Trzy historie
„Faktem jest, że ludzi zdrowych na umyśle praktycznie nie ma; na dziesiątki, a może nawet setki tysięcy trafi się może jeden taki egzemplarz i to jeszcze daleko mu będzie do normalności...”. Fiodor Dostojewski, „Zbrodnia i kara”.
Słowa Dostojewskiego nie mijają się z prawdą, bo gdybyśmy mieli zdefiniować człowieka normalnego, pewnie mielibyśmy spory problem. W każdej społeczności, w każdej kulturze owa „normalność” wygląda inaczej. Żeby przybliżyć problem, który chcę poruszyć, wejdźmy na chwilę w świat osoby postrzeganej jako normalna i osób stygmatyzowanych, czyli nienormalnych.
Jest zwykły poniedziałkowy poranek. Pan Adam jak zwykle rano w pospiechu nie dojada śniadania, całuje na pożegnanie dzieci, nerwowo żegna się z żoną i biegnie do swojej pracy. Po drodze jak zwykle mija nienormalną, ale też zazwyczaj niegroźną „karmicielkę gołębi” – jak określają ja na osiedlu. W małym parku na ławce śpi pijak. Pan Adam z obrzydzeniem odwraca głowę i idzie dalej. Spieszy się, dziś ma ważne spotkania biznesowe. W pracy po nerwowych negocjacjach wraca zmęczony i zdenerwowany do domu i ostatnią rzeczą, na jaka ma ochotę, jest zabawa z dziećmi, czy słuchanie pretensji żony. Rodzina żyje na wysokim poziomie – rzecz jasna dzięki jego ciężkiej pracy. Męczą go ciągłe kłótnie z żoną, która nie widzi tego, jak bardzo poświęca się dla rodziny, tylko widzi swoją i dzieci samotność. Pan Adam odcina się od kłótni, zamyka drzwi i zasypia. Małżonkowie oddalają się coraz bardziej od siebie, ale pan Adam tego nie widzi. Myśli o kolejnym ciężkim dniu w pracy…
Pani Emilia, potocznie nazywana „karmicielką gołębi”, jak zwykle rano wychodzi usiąść na ławkę i karmić gołębie. Uważa, że tylko one jej nie oceniają, nie wytykają palcami. Pani Emilia od 20 lat choruje na schizofrenię. Kiedyś pracowała jako księgowa, ale kiedy dyrektor dowiedział się o jej chorobie, zwolnił ją. Potem próbowała jeszcze przez długi czas znaleźć pracę, bo ma wykształcenie wyższe, doświadczenie, ale każdy postrzegał ją już przez pryzmat choroby psychicznej. Nikt nie odważył się zauważyć w niej wartościowego człowieka, który czasem bywa chory. Pani Emilia jest bardzo samotna, renta na niewiele wystarcza, więc ubiera się w sklepach z używaną odzieżą, nie próbuje już nawet rozmawiać z ludźmi, bo wytykają ją palcami i mówią: „to ta psycholka”. Kiedyś jeszcze pani Emilia starała się uważać na każde słowo, każdy gest – by był „normalny”. Jednak łatka społeczna, jaką do niej przypięto, zrobiła swoje. Pani Emilia żyje samotna na marginesie społeczeństwa, bo też społeczeństwo właśnie zmarginalizowało ją jako osobę zawsze chorą…
Pan Marek (pijak śpiący na ławce) kiedyś był wysoko postawionym urzędnikiem państwowym, w życiu prywatnym układało mu się wyśmienicie. Miał żonę, wspaniałą córeczkę, nic więcej do szczęścia nie potrzebował. I nagle w ciągu sekundy stracił wszystko. Żona z córeczką zginęły w wypadku samochodowym, Panu Markowi świat rozsypał na miliony kawałków, których nigdy nie udało mu się posklejać. Nagła śmierć najbliższych mu osób zabrała mu radość, przebojowość i chęć życia. Nie był już tym pełnym optymizmu, znającym swoja wartość człowiekiem. Coraz częściej zaglądał do kieliszka, co wpłynęło na jego pracę, koledzy odsunęli się od niego, w końcu stracił stanowisko i pogrążył się w alkoholowym zapomnieniu. Stracił też mieszkanie, bo nie dbał o płatności. Nie zależało mu już na niczym. Teraz jest „pijakiem śpiącym na ławce w parku”.
To trzy historie ukazujące człowieka – w opinii społecznej – normalnego oraz ludzi nienormalnych, których wytykamy palcami i których unikamy… Pan Adam, pozornie żyjący w szczęściu i dostatku. Pozornie, bo zastanówmy się przez chwilę, czy takie życie może być szczęśliwe? Natomiast wysokie stanowisko w pracy, dzieci, uśmiechnięta wśród znajomych żona, piękne mieszkanie i drogi samochód stawiają pana Adama w gronie ludzi normalnych.
Nie znamy historii ludzi, których oceniamy, więc dlaczego tak łatwo to robimy? Wierzymy w plotki, skłaniamy się ku temu, by je powtarzać?
Zobacz też: Jak zwiększyć odporność emocjonalną?
Jestem chory, ale choroba nie jest mną
Warto byłoby częściej pamiętać o tym, że człowiek chory jest po pierwsze człowiekiem, a nie chorobą. Choroba od czasu do czasu daje o sobie znać (jak każda inna choroba przewlekła) i wtedy należy się leczyć. Niestety, osoby chore psychiczne są skazane na stygmatyzację społeczną i brak pracy. Nawet będąc w normalizacji, uważają na każde swoje słowo, każdy krok, by nikt nie powiedział „jesteś nienormalny” – takie słowa bardzo bolą.
A wystarczyłoby, abyśmy mieli większa wiedzę na temat chorób psychicznych, wykazali się odrobiną empatii, by choć wysłuchać osób chorych, a nie unikać ich i oceniać. Wciąż o osobach chorych psychicznie sądzi się, że są niepoczytalne, niebezpieczne, agresywne… To jest bardzo smutna prawda społeczna. Bardzo smutna, bo rani wielu zdolnych, wykształconych ludzi, skazując ich na śmierć społeczną.
Tylko i wyłącznie od nas samych zależy, jak wielu jest samotnych, cierpiących i stygmatyzowanych ludzi w naszym otoczeniu. Warto podać rękę, wysłuchać, postarać się pomóc. Wystarczy, że będziemy chcieli zobaczyć w „nienormalnych” osobach człowieka takiego jak my. Tym sposobem damy komuś szansę na uśmiech i być może będziemy mogli uratować mu życie.
Bo „jestem chory, ale choroba nie jest mną” – pamiętajmy o tym.
Zobacz też: Zdrowie psychiczne – fundacje i organizacje pomocowe
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!