczucia”: nic do siebie nie dopuszczać, instynktownie odizolować się. Procesy te opisałem szczegółowo w mojej książce Vom Rätsel der Angst (O zagadce lęku).

Fragment pochodzi z książki "O dzieciach lękliwych, smutnych i niespokojnych. Duchowe podstawy praktyki wychowawczej" Henninga Köhlera (Impuls, 2009). Publikacja za zgodą wydawcy.

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA