fot. Fotolia
Początki Alzheimera – jak je rozpoznać?
Drzwi dla wychodzących na zewnątrz są zamknięte, to dla jej własnej ochrony. Może wychodzić na korytarz, może się nawet kilka razy okręcić – to dzięki rozwiązaniom architektonicznych w pokojach, które tworzą jakby dwa koła, rodzaj niekończącej się kokardy. Wolno jej także wyjść na podwórko. Z tyłu domu, przed ulicą, znajduje się mały ogródek. Jest jednak ogrodzony wysokim płotem.
Käthe Keutel utraciła wolność.
Kiedyś była bardzo aktywną kobietą, zawsze pracowała zawodowo, przez ostatnie lata była sekretarką w firmie producenta komputerów IBM. Także w domu zajmowała się wszystkim i wszystko sama organizowała, decydowała, gdzie mają spędzić urlop, gdzie zrobić zakupy.
Pani Keutel jest szczupłą kobietą, ma krótkie siwe włosy, dużo się uśmiecha, kroi ciasto dla współlokatorek, bardzo cieszy się z wizyty córki. To, że coś nie do końca się zgadza, widać po tym, że bardzo często coś powtarza i sama tego zupełnie nie zauważa.
Obecnie mieszka pod nadzorem, w domu o ładnej nazwie „Rezydencja dla seniorów” w Leonberg, niedaleko Stuttgartu, pół godziny jazdy autobusem od miejsca wcześniejszego zamieszkania, gdzie nadal zresztą mieszka jej mąż.
„Rezydencja dla seniorów” to kompleks na obrzeżach lasu, zbudowany z dużej ilości szkła. Są tam jasne pomieszczenia, wiele zadbanych roślin, obrazy na ścianach. Miejsce to oferuje wiele możliwości spędzania wolnego czasu, na przykład kabaret dla seniorów, ale pani Keutel nie bierze w tym udziału. Jej, nazwijmy to, stan umysłowy, nie zezwala na takie aktywności. O co chodzi, dlaczego tak się stało, tak naprawdę trudno powiedzieć. Może to jej słabość do Aldi i do jedzenia warzyw tylko z puszek. Może było to pożywienie bez większej wartości odżywczej dla mózgu.
Kiedy to się zaczęło, najpierw z drobnymi objawami, tego jej córka Helga Röttgers nie potrafi określić. Mniej więcej wtedy pojechała z mężem na urlop do Włoch.
„Zapytałam ją, czy przez tydzień może zerknąć na nasz dom, gdy nas nie będzie.
To było pięć lat temu, miała wtedy 74 lata.
Gdy wróciliśmy, w domu panował niesamowity chaos, nic do siebie nie pasowało.
Całe mieszkanie zmieniło wygląd. Narzuta z łóżka leżała nagle na kanapie w salonie, rośliny były zupełnie przelane, ponieważ je stale podlewała, co pięć minut. Moje biedne kwiatki.
To były pierwsze chwile, gdy pomyślałam sobie, że coś się nie zgadza.
No i ciągle czegoś zapominała. Podczas gotowania zaczęło się jej nagle też wszystko mieszać, nic nie pasowało. Nie chodzi tylko o to, że nie dodała soli, ona jej dodawała po kilka razy! Wreszcie mój tata powiedział, że już nie daje rady jeść gotowanego przez nią jedzenia.
Tak się to wszystko zaczęło. Wtedy i tata zauważył, że coś się nie zgadza, nie pasuje do wcześniejszego życia.
W pewnym momencie mama zaczęła zachowywać się dziwnie w komunikacji miejskiej. Nie płaciła za bilety, po prostu wpadała do autobusu i nic. Musiała zatem często płacić kary, bo jeździła na gapę. I dość szybko zdarzyło się, że nie potrafiła znaleźć drogi powrotnej. Musieliśmy jej szukać.
Moi rodzice mieszkali w domu sześciorodzinnym, wszyscy wspólnie tworzyli dobre towarzystwo, chwała Bogu. Nie wywieszali prania na dole na podwórku, mieli pralnię i suszarnię dla wszystkich mieszkańców. Moja mama nie potrafiła nagle odróżnić swoich ubrań od innych. Zabierała bieliznę innych do domu. Tata stale wtedy wyjaśniał sąsiadom, że tak w ogóle mama ma się świetnie, że to tylko przeoczenie. Ale wreszcie i tata powiedział mamie, że nie ma prawa wieszać prania z innymi, bo stale przynosi do domu cudzą bieliznę.
Problematyczna stała się także higiena. Mama nie potrafiła się umyć porządnie. Albo na przykład nie myła zębów, bo zapomniała. Albo, ujmę to wręcz nieprzyzwoicie brutalnie, nie wytarła pupy po wypróżnianiu się. Bo zapomniała”.
Käthe Keutel miała chorobę Alzheimera. To choroba, podczas której mózg powoli, ale stale, jest wyniszczany, w której komórki mózgu aglutynują, zainfekowanych było coraz więcej regionów mózgu. Pani Keutel już nie tylko nie potrafiła sobie wielu rzeczy przypomnieć, ale nawet wyczyściła się jej osobowość, jakby przestała istnieć.
Choroba Alzheimera wydaje się być zagrożeniem i plagą nowego tysiąclecia. To epidemia zapominania. W samych Niemczech notuje się co roku do 100 000 do 200 000 nowych przypadków. Według danych World Alzheimer Reports, organizacji Alzheimer’s Disease International’s (ADI) co 20 lat liczba wszystkich chorych będzie się podwajać, z 35 milionów w roku 2010 do 65,7 miliona w roku 2030, a do ponad 115 milionów chorych będziemy mieli w roku 2050.
– Bez odpowiednich środków i działań zapobiegających i zaradczych choroba ta będzie ogromnym obciążeniem dla pojedynczych osób, rodzin, systemu zdrowia i gospodarki światowej – twierdzi Holender Marc Wortmann, dyrektor ADI.
Zobacz też: Jak choroba Alzheimera wpływa na życie rodzinne?
Czy Alzheimera można wyleczyć?
Środki i działania zapobiegające i zaradcze to przede wszystkim ogromny biznes, medykamenty powinny proces opóźniać i łagodzić symptomy. Według obecnego stanu wiedzy nie istnieje możliwość wyleczenia tej choroby. Dlatego tym ważniejsze staje się jej zapobieganie. Jeszcze nie do końca wyjaśniono, co właściwie jest przyczyną tej choroby.
W przypadku, gdy mózg odmawia posłuszeństwa, szczególnie trudne jest ustalenie przyczyny choroby. Nie można do niego zajrzeć za życia chorego, nie można zatem na czas, odpowiednio wcześnie – ani w ogóle – kontrolować istniejącego i postępującego procesu. A zaczyna się on wcześnie, może to być nawet i 30 lat przed pojawieniem się pierwszych symptomów choroby Alzheimera. Centra uszkodzenia mózgu rozszerzają się coraz bardziej, a na koniec dochodzi do zbombardowania aparatu myślenia, wtedy już nie może on uporządkowanie pracować.
Awanturnicy zakłócający proces pracy mózgu przychodzą z zewnątrz: to szkodliwe substancje w pożywieniu, także dodatki spożywcze, które właśnie mogą prowadzić do uszkodzenia mózgu. Akcja zaczyna się od jednego organu, który jest najsłabszy i z powodu braku wewnętrznej stabilności nie jest gotowy do odparcia ataku. Jedzeniu wyprodukowanemu przemysłowo często brakuje substancji odżywczych wspierających mózg.
Czym są dolegliwości neurodegeneracyjne?
Tak właśnie rozprzestrzenia się choroba Alzheimera, a także i inne dolegliwości i schorzenia, w przypadku których dochodzi do zniszczenia komórek nerwowych. To tak zwane dolegliwości neurodegeneracyjne. Zaliczamy do nich także chorobę Parkinsona, drżączkę porażenną. Albo stwardnienie rozsiane, to z kolei zagadkowa choroba, w której chory stopniowo traci zdolność do poruszania się, do czasu, gdy już po prostu żywcem zanika. Tak samo choroba o nazwie ALS (Amyotrope Laterskleroze – stwardnienie zanikowe boczne), na którą cierpi fizyk Stephen Hawking, w której zanikają mięśnie, ponieważ nerwy nie są już w stanie nimi kierować. W ostatnim stadium choroby chory się dusi, bo nie może już oddychać. Na tę chorobę zmarł także niemiecki malarz Jörg Immendorff. W latach 60. ubiegłego stulecia rocznie zapadało na nią 1,5 na 100 000 osób, w roku 2002 było to już 2,5 osoby, a szacunki na rok 2010 mówią już o 3 do 8 przypadków zachorowania.
Mózg ma coraz mniejsze możliwości działania, ponieważ jego komórki zanikają, zostają zniszczone i w pewnym momencie muszą wreszcie „wyzionąć ducha”, poddają się. Mózg odmawia posłuszeństwa jako organ sterujący całym organizmem, nie potrafi już kontrolować ciała, nie potrafi także zebrać myśli. Zawodzi jako instancja planująca, dowodząca, jako organ centralny danej jednostki.
Czy tylko seniorzy chorują na demencję?
Naukowcy zajmujący się badaniami nad mózgiem biorą pod lupę coraz bardziej biochemiczne podstawy umysłu i osobowości, jako substancje tworzące mózg. Do tej pory demencja uchodziła za objaw starości, jako cena, którą ludzie płacili za możliwość długiego życia w krajach cywilizowanych.
Wraz z coraz większą liczbą starszych ludzi w społeczeństwie dochodzi kolejna coraz większa liczba tych, którzy cierpią na parkinsona albo alzheimera. To oczywiście uskrzydliło naukowców: dzięki temu rozszerza się rynek leków, a naukowcy najchętniej zajmują się tym, co przynosi obietnice największych zysków. Poszukiwania pigułki działającej przeciwko zanikowi i utracie pamięci mają też pewien oczywisty efekt uboczny w postaci prowadzenia dokładnych badań nad potrzebami mózgu. Obecnie wiemy więcej na temat substancji odżywczych, których potrzebują nasze szare komórki – oraz na temat tych niszczycieli, którzy wywołują zapominanie.
Dopiero teraz okazało się, że nie wszyscy starsi ludzie mają takie problemy z zapominaniem. W niektórych częściach świata występuje to częściej, w innych jednak – znacznie rzadziej.
Wyzwalaczami choroby Alzheimera są takie zmiany w mózgu, które już nawet na zdjęciach wyglądają groźnie, widoczne są one w postaci brązowych plam, brzydko wyglądającej sieci połączeń, grudek przypominających kamień. „Blaszki amyloidowe” i „wiązki neuronów” – tak naukowcy nazywają te tragiczne w skutkach twory w mózgu, które działają niczym „ładunek zapalny”, tak twierdzi badacz z Heidelbergu zajmujący się chorobą Alzheimera Konrad Beyreuther: „Takie blaszki to bomba. To jest jakby w obozie terrorystycznym, z którego usuwa się typowych samobójców z bombami, które niszczą zupełnie logistykę komórek nerwowych”. A taki obóz zajmuje w mózgu coraz więcej miejsca: „Te skupienia są dziesięć razy większe niż pojedyncza komórka nerwowa. A my mamy do ponad miliarda takich osad w mózgu pacjenta cierpiącego na alzheimera”.
Zobacz też: Jakie problemy mają chorzy na Alzheimera i ich opiekunowie?
Odkrycie Alzheimera
Co taka bomba może spowodować, jako pierwszy zaobserwował Alois Alzheimer, wtedy był neurologiem we Frankfurcie nad Menem. Musiał on wyjaśnić dziwny sposób zachowania jednej z pacjentek, którą mu pewnego dnia przedstawiono.
Nazwał ją Auguste D.: obraz, który znajduje się w notatkach Alzheimera, pokazuje kobietę z pełnymi ustami, z włosami układającymi się w kosmyki i z głębokimi zmarszczkami na czole. Auguste Deter odwieziono w końcu 1901 roku do zakładu dla obłąkanych we Frankfurcie, przy ulicy Affensteiner Feld.
Biedna Auguste nagle przestała rozpoznawać swego męża, a do tego zaczęła jeszcze wygadywać jakieś dziwne rzeczy. „Nie potrafiła odnaleźć się w domu, rozrzucała rzeczy gdzie popadnie, chowała się, bo sądziła, że ktoś chce ją zamordować, zaczynała bez powodu bardzo głośno krzyczeć” – wynotował doktor Alzheimer.
Jego diagnoza brzmiała: demencja. Słowo pochodził z łaciny (dementia) i oznacza obłęd.
W dniu 26 listopada 1901 Alzheimer odwiedził pacjentkę („Siedziała na łóżku z bezradnym wyrazem twarzy”) i zaprotokołował następującą rozmowę:
– Jak się pani nazywa?
– Auguste.
– A nazwisko?
– Auguste.
– To jak się nazywa pani mąż?
– Sądzę, że Auguste.
Alzheimer dziwił się za każdym razem, gdy ją widział: „Na obiad jadła białą kapustę i kotlet wieprzowy. Zapytana jednak o to, co jadła, odpowiadała, że szpinak. Gdy łykała kawałek mięsa, na pytanie o to, co właśnie zjada, twierdziła, że surowe kartofle z chrzanem”.
Auguste D. zmarła.
Alzheimer rozłożył na części jej mózg i zbadał go bardzo dokładnie. Na podstawie tych badań przygotował bardzo wyraźne rysunki, które po dziś dzień zadziwiają jego kolegów po fachu. Zdolności artystyczne młodego Aloisa Alzheimera zostały udowodnione już w pracy doktorskiej, swego czasu przedstawionej w Würzburgu. Pisał o gruczole woskowym ucha, także wtedy własnoręcznie go pokroił i wykonał rysunki z wielką starannością.
Dzięki jego uzdolnieniom artystycznym naukowcy od tamtego czasu wiedzieli, jak wyglądają te tak charakterystyczne zmiany w mózgu chorych na demencję, blaszki, „kamienne płyty ogromnego cmentarzyska w głowie” – jak nazwał je Michael Jürgs.
Jednak to, co zastanawiało, to to, jak te blaszki się do głowy dostały?
Co powoduje demencję?
Droga była tylko jedna: wszystko, co dostaje się do mózgu, człowiek musi w siebie włożyć, najczęściej robimy to przez usta. A to, co człowiek zjada, ma dalej wyraźne i poważne skutki dla zachorowania na demencję.
To był zaskakujący wynik pewnych badań, które zostały opublikowane przez amerykańskiego naukowca Hugh Hendriego z Uniwersytetu Indiana w lutym 2001 roku. Porównał on Amerykanów o ciemnym kolorze skóry z Nigeryjczykami. Później przeniósł swoje badania na obszar Karaibów i na kontynentalny obszar Chin. Okazało się, że choroba Alzheimera nie jest tylko skutkiem starszego wieku. Centralną rolę odgrywają w niej jeszcze takie czynniki, jak środowisko, styl życia, a zwłaszcza sposób odżywiania się.
To wykazywały także wcześniejsze badania porównujące Afrykanów i Afroamerykanów.
Genetycznie obie grupy były podobne, wcześniej musiały mieć one zatem z założenia podobne predyspozycje dotyczące ryzyka zachorowania na chorobę Alzheimera. Otóż nie, jak się okazało, takie założenie było błędne. Amerykanów na alzheimera zachorowało więcej niż dwa razy tyle: wśród Afrykanów choroba rozwinęła się u 1,15 proc. osób, wśród Amerykanów było to 2,5 proc.
Badanie
W badaniach, które zostały opublikowane w Journal of the American Medical Association, wzięło udział imponujące 4500 osób, wszyscy powyżej 65. roku życia. Testowano je w trzech przedziałach czasu pomiędzy 1992 a 1998 i sprawdzano bardzo intensywnie ich zdolności umysłowe. Afrykanie pochodzili z Ibadan, miasta na południu Nigerii. Byli to najczęściej biedni handlarze, którzy na tamtejszych rynkach handlowali swoimi towarami, często o niskiej wartości. Amerykanie pochodzili z Indianapolis i prowadzili typowo amerykański styl życia. To właśnie według naukowca był podstawowy powód, dla którego istniała taka zapadalność na chorobę Alzheimera u osób testowanych pochodzących z USA: ten właśnie styl życia i szczególnie sposób odżywiania się.
Hendrie przypuszcza, że choroby towarzyszące uwarunkowane sposobem odżywiania się, takie jak wysokie ciśnienie krwi, miażdżyca naczyń i drobniejszego typu udary, odgrywają także w chorobie Alzheimera odpowiednio zgubną rolę. Ponieważ grupa afrykańska miała wyraźnie niższe wartości ciśnienia i o 60 punktów niższy poziom cholesterolu niż Amerykanie.
Oczywiście odżywianie się nie jest jedynym wyjaśnieniem tego zjawiska. Właśnie w przypadku choroby Alzheimera istnieje cała gama czynników ryzyka. Starszy wiek danego osobnika jest jednym z nich, a także wielkość i waga ciała: kto był drobnej postury i do tego miał niższą wagę, był bardziej zagrożony zanikaniem mózgu. Również niski iloraz inteligencji zwiększał ryzyko, że na koniec dopadnie człowieka demencja. Już nawet dzieciństwo oddziaływało na człowieka w starszym wieku: ryzyko zależało także od wcześniej przebytych infekcji, poziomu wykształcenia rodziców, liczby rodzeństwa.
Nawet rozmiar noszonego kapelusza może być przesłanką do stwierdzenia u danego zagrożonego, że jest on nosicielem specjalnego genu wywołującego chorobę Alzheimera: ryzyko wrasta osiemnastokrotnie w przypadku osób o obwodzie głowy mniejszym niż 45 cm, jak twierdzi amerykańska badaczka Amy Borenstein-Graves z Uniwersytetu w Południowej Kalifornii, w mieście Tampa.
Także w przypadku innych chorób umysłu i duszy istnieje cała gama przyczyn: geny, dzieciństwo, historia życia danej osoby. Wszystkie doświadczenia, które przynosi ze sobą życie. I co ważne: wszystko, co w nas zachodzi, musi być przepracowane przez nasze ciało fizyczne i przetworzone w mózgu chemicznie. Stan chemii mózgu, jej możliwości i jej potencjał starzenia się organizmu zależą od jakości surowców, z których zbudowany jest mózg i którymi jest wprawiany w ruch: potrawami i napojami, które w ciągu życia konsumujemy.
Jak odżywianie wpływa na demencję?
„Odżywianie się” – mówi badacz z Heidelbergu zajmujący się chorobą Alzheimera Konrad Beyreuther – „jest prawdopodobnie decydującym czynnikiem w przypadku tej choroby”.
„Istnieją przekonujące dowody, że odżywianie się może wpływać na przebieg choroby Alzheimera” – to stwierdzenie było także podsumowaniem artykułu Anne-Sophie Nicolas i Brunona Vellasa na sympozjum firmy Nestlé na temat odżywiania się i mózgu. To dobra informacja: skoro nie możemy wpłynąć na wielkość noszonego przez nas kapelusza ani na liczbę rodzeństwa, wybór odpowiednich potraw i napojów jest całkowicie w naszym zasięgu, możemy o tym sami decydować.
To, że odżywianie się odgrywa centralną rolę w przypadku chorób organicznych mózgu, jest informacją dość nową i zaskakującą nawet dla wielu naukowców z dziedziny medycznej. Do tej pory naukowcy zakładali, że żaden inny organ nie potrafi się lepiej bronić przed szkodliwymi wpływami otoczenia niż ten schowany w naszej czaszce.
Do tego stało się jasne, że niektórzy ludzie sami pozbawiają się rozumu – przede wszystkim przez swój wybór wypijanych napojów.
Na przykład przez spożywanie zbyt dużych ilości alkoholu.
