Po przyjeździe zawsze wysiadam przy katedrze świętego Jury i pędzę do swego Kazika. Dla niego taka wyprawa byłaby niemożliwa. Po pierwsze ze względu na wizę, po którą się stoi kilka godzin w kolejce, po drugie koszty podróży. Jego zarobki wystarczają ledwie na nędzne utrzymanie, bo na głowie ma babcię i mamę – emerytowaną nauczycielkę, która dostaje miesięcznie 150 hrywien, czyli 75 złotych, a za te pieniądze nie da się zwyczajnie wyżyć.
Mnie też jest ciężko, bo nie dostałam się na studia w tym roku i pracuję dorywczo w sanatorium, ale jakoś sobie radzę. Ale tam bieda aż piszczy, co zresztą widać na każdym kroku. Jutro znów będziemy o tym mówić. On będzie mnie namawiał na studia we Lwowie, ja jak mantrę będę powtarzać, że lepiej by nam było w Polsce. Pewnie znowu powie z tym swoim lwowskim zaśpiewem.
- Razem, czyli we czwórkę w dwóch pokojach. A ja będę polować na polskie wycieczki i sprzedawać im upieczone w domu lwowskie pierożki. Tak sobie wyobrażasz naszą przyszłość.
- Nie mów tak. Nasi lwowiacy są bardzo biedni, ale honorowi. Nie proszą o jałmużnę, tylko sprzedają za marne grosze to, co udało się im wyprodukować.
- Przepraszam, nic złego nie miałam na myśli. Kocham Lwów, ale nie mogę z tobą tu zamieszkać, nawet po ślubie. My już najgorsze mamy za sobą. Przed wami jeszcze wiele chudych lat. Wybierzmy to, co dla nas lepsze.
- A miłość? Mama nigdy tego miasta nie opuści. A ja bez niej nigdzie nie pojadę. Moja rodzina za dużo wycierpiała, bym ja tak potraktował.
Zawsze nasza rozmowa kończy się pytaniem o miłość. I zawsze muszę udowadniać, że to nie jest stosowny argument. Tym razem też nie mogło być inaczej. Rozmowa, łzy, pożegnanie, i znowu jazda do domu bez niego. I żadnych perspektyw. Pewnie dlatego każdy powrót jest dla mnie ogromnie trudny, bo niedający nadziei.
Dziś też usiadłam w kąciku i zaczęłam się zastanawiać, czy kiedykolwiek będziemy razem. A miałam na to sporo czasu. Pasażerowie marudzili, więc nie zdążyliśmy na granicę przed zmianą ekipy celnej. A to oznaczało długie czekanie. Byłam zmęczona i zapłakana, więc wyjątkowo drażniło mnie to podpite towarzystwo. Po cholerę jeżdżą na te wycieczki? Przecież nic z nich nie wnoszą. Czy ja muszę na to patrzeć?
Godziny postoju wlokły się niemiłosiernie, celnicy byli wyjątkowo opieszali. Patrzyłam na nich i myślałam, że w takim tempie to nawet za kilkadziesiąt lat nic się tam nie zmieni. A to oznacza, że nigdy nie będziemy razem. Kazik swojego Lwowa nie zostawi, ja do jego Lwowa na pewno nie przyjadę. A może to nie jest miłość? Przecież ona wymaga poświęceń. A mnie na to nie stać. Jego zresztą także. Może powinniśmy się jak najszybciej rozstać? Czym wcześniej, tym lepiej. Dla obojga.
Tylko czy ja mam na to siłę. Kocham tego swojego lwowiaka i nie wyobrażam sobie życia bez niego. Ale lubię także spokojne i ustabilizowane życie, a tego mi mój ukochany na razie nie zagwarantuje. Co robić? Zerwać czy zdecydować się na nieznane?
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!