- Mamy mało czasu i sporo zaległości. Musimy to wszystko szybko nadrobić, więc zmarnowanych minut nie przewiduję. Teraz podniosą łapki ci, którym matematyka przyda się na ewentualnych studiach. Wy będziecie mieć najciężej.
Justyna nie przewidywała matury z matematyki. Marzyła o politologii, choć rodzice na wybór margali. Nie byli zadowoleni. Z tej politologii chleba nie będzie – powtarzali przy każdej okazji.
Justyna nie miała zamiaru zmieniać zdania. Jej studia, jej wybór, jej życie i żaden dorosły nie będzie się w to wtrącał – dawała rodzinie do zrozumienia.
- Ale matematyki mogłabyś się pouczyć – powtarzał ojciec- kiedyś ci się może przydać. Poza tym matematyka uczy logicznego myślenia.
- A czy ja nie myślę. Szczerze mówiąc wolałabym się skupić na innych przedmiotach, a matematykę potraktować ulgowo.
Mimo to z marszu zabrała się do roboty. Nie dlatego, że to królowa nauk, ale dlatego, że nowy mógłby się z niej śmiać, a tego by już na pewno nie zniosła. Rozwiązywała więc kolejne zadania, uczyła się regułek, ćwiczyła mózg. Nowy nawet tego nie zauważył. Widział natomiast, że Justyna robi do niego maślane oczy, rumieni się, gdy zostanie wyrwana do odpowiedzi, plącze się jej język, gdy z nim rozmawia.
I tak mijał dzień po dniu. Ona się uczyła, on z niej kpił i stawiał kolejne mierne oceny. Któregoś dnia pozwolił sobie nawet na niezbyt taktowną uwagę.
- Zamiast gapić się we mnie jak sroka w kość, mogłabyś trochę popracować. Ja nie daję stopni za cielęce oczy, ale za wiedzę.
Justyna była załamana. Z dnia na dzień było coraz gorzej. Ona cierpiała, on sobie kpił. Z czasem dołączyli do nauczyciela koledzy z klasy.
- Ty zakochana, może byś nareszcie coś mądrego powiedziała – rzucił kolega, któremu kiedyś dała kosza.
- Znalazł się intelektualista – wypaliła koleżanka z ławki. – Powiedz, co mądrego ostatnio wymyśliłeś. Ty nawet nie odróżniasz poezji od prozy, a rzucasz się jak piskorz. Weź się raczej za siebie, a nie drwij z innych.
Wybryk kolegi był dla dziewczyny prawdziwym gwoździem do trumny. Rozpłakała się i wybiegła z klasy. Nauczyciel nawet tego nie zauważył. Prowadził dalej lekcję. Tylko koleżanki szeptały, że ten nowy to zamiast serca ma kupę śmieci.
Tego dnia Justyna długo wracała ze szkoły do domu. Zjawiła się dopiero wieczorem. Wyglądała jak zbity psiak.
- Co się stało – zapytała mama.
- Ja tego nie zniosę. Czego on się mnie czepia. Przecież się uczę, choć mogłabym na matematykę machnąć ręką. Matka nie przerywała. W pewnej chwili przytuliła córkę do siebie i zapytała.
- Jak ci możemy córeczko pomóc?
- Mnie już nikt nie pomoże. Czuję się podle, jestem nieszczęśliwa, mam wszystkiego dość.
Gdy w nocy rodzice zaczęli rozmawiać już bez Justyny, matka stwierdziła, że należy szybko działać.
- Ona nigdy się tak nie zachowywała. Teraz już wiem na pewno, że nasza córka jest zakochana. Chyba będziemy musieli porozmawiać z nauczycielem. A może od razu pójdziemy do dyrektora. To rozsądny człowiek, ma córkę w wieku naszej Justysi.
Orzekli jednak, że bez wiedzy córki nie podejmą żadnych kroków. Ona by nam tego nigdy nie wybaczyła. Jeśli wyrazi na to zgodę, zaczniemy działać. Ojciec był za przeniesieniem córki do innej klasy. Matka uważała, że to nie najlepszy pomysł, bo Justyna w dalszym ciągu będzie spotykać swego nauczyciela. A może powinniśmy z nim porozmawiać. To gówniarz, poważni mężczyźni tak nie postępują. Na razi postanowili czekać na to, co powie Justyna. Wiedzieli jednak, że każdy dzień zwłoki przyniesie Justynie ból. Znali swoje dziecko i wiedzieli, że cierpi. Wiedzieli także, że Justyna jest poważną dziewczyną i naprawdę jest zakochana.
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!