Jak się okazało w przypadku niemieckiego artysty Haralda Juhnke, którego powolne zanikanie mózgu było dokładnie protokołowane dzięki temu, że był znany.
Nie bał się on śmierci, powiedział kiedyś reporter brukowca Paul Sahner, który spotkał go jesienią w berlińskim Grunewald. Gorsze od śmierci, twierdził Juhnke, byłyby skutki uboczne i dodatkowe cierpienia za życia: „Najgorsze jest to, że ten nałóg może prowadzić do imbecylizmu. A to oznacza koniec. Jesteś skończony, jeśli głowa już nie pracuje. Tak nie chciałbym skończyć”.
Raport Sahnersa ukazał się w Süddeutsche Zeitung, nosił tytuł: „Zapić się na śmierć? Co to ma być! Haralda Junke ciarki przechodzą tylko na myśl o jego ewentualnym bla-bla-bla”.
Rok później tak się stało: „Harald Juhnke: stacja końcowa: zakład opiekuńczy”, grzmiał tytuł plotkarskiego Bunte, którego dziennikarz odwiedził malarza i donosił o tych samych scenach: „Harald Juhnke siedzi na łóżku, bawi się misiami i mamrocze wersy ze Skąpca Moliera”.
„W ciągu kilku dni mój mąż jakby się schował we własnym świecie” – opowiada żona artysty Susanne. – „Świecie, do którego nikt poza nim nie miał dostępu”.
Dla lekarzy prowadzących, jak na przykład profesor Müller-Spahn z kliniki psychiatrycznej Uniwersytetu Basel, taki przypadek jest zupełnie zrozumiały i jasny: Juhnke całe życie dużo pił. Skutkiem tego jest taka forma imbecylizmu, którą specjaliści nazywają syndromem Korsakova, nazwanej tak po Sergieju Sergejewiczu Korsakowie (1854–1900), twórcy psychiatrii w Rosji.
Znakiem rozpoznawczym tej choroby są luki w pamięci, dezorientacja, konwersacja zupełnie pozbawiona jakiejkolwiek treści, brak możliwości wglądu w chorobę i konfabulacja – wymyślone opowiadania. Choroba Korsakowa to „proces atroficzny mózgu”, jak nazywają to lekarze, proces, w którym komórki mózgu nieodwracalnie wymierają. Z reguły chorobę wyzwala wypijanie dużych ilości alkoholu – ale może ją też spowodować pożywienie ubogie w wartościowe składniki, co prowadzi do niedoboru witaminy B1. Pigułki z witaminą B1 w wysokich dawkach mogą proces zaniku zahamować, ale nie mogą go cofnąć.
Jeśli komórki mózgowe są już martwe, jest już za późno: „Pustego mózgu nie można naprawić” – powiedział badacz choroby Alzheimera Beyreuther.
Zobacz też: Narodowy Plan Alzheimerowski – jakie ma złożenia?
Objawy 30 lat przed wystąpieniem choroby
Ale utrata pamięci nie pojawia się nagle, od dziś. Potrzebuje czasu, w którym zniszczy komórki mózgu, kiedy pojawią się tego symptomy. Gdy obumiera około 75 proc. neuronów, pojawiają się pierwsze widoczne objawy. „To trwa około 30 lat” – twierdzi Beyreuther. – „I to jest dobra wiadomość, ponieważ mamy 30 lat, aby temu zapobiegać”.
Käthe Keutel, była pracownica IBM, niestety, nie wiedziała tego. Ale w świetle dzisiejszych doniesień jej skłonności nie byłyby takie idealne dla jej szarych komórek. Jej córka Helga przypomina sobie:
„Nawet gdy mama jeszcze potrafiła coś ugotować, nie chodziła nigdy na rynek. U moich rodziców nie było sałatek ani świeżych owoców. Wszystko kupowała w Aldi, były to przede wszystkim puszki. Zawsze była mowa tylko o Aldi, uznawała tylko to miejsce. Rodzice nie mieli samochodu. Mama mogła zatem po zakupy jeździć tylko rowerem, z tyłu miała koszyk, jeździła trzy lub cztery razy w tygodniu, nie mogła zbyt wiele na kółka zapakować.
Nie gotowała też typowej zupy. To była zawsze zupa z puszki. Nie odżywiała się dobrze. Nie lubiła gotować, nawet wtedy, gdy jeszcze była zdrowa. Gotowała tylko to, co musiała, reszta była z produktów gotowych, z puszek. Także owoce jadała z puszek, były to ananasy, brzoskwinie.
Ja lubię jadać chleb pełnoziarnisty, ale rodzice jadali tylko białe pieczywo, całe życie. Na moje oko nie odżywiali się dobrze. Kiedy to zauważyłam, nie mieszkaliśmy już razem. Ale to, co widziałam, że pojawia się u nich na stole, było zawsze takie samo. Dużo makaronu i ziemniaków, żadnego ryżu, tego nie jedli chyba nigdy w życiu.
Mama zawsze jechała do Aldi i stamtąd wszystko przywoziła, także słodycze. Jedli dużo czekolady. Codziennie zjadali coś słodkiego.
No tak, do tego nigdy nie jedli sałatek, od lat. A to dlatego, że tata kiedyś powiedział, że nie lubi”.
Dieta Aldi, jaką praktykowała Käthe Keutel, nie jest może najbardziej szkodliwa ze wszystkich, które można zafundować naszym mózgom. Ale według najnowszych doniesień naukowców zbliża się do bycia właśnie najbardziej szkodliwą. Dzieje się tak dlatego, że składniki nowoczesnego pożywienia serwowanego przez supermarkety są czystą trucizną dla mózgu.
Aluminium a demencja
Główną rolę odgrywa tu aluminium. Od długiego już czasu szaleje kłótnia wśród naukowców na temat ryzyka zdrowotnego powodowanego przez aluminium. Bezsporne jest to, że aluminium (glin), jest substancją szkodliwą. Międzynarodowe urzędy sprawujące nadzór nad produktami spożywczymi dlatego właśnie stale ograniczają normy bezpiecznego spożycia tej substancji, od siedmiu do jednego miligrama tygodniowo na kilogram wagi ciała. Ostatnio został on uznany nawet za „estrogen metalowy”, ponieważ może działać w organizmie tak samo jak żeński hormon. Bezsporne jest także to, że jest on szkodliwy dla mózgu i może przyczyniać się do nadpobudliwości i zaburzeń w nauce.
Naukowcy oraz urzędy sprawujące nadzór nad produktami spożywczymi, jak niemiecki Krajowy Instytut ds. Szacowania Ryzyka, a także europejski Urząd ds. Artykułów Spożywczych EFSA nie wierzą, że aluminium może wyzwalać te formy demencji i z tego powodu być ich przyczyną.
