Na miejscu Matyldy...

na miejscu matyldy
Czy wszystkie kobiety są stworzone do macierzyństwa? Czy dziecko potrafi "przekonać" matkę, by je kochała?
/ 06.03.2009 15:44
na miejscu matyldy
Ostatnie dwa lata były dla Matyldy prawdziwie rodzinnym piekiełkiem. Ojciec chodził jak struty, matka nieustannie robiła awantury. Właściwie to poza krzykiem nie robiła nic. Chyba, że pracą można nazwać siedzenie przed lustrem i czytanie tych głupawych romansideł. W końcu spakowała walizki i wyprowadziła się z domu. Matylda nie mogła zrozumieć jej decyzji. Miała żal do matki, że tak obcesowo potraktowała tatę, który ciężko pracował, dbał o rodzinę, robił zakupy, sprzątał, a nawet gotował. Dziewczyna starała się mu pomóc, ale nie zawsze się jej to udawało. Najpierw matura, później pierwszy rok studiów. Siedziała z nosem w książkach i nie miała na nic czasu. Tato nie miał pretensji, że córka tak mało czasu poświęca domowi. Wiedział, że ma dużo pracy, że spędza całe dnie w bibliotekach, że jej jedyną rozrywką jest spacer po mieście z jednych zajęć na drugie.

Gdy matka odeszła, w domu się uspokoiło. Nie było słychać już tych bezsensownych wrzasków, tych lamentów o każda bzdurę, tego narzekania, że życie nie polega na gotowaniu i prasowaniu męskich koszul. Tak jakby kiedykolwiek stała przy żelazku. Do sprzątania i prasowania dwa razy w tygodniu przychodziła kobieta. Ale co sobie ponarzekała, to jej.
Matylda bardzo chciała pogadać z ojcem na ten temat, ale gdy tylko zaczynała rozmowę o matce, tato odpowiadał, że jeszcze nie pora. Prosił tylko córkę, aby nie potępiała matki, bo w życiu już tak bywa, że małżeństwa nie zawsze się dogadują.
To nie były wyjaśnienia, które by dziewczynę satysfakcjonowały. Od pewnego czasu obserwowała zachowanie matki. Zresztą wcześniej też nie było lepiej. Matka nigdy się nią nie zajmowała. Do szkoły odprowadzał ją ojciec, na wycieczki jeździła z tatą, na niedzielny spacer chodzili tylko we dwoje. Mamę bolała głowa, była zmęczona, nie miała ochoty. Razem byli tylko wtedy, gdy wyjeżdżali na zagraniczny urlop. Wtedy mamusia była szczęśliwa. Zawierała nowe znajomości, chodziła na tańce, spotykała się z nowymi przyjaciółmi na plaży. Nieraz powtarzała, że do takiego życia jest stworzona i takie jej najbardziej odpowiada.

Wreszcie któregoś dnia Matylda posadziła ojca na fotelu i powiedziała.
- Nie możesz bez przerwy unikać rozmowy o matce. Musisz mi wyjaśnić dlaczego odeszła, a przede wszystkim musisz mi powiedzieć, dlaczego tak się zachowywała. Zawsze traktowała mnie jak powietrze, nigdy mnie nawet nie przytuliła. Nie sądzisz tato, że to nie było normalne zachowanie.
- Przesadzasz córeczko. Matka naprawdę cię kochała i w dalszym ciągu kocha.
- I ty to nazywasz miłością. Gdy kiedyś rzuciłam się jej na szyję, odtrąciła mnie jak trędowatą i powiedziała: "no widzisz, co zrobiłaś, potargałaś mi włosy i rozmazałaś szminkę". Boże, jak ja wtedy płakałam.
Ojciec spojrzał zasmucony i rzucił w przestrzeń. – Bardzo powoli się do ciebie przyzwyczajała. Może miała żal, że zmusiłem ją do urodzenia ciebie i do ślubu ze mną. Nie była gotowa na założenie rodziny.
- Tato, przez dwadzieścia lat się tak zachowywała!
- Nie męcz mnie. Nie wiem, nie potrafię odpowiedzieć na te wszystkie pytania. Ja naprawdę kocham twoja matkę i bardzo mi jest bez niej źle.
- Więcej godności tatuśku. Tak nie można. Przecież to ty zostałeś okrutnie potraktowany i to ty powinieneś być wściekły.
Rozmowa na trudne rodzinne tematy nie miała sensu, Matylda mocno objęła ojca i poszła do swego pokoju.

Po kilku dniach wróciła jednak do sprawy. Akurat przeczytała list od matki. Pisała w nim, że jest teraz bardzo szczęśliwa, że nareszcie ma przy sobie mężczyznę, którego kocha całym sercem, że prosi o wybaczenie i zaprasza Matyldę na swój ślub. Będzie jej bardzo miło, gdy córka zasiądzie obok niej przy weselnym stole.
Ojciec pokiwał tylko głową i powiedział, że powinna pójść, aby nie robić matce przykrości. Później coś gadał o tym, że dziecko ma dwoje rodziców, że powinno ich jednakowo kochać, że on bardzo prosi...
- Człowieku – rzuciła córka. – Ja tak nie potrafię. Ja pamiętam wszystko, co się w tym domu działo, i nie zmusisz mnie do tego, abym zmieniła zdanie. Wyjdź nareszcie spod matczynego pantofla, zacznij normalnie żyć.
Czym bliżej było do ślubu, tym Matylda była coraz bardziej niespokojna. Jeśli nie pójdę – myślała – będzie to oznaczało koniec. Matka nigdy się do mnie nie odezwie. Przecież postąpię wbrew jej woli. Jeśli pójdę, sprawię przykrość ojcu. Nie zasłużył na takie traktowanie. Dobrze mi z nim, jestem do taty przywiązana i nie chcę, żeby cierpiał. On się kiedyś z tego otrząśnie, musi się otrząsnąć.

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA