Ale tak na dobrą sprawę to był od początku niezdrowy układ. Ojciec zniknął tuż po urodzeniu małej. Powiedział "sorry" i wyniósł się z domu. Podobno mieszka w Australii. Nie pisze, nie pomaga, nie interesuje się córką. Biedak nie udźwignął ojcostwa. Wyniuniany przez mamusię syneczek nie umiałby przecież zmienić pieluchy, ubrudziłby sobie łapki, a może nawet by mu trochę śmierdziało. Nie było innego wyjścia jak ucieczka. Za to jego mamusia stanęła na wysokości zadania. Jest mistrzynią w udawaniu troskliwej babci, zwłaszcza gdy na horyzoncie pojawiają się znajomi. Babcia może godzinami zabawiać ich opowieściami o małej Eli, która jest tak podobna do syna w dzieciństwie, że gdyby nie sukienka, babcia mogłaby na nią wołać Jędruś. Babcia wprawdzie niewiele więcej może powiedzieć o swojej wnuczce, ale na pokazowe spotkania pisze się chętnie.
- Cześć, mówi babcia Halina, daj mi mamę.
- Dzień dobry babciu.
- Chciałabym, aby Ela przyjechała do nas w niedzielę. Będzie parę osób na obiedzie, nie będzie się nudzić, a przynajmniej nabierze ogłady. Przywieź ja rano, wieczorem odbierzesz.
- Oczywiście, przywiozę. A już do siebie. – Cóż ona sobie wyobraża, ja nie jestem taksówką. Mnie to nigdy nie zaprosi. Jeśli chce się widzieć z dzieckiem, niech sama przyjedzie. Tylko że ze mną nie ma ochoty rozmawiać. Nie jestem rodziną. To przeze mnie jej synalek uciekł na druga półkulę. Przestraszył się biedaczysko odpowiedzialności, ślubu, kłopotów.
Urszula narzeka, ale swą pięciolatkę do babci przywozi. Podjeżdża pod posesję babci Halinki, dzwoni do furtki i w biegu oznajmia, że wieczorem przyjedzie córkę odebrać. Halina nie zwraca uwagi na to, co mówi. Ona się trzyma planu.
Czasami jednak plan bierze w łeb. Dziś na przykład wczesnym popołudniem Halinka zadzwoniła z wrzaskiem do Urszuli.
- Zanim przyjadę po Elę, chcę ci coś powiedzieć. Dziecko zachowuje się tak, bo czuje się niekochane. Jeśli uważasz, że nie mam racji, poczytaj trochę książek na ten temat. Ale, po co tobie książki. Ty jesteś przecież najmądrzejsza. Powiem ci szczerze, że mam żal do siebie. Własne dziecko skazuję na kontakty z osobą, która jest całkowicie pozbawiona uczuć. Muszę to przemyśleć.
I znów Ula podjeżdża pod dom swej niedoszłej teściowej, zabiera małą i jadą do swego mieszkania. Tym razem jednak najpierw wpadają na lody.
- Myślę, że porcja czekoladowych lodów dobrze ci zrobi. U babci nie zdążyłaś zjeść deseru.
- Mamo, nie chcę już więcej tam jechać. Babcia mnie nie kocha, śmieje się ze mnie. Powiedziała do pani Kazi, że ze mną to same zmartwienia. Przynoszę tylko wstyd, bo wyrastam na straszne chamidło.
- Dlaczego brzydko jadłaś?
- Chciałam jeść tak samo jak dziadek.
Ula spuszcza oczy, odwraca się, aby mała nie zauważyła, że się śmieje. Po chwili już poważnieje i mówi.
- Musimy ten problem jakoś rozwiązać.
Widzi tylko jedno rozwiązanie. Skończyć z tą farsą. Ela ma babcię, która ją kocha. Czyta jej bajki, śpiewa kołysanki, chodzi z nią do kina i teatru. Nie musi wcale mieć drugiej babci. Nie musi się stresować, płakać i po każdej wizycie moczyć się przez sen. Nie zna ojca, nie musi też znać babci.
Rano dzwoni do niedoszłej teściowej i prosi o spotkanie na neutralnym gruncie. Co powinna jej powiedzieć? Dać jeszcze jedną szansę, czy zerwać definitywnie wszystkie kontakty.
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!