Niemniej jednak metale typu aluminium, jak twierdzi BfR (Krajowy Instytut ds. Szacowania Ryzyka), mogą być „kofaktorem” przy niszczeniu komórek mózgowych.
„Aluminium” – mówi badacz choroby Alzheimera Konrad Beyreuther – „jest czynnikiem, który może znacznie przyspieszyć chorobę”.
A co zdumiewające, ludzie zjadają więcej aluminium, niż sami nawet przypuszczają. Liczne dodatki spożywcze do pożywienia zawierają właśnie glin (aluminium).
Przemysł dodaje metale lekkie w dużych ilościach do artykułów spożywczych:
- jako barwiący na srebrno barwnik (E173) w polewie cukrowej
- jako środek wysuszający (E599), aby plasterki sera żółtego się nie sklejały ze sobą
- jako środek wzmacniający konsystencję (E521, E522, E523) w owocach kandyzowanych i innych produktach owocowych
- jako środek spulchniający podczas pieczenia (E541) w wypiekach cukierniczych.
Do tego liczne słodycze także zawierają glin, należy tu wymienić drażetki Smarties czy M&M, oraz czekolady Ritter Sport. Częściowo ma on pochodzenie naturalne, ponieważ glin występuje w ziemi w wielu miejscach i dlatego kartofle czy kakao oraz inne produkty naturalne są nim obciążone. Właściwie to należy powiedzieć, że ziemia zawsze go zawiera, pytanie tylko, w jakim stężeniu.
W dzisiejszych czasach metale lekkie są dodawane umyślnie, jak to zdemaskował detektyw spożywczy dr Watson w swojej służbie wywiadowczej w tym zakresie. Tak zwane barwniki z zawartością połyskującego aluminium zawierają ten niebezpieczny metal, żeby wydawały się bardziej jaskrawe. Pomiary urzędowe potwierdzają analizę dr. Watsona: niektóre czekoladki były tak bardzo obciążone glinem, że małe dziecko mogłoby zjadać tylko cztery małe kawałki tych produktów dziennie, później byłaby już to wartość zwiększająca ryzyko dla zdrowia.
A takich właśnie dodatków spożywczych z aluminium Europejczycy spożywają coraz więcej, o wiele więcej, niż byłoby to dla nich zdrowe. Według raportu komisji europejskiej na temat dodatków spożywczych do pożywienia (patrz rozdział 6.) akceptowalna dzienna dawka w przypadku wiązań aluminium (E520 do E559) u dorosłych była sześciokrotnie przekraczana, a u niektórych dzieci w wieku do lat trzech – 7,5-krotnie.
Nawet sok jabłkowy może zawierać duże ilości glinu, ponieważ przechowywany jest w aluminiowych cysternach. Z tego powodu BfR stwierdził, że nieszkodliwe ilości „są wielokrotnie przekraczane”.
Metal lekki musi oczywiście najpierw znaleźć się w mózgu, żeby działać – ale do tego służą mu różne transportowce, które według słownictwa Beyreuthera są po prostu „koniami trojańskimi”: kwas cytrynowy na przykład. Jest on głównym dodatkiem spożywczym do jedzenia typu fast food i całego przemysłu go wytwarzającego. Za pomocą grzybów pleśniowych można ten dodatek produkować zupełnie niezależnie od promocji cytryn, i robi się to w zupełnie dowolnych ilościach: na świecie roczna produkcja przekracza 1,6 miliona ton – patrząc na wytworzoną kwasowatość, przekracza ona pięciokrotnie możliwość wytworzenia takiej ilości kwasu z cytryn uprawianych na całym świecie. W taki sposób sztucznie produkuje się ryzykowny dla zdrowia kwas cytrynowy.
Okazji (czytaj: potrzeb) ku temu jest mnóstwo: kwas cytrynowy ułatwia „szczególnie silnie” możliwość transportowania glinu do mózgu – mówi Beyreuther. – „Jest on aktywnie wchłaniany przez mózg”.
Jest to szczególnie niebezpieczne dla dzieci, ponieważ to one właśnie często spożywają kwas cytrynowy zawarty w napojach w puszkach, takich jak fanta czy ice tea. Glin z puszek, jak wykazały badania, znajduje się mianowicie także w napojach – i bardzo wcześnie tworzy w mózgu podstawę, jakby podwaliny do tego, aby utworzyły się w nim dalej płytki i posklejane wiązki połączonych ciał komórkowych.
Kwas cytrynowy znajduje się też w żelkach owocowych, a w drażetkach czekoladowych siedzi aluminium – a to często w życiu dziecka konsumowane jest jednocześnie. W soku jabłkowym są z kolei obie te substancje.
Także glutaminian, wzmacniacz smaku z chipsów ziemniaczanych i licznych potraw i dań gotowych, oraz aspartam, słodzik z coli light i gum do żucia niezawierających cukru, dobrze służą jako promy dostarczające do mózgu aluminium, transportują je przez barierę krew – mózg. „A jeśli coś się dostaje przez tę barierę” – mówi badacz mózgu Beyreuther – „nie ma już szans na to, że zostanie to usunięte”.
Glutaminian a demencja
Glutaminian i aspartam same w sobie już uszkadzają mózg oraz prawdopodobnie są jednocześnie najważniejszymi dodatkami spożywczymi do pożywienia. Do jedzenia rocznie na całym świecie miesza się dwa miliony ton samego tylko glutaminianu. Żaden inny składnik pożywienia nie ma tak znaczącego działania na ludzki umysł. Glutaminian uważany jest za „ekscytotoksynę”, truciznę dla organizmu. Dzieje się tak dlatego, że jest on skutecznym w działaniu i przekazywaniu informacji neuroprzekaźnikiem i jeśli jest go za dużo w obiegu, zabija komórki przez nadmierne ich podrażnianie: „Zbyt duża ilość glutaminianu prowokuje neurony do tego, żeby się stale wyzwalały, aż są całkowicie umęczone. Gdy tak robią, uwalnia się stały prąd wolnych rodników, a wtedy regulacja wapniem w komórce wariuje i poziom wapnia wzrasta, może nawet osiągać wartości trujące. Wtedy komórka nerwowa po prostu może przestać działać, odmawia posłuszeństwa. Wydaje wtedy nakaz samozniszczenia” – twierdzi Carper. – „Śmierć komórki następuje wtedy wskutek zaistniałego procesu ekscytotoksyczności. To samozniszczenie jest prawdopodobnie jednym z powodów, dlaczego komórki nerwowe w czasie choroby Alzheimera wymierają”.
„Glutaminian jest bardzo poważnie brany pod uwagę przez badaczy mózgu” – twierdzi Beyreuther – „właśnie z powodu neurotoksyczności”.
