Któregoś razu, gdy poczuła, że nadszedł już dzień zapłaty, o czym wówczas nawet nie myślałam, zaprosiła mnie do maleńkiego bistro na sąsiedniej ulicy. Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Dom, rodzina, kłopoty, radości. Ot, takie babskie gadanie w czasie szumnie brzmiącego lunchu. W pewnej chwili powiedziała:
- Mam do ciebie Krysiu prośbę.
- Jestem pod kreską. Czy mogłabyś pożyczyć mi parę złotych do następnej wypłaty?
- To znaczy ile?
- Niedużo, trzysta.
Minęła pierwsza wypłata, zbliżała się druga. Elka ani razu nawet się nie zająknęła. Czasem zjadałyśmy wspólnie śniadanie, czasem wyskakiwałyśmy na małą kawę. Pewnego poranka Ela z miną zbitego psa podeszła do mnie i wyszeptała.
- Sorry, potrzebuję jeszcze trzysta, oddam bardzo szybko, wystąpiłam do prezesa o chwilówkę.
Nie umiałam odmówić. Ileż to razy moi przyjaciele wspierali mnie w trudnych chwilach. Na szczęście mam już za sobą chude dni, a nawet lata. Jej także musi być ciężko.
Pożyczałam więc kolejne pieniądze, ona oddawała jakąś część, a ja znowu pożyczałam. A to czekała na pożyczkę, to znów zapomogę, albo dodatkową zapłatę za dodatkową pracę. Zielone światło zapaliło się w moim naiwnym łebku gdzieś po roku. I nie zawdzięczam go wcale swojej inteligencji. Koleżanka z pracy poprosiła mnie o podżyrowanie pożyczki z kasy zakładowej. Nigdy bym nie przypuszczała, że i ona boryka się z finansowymi kłopotami. Uprzedzając moje pytanie, dlaczego, powiedziała, że Ela bardzo ją prosi o pomoc, a ona akurat jest bez pieniędzy. Odłożyłam pióro i spokojnie rzekłam.
- Przykro mi, ale nie mogę. Gdybyś nie powiedziała dla kogo, nie byłoby problemu. A tak przynajmniej ty nie zapłacisz za swoją naiwność.
- Popatrz, jesteś kolejną osobą, która mnie ostrzega. Wolę być pazerną świnią niż naiwną idiotką. Dzięki.
Miesiąc przed odejściem z firmy podeszłam do Eli i powiedziałam.
- Przykro mi staruszko, ale będziemy musiały się rozliczyć. I radzę ci, abyś zrobiła to przed moim pożegnaniem.
Ela pokiwała głową i patrząc mi czule w oczy odrzekła.
- Oczywiście Krysiu.
Pieniędzy jednak nie oddała, chociaż uzbierało się tej zapomogi i zapłaty za dobre serce w stosunku do tej nowej ponad dwadzieścia tysięcy. Nie był to zresztą jedyny dług Elżbiety.
Czułam jakiś dziwny niesmak. Zastanawiałam się, dlaczego nie zmusiłam jej do oddania pieniędzy. Byłam zwyczajnie na siebie wściekła, zwłaszcza że od pewnego czasu wiedziałam o jej okropnej chorobie, ona po prostu była hazardzistką.
To prawda, że miałam marne szanse na odzyskanie pieniędzy, bo wszystko odbywało się z rączki do rączki, ale postanowiłam powalczyć. Nie wiedziałam jednak jak się do tego zabrać. Wiedziałam, że muszę podjąć jakąś decyzję, ale nie wiedziałam jak to zrobić. W końcu... No właśnie?
Czy powinnam zmusić ją do tego sądownie lub przez jej firmę, czy może jeszcze raz porozmawiać. A ty ja byś postąpiła na moim miejscu.
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!