Na miejscu Izy

na jej miejscu
Zostać, czy wyjechać? Przecież marzyła o tym od roku, tyle planów, pragnień, czy miłość będzie dla niej ważniejsza...?
/ 26.09.2008 15:26
na jej miejscu
Iza ukończyła studia na kierunku resocjalizacja już rok temu, studiowała zaocznie, więc dojeżdżała na uczelnię co drugi weekend. Jednocześnie pracowała w sklepie ze zdrową żywnością, przez cały ten czas marzyła o tym, by wyrwać się z miasteczka, z którego pochodziła. Tu było fajnie, gdy miała więcej znajomych, a teraz albo utrzymuje chłodne stosunki, albo wcale, gdyż sporo osób rozjechało się nie tylko po kraju, ale i po świecie.
Iza czekała na ten moment, kiedy będzie mogła snuć jedynie plany na przyszłość. Póki co obroniła się, wzięła głęboki oddech i... spotkała się z twardą rzeczywistością. Wysyłała dziesiątki CV do miejsc, gdzie mogłaby swoją wiedzę wykorzystać, ale niestety czas płynął, Iza ciągle w tym samym sklepie ze zdrową żywnością, a początki kariery rozmazywały się jej coraz bardziej. Traciła nadzieję.
Po kilku miesiącach starań postanowiła, że należy się przebranżowić, a przynajmniej nie trzymać się tak kurczowo starań o pracę jedynie zgodną z kierunkiem ukończonych studiów.

Zupełnie przez przypadek, jak to zwykle bywa w takich małych miasteczkach, poznała Bartosza. Może nie do końca był to przypadek, bo to jedyny sklep ze zdrową żywnością, jaki był w centrum miasta, a gdzie pracowała Iza. Bartosz wszedł spokojnie, ale zdecydowanie. Od razu Iza pomyślała, że nie trafił tu przez przypadek, ponieważ zdecydowanym krokiem podszedł do półki z herbatami ziołowymi. U Izy od razu pojawił się błysk w oku. "Przystojniaczek, na pewno nie z miasteczka..." Zagadała do niego, w końcu był to jej obowiązek:
- W czym mogę pomóc? - spytała.
- Dzień dobry, szukam mięty, ale nie widzę... - odpowiedział nieznajomy.
- Już przynoszę, chyba zapomniałam uzupełnić miejsce na półce, przepraszam - rzekła Iza i pognała w te pędy na zaplecze.
Piekły ją policzki, gdy przeszukiwała półki na zapleczu i myślała: "Ale przystojniak, czemu ja głupia tak się czerwienię..."
Wróciła do sklepu, podała paczkę klientowi, który nadal stał przy półce z herbatkami... Zapłacił i... wyszedł.

Następnego dnia znowu przyszedł po paczkę mięty, kolejnego dnia kupił już dziurawca i w końcu się przedstawił. Następnego dnia kupił Yerba Mate, którą jak się okazało, pijał niemal nałogowo. Zaczęli rozmawiać, najpierw o ziołach, herbatkach, a potem o sobie. Okazało się, że Bartosz jest trochę na wypoczynku czynnym. Przyjechał do babci na badania doktoranckie. Tu hoduje od zeszłego roku zioła, a w tym roku tuż po żniwach oceniał efekty wzrostowe swoich roślinek eksperymentalnych. Wszystkie jednak swoje zapasy poświęcił na badania, więc chcąc się napić mięty, musi ją sobie kupić.

Tak się rozpoczął romans Izy i Bartosza, dni nie były nudne, nawet Iza zapomniała o tym, że chciała stąd wyjechać, ale nie zastanawiała się teraz nawet nad taką ewentualnością i praca w sklepie ze zdrową żywnością przynosiła jej przyjemność, jak na samym początku. Bartosz okazał się wspaniałym i czułym mężczyzną, inteligentnym, mądrym, stąpającym twardo po ziemi, wbrew temu, co sądzi się o naukowcach. Iza była zakochana. Pomagając Bartoszowi przy ziołach była gotowa pracować już przy nich zawsze, byle z Bartoszem.

Właśnie wtedy przyszła odpowiedź do Izy, która stała się o pracę w zawodzie, to prawie dopełniło jej szczęście, acz z drugiej strony zachwiało jej światem, ponieważ oferta pracy bezpośrednio łączyła się z koniecznością wyjazdu do... Wrocławia. Oferta była kusząca równocześnie finansowo.

Decyzję odsuwała do siebie przez kilka dni, co zrobić? Czy zostać w miasteczku z Bartoszem, który jednak wróci na SGGW do Warszawy, przecież jest naukowcem, czy niezwłocznie podjąć decyzję o wyjeździe do Wrocławia? Jak postąpić, bo z pewnością pogodzić się tych dwóch sytuacji nie da...

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA