Na miejscu Adeli

na miejscu adeli
Czy nadal wierzymy, że Ameryka, to ziemia obiecana...
/ 15.12.2008 08:44
na miejscu adeli
Waldek od dziecka był zauroczony Ameryką. Na południu Polski, gdzie co drugi mieszkaniec wsi przynajmniej raz w życiu był w Chicago, Ameryka jawiła się jako kraj miodem i mlekiem płynący. Z jego rodziny tez zresztą wyjeżdżali, a po powrocie szastali dolarami i opowiadali o cudach, które tam widzieli. Nic dziwnego, że gdy Waldek wszedł w dorosłe życie, zaczął się starać o wizę. Najpierw przeszkodziło mu wojsko, później brak pieniędzy na koncie, a jeszcze później to, że nie ma żadnego zawodu, który by się w raju przydał. Owszem, był całkiem niezłym glazurnikiem i mógł na miejscu dobrze zarobić, ale nie tyle, co w Chicago.

Wreszcie szczęście się do niego uśmiechnęło. Otrzymał upragnioną wizę i wyjechał do swojej obiecanej ziemi. W Polsce zostawił Adelę, z którą od dziecka snuli wspólne plany. Ona w przeciwieństwie do swego chłopaka nie marzyła o wyjeździe, ale ciężko pracowała. Zdała maturę, skończyła studia, nauczyła się porządnie dwóch języków. Z pracą też nie miała problemów, bo akurat w dorosłe życie weszła w chwili, gdy Polska zaczęła pędzić do przodu. Może nie miała kokosów, ale problemów wielkich także nie miała.

Namawiała swego chłopaka, aby został w kraju, ale on nie chciał jej słuchać.
- Nie widzisz, że szalej bezrobocie, ludzi nie stać na kafelki. A my chcemy wziąć ślub, kupić mieszkanie i jakoś się nareszcie urządzić.
- Popatrz jak dolar traci w stosunku do złotówki. Czasy, gdy za dolara płaciło się sto złotych już nigdy nie wrócą. Tobie się śni coś, o czym słyszałeś w dzieciństwie. Może gdybyś był wziętym informatykiem, to by cię tam przygarnięto, ale ty masz inny zawód, a w Ameryce zaczynają się ciężkie czasy. Kogo tam będzie teraz stać na glazurę, skoro ludzie sprzedają swoje domy.
Były łzy, długie rozmowy, drobne i większe awantury, ale do porozumienia nie doszli. W końcu Waldek wyjechał.

W pierwszym roku telefonował przynajmniej raz w tygodniu, mailował, bo w wynajętym mieszkaniu mieli komputer. Z pracą ułożyło się średnio, zaczepił się w jakiejś fabryce, dolary płynęły wąziutką stróżką. Po roku pracy stać go było na dziesięcioletni samochód. Kupił go, by nie tracić czasu na dojazdy. I cały czas powtarzał, że na pewno wszystko się zmieni, że Ameryka to kraj ogromnych możliwości i do niego także los się uśmiechnie.

Adela tęskniła, prosiła o powrót, dawała do zrozumienia, że miłość na odległość nie ma sensu, że nigdy nie stworzą rodziny, a przecież na tym im najbardziej zależało. Waldek uparcie twierdził, że karta już niedługo się odwróci i on zarobi tyle, aby mogli sobie wybudować wymarzony dom. Minęło kolejne pól roku i nic się nie wydarzyło. No, może tylko to, że Waldek przestał mailować, a telefony od niego były coraz rzadsze. W końcu prawie zupełnie zamilkł. Od dwóch miesięcy nie dawał znaków życia.
Adela nie był zła, była zmartwiona. To nie w jego stylu, powtarzała nieustannie. Gdyby chciał ze mną zerwać, powiedziałby to prosto z mostu. Może mu się coś stało, może zaplątał się w jakąś kryminalną sprawę?

Wreszcie któregoś dnia przyszedł list. Waldek przepraszał za milczenie, ale miał chwilowe kłopoty z pracą, musiał zmienić mieszkanie, nie ma dostępu do internetu. Napisała, żeby przyjechał, że inni też zaczynają wracać, że pracę dostanie bez problemów, bo w Polsce prawdziwy głód fachowców, a ludzie budują się na potęgę. Nie napisała tylko, że dostała wizę i postanowiła przyjechać do niego na święta. Zamilkł na dobre.

Od kilku tygodni Adela chodzi z podpuchniętymi oczami. Jest wściekła, że pozwoliła mu wyjechać, że nie postawiła wszystkiego na ostrzu noża. Ma jednak żal, że tak ją potraktował, przecież zawsze wszystkie problemy starali się rozwiązać razem. A teraz każdy sobie. Czy z takiej pary może być rodzina? Zadaje też sobie pytanie, czy czegoś ważnego nie przegapiła. W zeszłym roku przekroczyła magiczną trzydziestkę. Zawsze marzyła o dzieciach, domu, wspólnych świętach i wspólnych wakacjach. Co powinna zrobić? Czy powinna napisać list kończący tę wieloletnią znajomość? A może powinna jednak pojechać i namówić go do powrotu? Tylko gdzie go szukać, skoro zmienił mieszkanie i nie podał nowego adresu? Czy to jeszcze miłość, czy tylko zwykłe przyzwyczajenie?

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA