Któregoś dnia szła jak zwykle zamyślona, a może rozmarzona. Ocknęła się dopiero wtedy, gdy starszy wytworny pan powiedział.
- Niewiele brakowało, a rozbiłaby sobie pani nos. Warto czasem iść chodnikiem, a nie unosić się nad chodnikiem.
A już pod nosem burknęła: Trafił mi się adorator. Mógłby być moim pradziadkiem.
Gdy ochłonęła, zaczęła się zastanawiać nad swoim zachowaniem. Chyba byłam zbyt obcesowa. On na pewno nie miał złych intencji, a ja zachowałam się jak ostatnia prostaczka.
Pewnie dlatego, gdy nazajutrz przemierzała swój ulubiony szlak, na widok nieznajomego uśmiechnęła się wyjątkowo serdecznie. Ależ on elegancki – pomyślała przy okazji. Jak spod igły. Wszystko, co nosi, jest w najlepszym gatunku.
Zaczęli się coraz częściej mijać. Ona witała go uśmiechem, on szarmanckim ukłonem. Wreszcie wytworny szpakowaty dżentelmen podszedł do Honoraty.
- Zbyt często się spotykamy. To chyba przeznaczenie. Pozwoli się pani zaprosić na filiżankę dobrej kawy. Może najpierw się przedstawię.
Nie bardzo rozumiała, dlaczego zaproponował akurat jej ulubioną kawiarnię, ale nie odmówiła.
Jerzy osaczał ją coraz silniej. Nawet nie zauważyła, że wpadła w jego sidła. Najpierw były to kawiarniane pogawędki, później obiady w drogich restauracjach, z czasem wieczorne wyjścia do teatru i kina. Gdy któregoś dnia oświadczył, że w najbliższym tygodniu pójdą razem na premierowe przedstawienie do opery, a po przedstawieniu na kolację, odmówiła. Przecież nie musiał wiedzieć, że Honorata nie ma stosownej sukni. Biedula nie podejrzewała, że był to jeden z punktów planu podboju panieńskiego serca.
Mimo to nie skapitulował. Mamił, komplementował, czarował. Ona poddawała się jego urokowi. Była coraz bardziej zakochana. Już się nie rumieniła i nie oponowała, gdy przynosił najpierw drobne, a z czasem coraz bardziej wartościowe prezenty, gdy robił niespodzianki w postaci biletów do Paryża, Londynu, Barcelony.
Ostrzegawcze światełko zapaliło się wtedy, gdy mama przy okazji jakiejś szczerej rozmowy powiedziała. – Widzę córeczko, że jesteś bardzo szczęśliwa. My też chcielibyśmy się cieszyć twoim szczęściem. Może przedstawisz nam swego chłopaka.
Honorata zdrętwiała. – Nie ma o czym mówić mamo. Jeszcze nie pora. Po chwili dodała. – Musze jeszcze dziś wyjechać. Mam zaległe zaliczenie, a w domu się nie przygotuję. Za bardzo mnie rozpieszczacie.
Do Warszawy wracała autobusem. Patrzyła bezmyślnie w okno. Nawet nie zauważyła, że na drzewach pojawiły się pierwsze wiosenne pąki. Co ja teraz zrobię – szeptała do siebie. Przecież nie mogę im tego zrobić. Jerzy jest przynajmniej dwadzieścia lat starszy od mojej mamy. Ode mnie ponad czterdzieści. Dziś może mi imponować. Ma pieniądze, których ja nigdy nie miałam, umie się poruszać po świecie, do którego tak tęsknię. Dużo wie, dużo widział. Za dziesięć lat sytuacja może się zmienić. Ja będę kobietą trzydziestoletnią z jakimś dorobkiem zawodowym, a on mężczyzną przed osiemdziesiątką. Już nie tak sprawnym jak dziś, a może wymagającym opieki. Co wówczas zrobię? A jeśli pojawi się dziecko. Co ono powie, gdy kolega w przedszkolu zapyta, czy ten pan, to dziadek.
Nie powinnam mu robić nadziei. Nie zasłużył na to. Ale przecież ja go naprawdę kocham. Dlaczego mam się martwić różnicą wieku, skoro jest nam razem tak dobrze. Co robić? Nawet nie mam przyjaciółki, której mogłabym się poradzić. Jestem sama ze swym trudnym problemem.
A ty jak postąpiłabyś na miejscu Honoraty?
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!