Ten wzmacniacz smaku odgrywa podobnie zgubną rolę w innych zaburzeniach neurodegeneracyjnych, w których dochodzi do uszkodzenia mózgu. Te choroby do tej pory uchodzą za nieuleczalne, ponieważ podczas nich neurony, komórki nerwowe, są nieodwołanie niszczone: „Śmierć neuronów” – twierdzi Beyreuther – „jest bardzo późno pojawiającym się wydarzeniem w czasie trwania choroby. Gdy już wystąpi, jest to proces nieodwracalny”.
Także w stwardnieniu rozsianym biały proszek glutaminian odgrywa bardzo doniosłą rolę. W tej chorobie niszczona jest bardzo cienka warstwa tłuszczu („bogata w lipidy biomembrana”) znajdująca się ponad nerwem, która służy izolacji, coś takiego, jak osłonka z plastiku wokół kabla. Skutkiem tego działania jest odpowiednio szybkie połączenie w mózgu.
„W przypadku stwardnienia rozsianego są niszczone nie tylko osłonki mielinowe, lecz także wiele komórek odpowiedzialnych za wytworzenie takiej warstwy izolacyjnej. Szkodliwe działanie wypływa najwyraźniej z neuroprzekaźnika glutaminianu” – zgłosiła pani redaktor Frankfurter Allgemeine Zeitung w marcu 2000 roku, po tym, jak brytyjski naukowiec osiągnął poziom zniknięcia symptomów przez zablokowanie receptorów glutaminianowych; francuscy koledzy z kolei byli bardzo zadowoleni z powodu wzmocnienia bariery krew – mózg.
Naukowcy wpadli na trop wielu niszczycielskich działań wzmacniacza smaku dodawanego do zupek, w procesie blokowania określonych receptorów, do których ten neuroprzekaźnik zazwyczaj dokował – w ten sposób udało im się hamować te choroby.
Na blokowanie glutaminianu w organizmie stawiają też firmy farmaceutyczne: narkotyk o nazwie Memantyna może pochwalić się daleko sięgającymi już efektami w leczeniu choroby Alzheimera.
Dziwny proces, twierdzi amerykański krytyk glutaminianu, Russell L. Blaylock: „Jak na ironię, przemysł farmaceutyczny inwestuje ogromne pieniądze w rozwój lekarstw, które blokują receptory glutaminianowe, podczas gdy jednocześnie przemysł spożywczy kontynuuje dodawanie coraz większych ilości glutaminianu do produktów spożywczych, które ludzie jedzą”.
Dla kas chorych i budżetu socjalnego byłoby bardziej korzystne, gdyby uszkodzenia mózgu w ogóle nie były powodowane przez nasz łańcuch pokarmowy.
Zapobiegałoby to także chorobie Parkinsona. Również w tej drżączce porażennej, która po raz pierwszy została opisana przez brytyjskiego lekarza Jamesa Parkinsona w roku 1817, przyczyną powstawania są uszkodzenia pod sklepieniem czaszki. W tym przypadku natomiast produkowana jest mniejsza ilość dopaminy, tej substancji, która steruje charakterystycznymi ruchami i gestami człowieka. Dopamina jest „bez wątpienia bardzo ważnym neuroprzekaźnikiem mózgu kształtującym naszą osobowość” – pisze medyk Josef Zehentbauer. Dopamina reguluje uwagę, kieruje ruchami i steruje mimiką. Sprawia, że człowiek jest pobudzony, uważny, optymistycznie nastawiony do życia, i dba o dobry nastrój. W centrach mózgu odpowiedzialnych za poczucie radości i szczęścia znajdują się szczególnie wysokie stężenia dopaminy. „Jest to ważne zarówno dla delikatnych ruchów dłoni wirtuoza pianisty, jak też do koordynowania ruchów tancerki baletowej”. Dopamina może uskrzydlać i powodować działania bardzo kreatywne. W chorobie Parkinsona dopaminy brakuje. Chorym brakuje też niespodziewanie określonych komórek mózgowych. Zauważyły to dwie panie zajmujące się naukowo badaniem mózgu, a były to Glenda Halliday i Virginia MacDonald z australijskiego Prince of Wales Institute, gdy porównały one komórki nerwowe zmarłych osób zdrowych i tych chorych na chorobę Parkinsona.
Porównanie ze zdrowymi osobnikami mogło nastąpić tylko w zakresie połowy określonej grupy komórek, tak zwanych neuronów piramidowych. Te „dziury w głowie”, jak nazwał je magazyn New Scientist wiosną 2002 roku, powstają dlatego, że neurony piramidowe zostały zniszczone – przez glutaminian, jak wykazały z kolei badania przeprowadzone w Meksyku.
Zobacz też: Czy można już wyleczyć chorobę Alzheimera?
Rolnictwo kontra demencja
Także wiele trucizn używanych na naszych polach w rolnictwie może uszkadzać czynności mózgowe i przyczyniać się do choroby Parkinsona. Rząd amerykański wystartował w roku 2008 z projektem kosztującym 21 milionów dolarów, badającym rolę pestycydów w chorobie Parkinsona.
„Choroba Parkinsona wchodzi do organizmu przez żołądek” – tak niemiecka Gazeta Lekarska zatytułowała artykuł w lutym 2010 roku: Naukowiec z Drezna odkrył, jak zaczyna się choroba Parkinsona – w jelicie, tak zwanym „drugim mózgu”, jako zatrucie pestycydami.
Trucizny używane w rolnictwie mogą upośledzać inteligencję: amerykański naukowiec Paul Winchester z Uniwersytetu stanu Indiana dowiódł, że dzieci, które zostały poczęte w czasie od czerwca do sierpnia, wypadały w testach gorzej niż inne dzieci. Latem na środkowym zachodzie USA na farmach bardzo się opryskuje rośliny. „Mózg płodu rozwija się szybko po zapłodnieniu” – mówi Winchester. – „Kontakt z pestycydami i azotanami może zmieniać normalny poziom stanu zdrowia kobiety ciężarnej i tym samym wpływać na rozwijający się mózg dziecka”.
Amerykańska antropolog Elizabeth Guilette zauważyła w Meksyku, jak pogarszała się zdolność do uczenia się u dzieci, które miały kontakt z pestycydami. Cztero- i pięciolatki niezręcznie łapały piłkę, rysowały znacznie gorzej i miały w testach gorszą pamięć do kolorów baloników niż dzieci z grupy porównawczej, które mieszkały w rejonie znacznie mniej obciążonym pestycydami.
Stany Zjednoczone ogłosiły ustawowe ograniczenia w korzystaniu w rolnictwie z trucizny o nazwie Chlorpyrifos, zwłaszcza chodziło tu o dzieci: substancja ta może ingerować w przekazywanie sygnałów systemu nerwowego i prowadzić z tego powodu do zaburzeń neurologicznych.
Ale nie tylko substancje szkodliwe i sztuczne dodatki są powodem zakłóceń w funkcjonowaniu najważniejszego ludzkiego organu, mózgu. Może on bowiem cierpieć z powodu nadmiaru substancji i składników – może być nawet zupełnie zalany niezbędnymi do życia substancjami.
Taki zadziwiający związek odkrył niemiecki lekarz Max Dienel z miasta Neuburg nad Dunajem. Nakazał on policzyć w tamtejszej klinice geriatrycznej zęby u ludzi starszych i odkrył, że osoby niedotknięte demencją mają 20 razy więcej zębów niż ich równolatki z objawami demencji. Zwrócił uwagę na jednoczesny wpływ cukru na mózg i uzębienie. Stan uzębienia wydawał się być wskazówką „dla zdrowszego sposobu odżywiania się, który ewentualnie chroni przed chorobą Alzheimera”.
Zobacz też: Jak pomóc mamie, która ma Alzheimera?
Cukier a demencja
Rzeczywiście cukier oraz hormon go przetwarzający, insulina, wydają się odgrywać przeoczoną do tej pory rolę w rozwoju choroby Alzheimera, co wykazują inne badania. Cukier jest znanym paliwem naszego mózgu. Jednak jego zbyt duża ilość naszemu aparatowi myślenia szkodzi. Ponieważ nadmiar cukru prowadzi do zaburzonej tolerancji glukozy. Jest to związane z hormonem insuliną, tą substancją, która dba o to, żeby paliwo było w organizmie przetwarzane.
„Jeśli spożywamy zbyt duże ilości cukru, przeciążamy system insulinowy” – mówi badacz choroby Alzheimera Beyreuther. A jeśli „system insulinowy w mózgu nie działa odpowiednio”, komórki nerwowe w mózgu nie są już w stanie wchłaniać więcej cukru – skutek tego może być taki, że czynności mózgowe zostają zatrzymane, zawieszone. Dokładnie to zostało udowodnione, że ma miejsce w przypadku chorych na alzheimera, „że ich organizm nie potrafi już więcej wchłaniać cukru”. To zła wiadomość: zaburzona tolerancja glukozy oznacza, że mózg nie odpowiada już na oznaki swego najważniejszego paliwa – właśnie tak, jakby nagle samochód nie reagował już więcej na benzynę. Jeśli paliwo przetwarzane jest w niemierzalnej ilości, cierpi na tym nasz umysł, ale także dosięga to funkcji sterowania ruchem naszego ciała, do tego tworzy się zamieszanie w obszarze uczuciowym.
System insulinowy jest stale wystawiany na próbę w przypadku konsumpcji produktów supermarketowych. Nie chodzi tu tylko o czysty cukier, mowa tu także o wielu innych składnikach, które przeciążają nasz system cukrowy, o wszędobylskich węglowodanach.
Witaminy a demencja
U Käthe Keutel może była to sprawa zbyt dużej ilości spożywanego makaronu czy taniej czekolady z Aldi, i to spowodowało chorobę. Może chodziło o puszki z owocami i warzywami. Ponieważ konserwy zawierają bardzo małe ilości witamin, a witamin nasz mózg właśnie potrzebuje.
„Dzisiaj uważamy, że niedobór witamin jest jednym z podstawowych i decydujących problemów przy powstawaniu choroby Alzheimera” – twierdzi Konrad Beyreuther. Naukowcy ze szpitala uniwersyteckiego Hamburg Eppendorf odkryli, że już po czterech tygodniach podawania witamin C i E stężenie witamin w mózgu wyraźnie wzrosło, a kwasy tłuszczowe mniej się utleniały. Liczne badania wykazują, że w przypadku pacjentów z alzheimerem stwierdzano szczególnie niski poziom witamin A, C i E – i że podawanie tych witamin zmniejszało ryzyko choroby Alzheimera.
Według badań Rush-Institut u zdrowych ludzi w wieku starszym w Chicago ryzyko zachorowania na alzheimera zmniejsza się wraz z przyjmowaniem przez nich większych dawek witaminy E. Ale dotyczy to konsumpcji witaminy E nie w postaci tabletek. Także kwas foliowy oraz witaminy B6 i B12 zdają się odgrywać znaczącą rolę dla odpowiednio dobrego stanu umysłowego.
Jeśli w organizmie brakuje witamin, grozi nam zastój lub nawet upadek umysłowy. W przypadku wielu zaburzeń zdrowotnych, które mają swoje pochodzenie w mózgu, można stwierdzić niedobór witamin. Dzieje się tak w przypadku choroby Parkinsona, w depresjach. Tak samo jest w stwardnieniu rozsianym (MS): chorzy na MS mają deficyt witaminy D. Z tego powodu na słonecznym południu choroba ta występuje rzadziej niż na nienasłonecznionej północy – ponieważ tworzenie się witaminy D uzależnione jest od wystawienia organizmu na światło słoneczne.
Witamin potrzebujemy także do tego, aby chronić masę mózgową przed kurczeniem się. Mózg jest organem bardzo wrażliwym: do 60 proc. jego masy składa się z tłuszczu. A tłuszcz jest substancją bardzo delikatną, może zjełczeć, gdy się zestarzeje. Łatwo się przebarwia, co widać na stoiskach z produktami mięsnymi w supermarketach, gdy taka kiełbasa leży tam zbyt długo. Witaminy zapobiegają takiemu odbarwieniu, tak zwanemu utlenianiu. Oznacza to, że kiełbasa jakby rdzewiała przez kontakt z tlenem. W naszym mózgu tlen jest wprawdzie niezbędny, ale to właśnie on, niestety, doprowadza do rdzewienia komórek mózgowych. Witaminy są właśnie środkiem chroniącym przed rdzewieniem. Są ochroną mózgu. Dzisiaj brakuje nam witamin przede wszystkim z powodu spożywania pożywienia typu fast food lub kupowanego w sieciach typu Aldi.
A do tego brakuje nam tłuszczu, zwłaszcza tego dobrego.
Tłuszcze a demencja
Tłuszcze są różnej jakości: masło to coś zupełnie innego niż skóra ze słoniny czy gęsi smalec, oliwa z oliwek itd. Tłuszcz może też różnie smakować, może być tłusty i lepki lub delikatny, o konsystencji stałej lub płynnej. Jeśli do mózgu dochodzi zły tłuszcz, cierpią na tym nasze zdolności i umiejętności. To głupie, ale dziś dostarczamy do naszego mózgu zbyt małe ilości tłuszczów, a już na pewno, jeżeli chodzi o ten dobry tłuszcz. Tłuszcze generalnie popadły w niełaskę, czego bardzo żałują naukowcy zajmujący się badaniami nad mózgiem: „Sądzę, że ta cała kampania prowadzona przeciwko tłuszczom była od początku zła. Oczywiście człowiek potrzebuje takich tłuszczów, które są dla niego właściwe” − mówi ekspert Beyreuther.
