- Urodzisz dziecko, ja będę studiował i pracował, i jakoś sobie poradzimy. Porozmawiaj z rodzicami, oni też na pewno nas wesprą. Z moimi już rozmawiałem. Są za.
- Boję się. Nie wiem jak zareaguje ojciec, co powie mama. Na pewno się rozpłacze i zacznie narzekać na swój los.
Tymczasem rodzice zachowali się wyjątkowo rozsądnie. Mama nie jęczała, ojciec zastanawiał się nad wzięciem dodatkowej pracy.
- Dziecko tak, studia także. Musimy sobie poradzić. Nie z takimi trudnościami sobie radziliśmy. Mężczyźni wezmą się za zarabianie pieniędzy, kobiety za wychowywanie dziecka. Ty również za naukę.
Bożena nawet nie podejrzewała rodziców o taką reakcję. Było jej przykro, że tak surowo ich osądzała. Mimo to potwornie się bała. Co powiedzą w szkole, jak zareaguje wychowawczyni? Nieraz w klasie utyskiwała na dzisiejszą młodzież, narzekała, że młodzi żyją chwilą, że są nieodpowiedzialni, brakuje im zasad. Inni też nie byli lepsi. Przecież wiele razy powtarzali, że najpierw nauka, a dopiero po maturze amory.
W listopadzie rodzice z Bożeną zapowiedzieli się z wizytą u dyrektora. Pocieszali córkę jak umieli, ale tak naprawdę oni też bali się tej rozmowy, zwłaszcza że poród miał się odbyć pod koniec egzaminów maturalnych.
Rozmowa nie była jednak tak przykra jak to sobie wyobrażała. Dopiero wejście wychowawczyni wprowadziło do dyskusji trochę niepokoju. Nie obeszło się bez nieprzyjemnych słów, bez jęków i straszenia dziewczyny, że na pewno sobie nie poradzi.
Wreszcie pan dyrektor nie wytrzymał i rzucił w kierunku podwładnej.
- Może przestanie pani teoretyzować. Przecież pani nawet nie wie, jak się czuje kobieta w ciąży.
Tego było za wiele. Polonistka, bo to ona właśnie była opiekunką klasy, rozpłakała się i wykrzyczała.
- Pan nie ma prawa. To, że jestem samotna, nie upoważnia pana do robienia mi przykrości. Moje staropanieństwo nie ma tu nic do rzeczy.
- Cholera – powiedział ojciec po wyjściu z gabinetu. – Niepotrzebnie dyrektor powiedział to zdanie. Bożenka może mieć kłopoty.
I rzeczywiście kłopoty natychmiast się zaczęły. Ale nie wychowawczyni była ich sprawczynią. Przykrości spotkały ją od historyka i matematyka. Panowie pozwalali sobie na mało taktowne uwagi, nieustannie opowiadali anegdotki o pannach z dzieckiem, rzucali niestosowne żarciki. Inni też nie byli lepsi. Bożena udawała, że jej to nie dotyczy, ale po lekcjach chlipała w kącie korytarza. Najbardziej się bała tego, że nie zda tej cholernej matury, że wszystkie plany wezmą w łeb, że nie uda się jej dostać na studia.
- I co z tego, że egzamin sprawdzają osoby z zewnątrz. Przecież o przyjęciu na studia w niektórych uczelniach decyduje również świadectwo ukończenia trzeciej klasy, a oni zrobią wszystko, abym nie miała dobrych ocen. Miała rację, bo na pierwszy semestr trójka goniła trójkę. Koledzy ją pocieszali, koleżanki pomagały w lekcjach, a nauczyciele robili swoje. Wytykali błędy, opowiadali o babach bez wykształcenia ale z bachorami na rękach, utyskiwali na nieświadomych młodych ludzi. I jak w tej Polsce ma być dobrze, skoro młodzieży się mózgi w ogóle nie pofałdowały. To istne lodowisko.
W styczniu Bożena już bez wiedzy rodziców wybrała się znów do dyrektora. Opowiedziała o tym, co dzieje się na lekcjach i zapytała wprost, czy ona ma szansę nie tylko na maturę, ale i dostanie się na studia.
- Nie będę cię pocieszał, bo nie o to ci chodzi. Nie jestem także w stanie sprawić, aby twoje oceny się poprawiły. Obydwoje wiemy, że każdy nauczyciel może udowodnić uczniowi, że niewiele umie. Mogę ci zagwarantować zaliczenie przedmiotów przed komisją, ale nie wiem, czy wytrzymasz to psychicznie. To ogromny stres, a tobie akurat stres nie jest potrzebny. Musisz podjąć decyzję sama. Mogę tylko powiedzieć, że z kolegami porozmawiam.
- Dziękuję bardzo, ale porozmawiam sama. Rozmowa pana dyrektora może mi tylko bardziej zaszkodzić.
Bożena przez kilka dni zastanawiała się nad tym, co i jak powiedzieć swoim prześladowcom. Czy ma zapytać wprost na forum klasy, czy może spróbować pogadać w cztery oczy. Wiedziała, że nie może się poddać bez walki. Na razie zaczęła się jeszcze solidniej przygotowywać do zajęć. Na każde pytanie odpowiadała, brała udział w dyskusjach, zgłaszała się do opracowywania tematów. Klasa również ją wspierała. Każdą niestosowną uwagę nauczycieli raz kwitowała głośnym buczeniem, innym razem protestem.
Któregoś dnia nie wytrzymała także Bożena.
- Nie rozumiem reakcji pana profesora – zwróciła się do historyka. – Ciąża to moja sprawa. Nauka także, ale za naukę należy mi się zapłata, a nie jałmużna. Są inne sposoby sprawdzenia moich wiadomości. Ja zdaję kilka przedmiotów dodatkowo. Tak łatwo się nie poddam. Założyłam sobie, że urodzę dziecko i pójdę na studia i pan mi na pewno w tym nie przeszkodzi. Przekona się pan wkrótce. Na maturze na pewno będę miała z historii ocenę bardzo dobrą.
Klasa gratulowała, nauczyciel milczał. To był dla niej cudowny zastrzyk regenerujący. Ale czy na tyle, aby mogła być pewna, że wygra tę wojnę?
Wątpliwości powracały po każdym spotkaniu z profesorami.
Co robić? Skapitulować, czy walczyć o dobre oceny? To prawda, że liczą się punkty za maturę, ale może komuś przyjdzie do głowy zajrzeć do mojego świadectwa. Jak się zachować? Skupić się tylko na przedmiotach maturalnych, czy też powalczyć o dobre oceny na świadectwie. Przecież zawsze miałam wysoką średnią. Muszę to rozważyć.
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!