Z uwagi na to, że tłuszcz uchodził za substancję powodującą tycie, a także wywołującą szkody w sercu, ludzie w USA zaczęli spożywać go coraz mniej. Konsumpcja, co stwierdzili naukowcy ku swemu ogromnemu zdziwieniu, stanęła jednak ludziom kością w gardle: ponieważ gdy w organizmie brakuje tłuszczu, cierpi na tym nastrój, jak wykazują liczne badania nad depresjami. Także w przypadku zaburzeń maniakalno-depresyjnych, nawet przy schizofrenii, chodzi o związek z tłuszczową przemianą materii w organizmie. Określone tłuszcze prowadzą do poprawy samopoczucia.
Niedobór dobrych tłuszczów wpływa na umysł człowieka: chorzy na alzheimera i na parkinsona mają deficyt dobrych tłuszczów w organizmie. Dobre tłuszcze to tłuszcze omega-3. Ale ich właśnie najbardziej brakuje w supermarketach, bo fabryki spożywcze bardzo ich nie lubią: są zbyt delikatne i wrażliwe i skracają znacznie przydatność produktu do spożycia (patrz rozdziały 1. i 2.).
Spożywanie dużych ilości ryb może zahamować umysłowe kurczenie się: badania przeprowadzone między innymi w Chicago i Rotterdamie wykazały takie właśnie wyniki.
W przypadku MS tłuszcz jest tak samo ważny, odgrywa zasadniczą rolę. Na przykład na wybrzeżu Norwegii choroba ta pojawia się rzadziej niż w głębi kraju. Ludzie znad morza zjadają więcej ryb, a tym samym – „dobrych tłuszczów”. Mieszkańcy głębi kraju jedzą mięso, czyli „złe tłuszcze”.
„Jeśli człowiek się zaniedba, jego mózg nie będzie miał możliwości zaopatrzenia się we właściwe tłuszcze, co może upośledzać jego wydajność albo mózg zupełnie odmówi działania” − twierdzi specjalistka do spraw odżywiania mózgu Jean Carper.
Nieodpowiednie tłuszcze mogą naszemu mózgowi także szkodzić: przemysłowe tłuszcze trans na przykład, które zostały wynalezione w jednym celu, a mianowicie, aby przedłużyć przydatność produktu do spożycia, mogą właśnie skracać czas życia komórek mózgowych. Badaczka Ann-Charlotte Granholm z uniwersytetu w Południowej Kalifornii dokonała takich właśnie odkryć na szczurach i były one dla niej „dość alarmujące”.
Jak do tej pory, naukowcy wychodzili z założenia, że zaopatrzenie w tłuszcze jest ważne tylko dla mózgu dziecka, a później nie odgrywa już żadnej znaczącej roli. U dzieci to ważne, aby mózg w ogóle mógł się rozwinąć i osiągnąć możliwość wykonywania swoich umiejętności, a może się to stać, tylko jeśli we wczesnym okresie otrzymał wystarczającą ilość tłuszczów takiego typu, jakiego potrzebuje.
Nikt nie potrafi w organizmie sam wytwarzać tego typu tłuszczu, ale jest on niezbędny do przekazywania informacji przez komórki nerwowe w mózgu: nikt nie potrafi wytworzyć synaps ani receptorów bez kwasów tłuszczowych (patrz rozdział 2.).
To, że omega-3 mogą być pomocne w przypadku zaistnienia wielu zaburzeń psychicznych, wykazują liczne badania, między innymi prowadzone przez naukowca Andrew Stolla z USA. Uważa on mianowicie, „że podwyższenie poziomu omega-3 w naszym pożywieniu mogłoby znacznie obniżyć występowanie depresji i innych chorób psychicznych”.
W przypadku choroby Alzheimera dobry tłuszcz może nawet działać zapobiegawczo. Jeśli jednak choroba już się pojawi, nie można jej wyleczyć. Umysłowe kurczenie się jest procesem nieodwracalnym.
Wtedy nie pozostaje już nic innego, jak tylko przyjąć to, co przynosi los, i odnaleźć w tym najbardziej pozytywne aspekty. Może ta choroba ma także swoją dobrą stronę, twierdzi profesor Beyreuther. Może Pan Bóg stworzył demencję jako pewnego rodzaju akt łaski, aby strzec starszych ludzi przed zbyt wielkim napływem informacji. Aby podarować ludziom w końcówce ich życia jeszcze odrobinę spokoju. Ponieważ zbyt duży natłok informacji i bodźców mógłby ich przygnębić. Może to błogosławieństwo − móc zapomnieć.
Psychiatra z Hamburga Jan Wojnar nie widzi na płaszczyźnie błogosławieństwa tego, że ubodzy na umyśle w późnym stadium już niczego nie dostrzegają, nawet tego, że są tak mocno chorzy. W ten sposób choroba zabiera im w późniejszym wieku najpiękniejszy czas życia: ich dzieciństwo i młodość, którą zapominają.
Wybuchy uczuć
Co jeszcze wie Käthe Keutel, albo co jeszcze odczuwa? Trudno powiedzieć. Chociaż umysłowo bardzo się posuwa, robi czasem wrażenie zupełnie zadowolonej osoby, mówi jej córka Helga. (…)
To, co zaskakuje córkę, to silne wybuchy uczuć, które czasami się w domu opieki zdarzały: agresja, a nawet bójki wśród kobiet, starszych przecież pań. „Uderzały także swoje pielęgniarki, i to tak silnie, że potrafiły na przykład złamać im nos, albo inna pani, która miała całą buzię w siniakach. Moja mama też bije pielęgniarki. Gdy usłyszałam o tym po raz pierwszy, musiałam naprawdę to przetrawić”.
Dziś mamy bardzo miły dzień, pani Keutel uśmiecha się i najbardziej chciałaby wszystkich przytulić: „Kocham cię” − mówi raz po raz do swojej córki, innych starszych pań, innych odwiedzających.
Uczucia, jak się wydaje, działają nadal, nawet wtedy, gdy umysł już dawno zawiódł.
Uczucia są nie zawsze przyjemne, często nawet bolesne. Ale są, nadal istnieją, tego naukowcy są pewni, to o wiele więcej niż przypuszczenia i domniemania.
Zobacz też: Cholesterol a choroba Alzheimera
Fragment pochodzi z książki „Żywność pełna kłamstw” autorstwa dra Grimma (Vital 2014). Publikacja za zgodą wydawcy.
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!