Na miejscu Weroniki

na miejscu weroniki, na jej miejscu
Jak pomóc przyjaciółce? Czy ona zawsze nas potrzebuje?
/ 19.12.2008 17:00
na miejscu weroniki, na jej miejscu
Poznały się w przedszkolu, nie rozstawały w podstawówce, razem w liceum, razem na studiach. Nazywano je papużkami nierozłączkami i trzeba powiedzieć, że akurat do nich to określenie bardzo pasowało. To prawda, złośliwi szeptali po kątach, że to więcej niż przyjaźń, ale ani Irena, ani Weronika głupstwami się nie przejmowały. Czasem tylko, gdy chciały zagrać na nosie największym plotkarom, ostentacyjnie się obejmowały. Zwłaszcza Irena uwielbiała takie psikusy, a o osobach, dla których inna orientacja to coś gorszego, wyrażała się per kretynki.

Irena zresztą była istnym wulkanem, dowodem na prawdziwość przysłowia o niemocy diabła, który musi się wyręczać babą, by coś załatwić. Weronika nieraz zazdrościła przyjaciółce tej przebojowości i pewności. Ona tak nie potrafiła. Każdą sprawę rozpatrywała na tysiąc sposobów i oczywiście z efektów nigdy nie była zadowolona. A może właśnie dlatego, że jedna to wulkan, a druga cichutka zatoczka tak im było ze sobą dobrze. Nigdy się nad tym nie zastanawiały, przyjaźń przypieczętowały latami prób, a oprócz tego miały własne życie. Weronika akurat zastanawiała się, czy powinna zamieszkać z Wojtkiem, z którym prowadzała się od kilku lat, Irena była zafascynowana kolejnym adoratorem. Bez przerwy o nim mówiła. Że przystojny, że mądry, że ciepły, że nareszcie trafiła na mężczyznę, który pod każdym względem jej odpowiada. Weronika tylko się śmiała i przypominała przyjaciółce kolejne ostatnie miłości. Irena była oburzona i przysięgała, że teraz to naprawdę wpadła po uszy.

Wreszcie któregoś dnia Irena przybiegła do Weroniki zalana łzami. – Wyobraź sobie, spotkałam go na ulicy w objęciach jakiejś damy. Dosłownie wpadliśmy na siebie. Zatrzymał się i powiedział: cześć Irenko, przedstawiam ci moją narzeczoną, właściwie już niedługo żonę, ślub bierzemy za kilka dni. Stałam jak zamurowana. Ja gaduła, osoba, która z każdej sytuacji widzi wyjście, zapomniałam języka w gębie. Gdyby powiedział żona, jakoś bym to przełknęła, ale to było uderzenie godne boksera wagi ciężkiej. Szybko się pożegnałam i popędziłam do ciebie. Co ja mam robić?
- Przede wszystkim nie beczeć. Sprawa jest prosta. Poznałaś drania i ciesz się, że znałaś go tak krótko.
- Blisko rok. Sęk w tym, że ja naprawdę jestem w nim zakochana.
- To się odkochaj. Masz motywację.
Irena popatrzyła na Wiktorię szklanymi oczami i wyszła. Chyba nie na tym jej zależało. Dziś, to ona potrzebowała litości, zrozumienia, pocieszenia, a nie rad bez odrobiny uczucia.

Od tej pory przestała się pokazywać na mieście, właściwie to prawie nie wychodziła z domu. Weronika zaglądała do niej codziennie, ale za próg nigdy nie została wpuszczona. Czekała więc na przyjaciółkę pod firmą, ale Irena nigdy nie miała czasu na rozmowę. W końcu zwolniła się z pracy. Dla Weroniki to już nie był mały sygnalizacyjny dzwoneczek, ale prawdziwy alarmowy dzwon. Nie wiedziała tylko jak pomóc Irenie. Rozmawiała z rodzicami, przegadała niejedną godzinę z koleżankami, poprosiła o radę Wojtka. W końcu zatelefonowała do znajomej psycholożki.
- Nie wiem, czy jej pomożesz. Ona musi sama tego chcieć. Gdyby ci się udało namówić ją na pójście do psychologa, a w tym przypadku raczej do psychiatry, można by mówić o sukcesie. W innym przypadku depresja będzie się tylko pogłębiać. A depresja to poważna choroba.

Nie pozostało nic innego jak porozmawiać z Ireną. Wcześniej jednak postanowiła pogadać z jej rodzicami. Ojciec był wprawdzie raptusem, ale matka była osobą twardo stąpającą po ziemi. Muszą działać wspólnie, w przeciwnym wypadku niczego dobrego nie osiągną. Zdecydowano, że na rozmowę rozpoznawczą wyślą mężczyznę. Irena zawsze liczyła się z ojcem. Może i teraz go posłucha. Tuż przed rozmową stchórzył. Nie wiedział, co powiedzieć, bał się reakcji córki. Należało zacząć od początku. I działać szybko, bo sąsiedzi mówili, że w mieszkaniu Ireny coś złego się dzieje. Jakieś świeczki w oknach, jakieś walenie głową o ścianę...
- Boże, aby tylko nie było za późno – powtarzała Weronika. Chyba to jednak ja powinnam być tym posłańcem. Może przyniosę dobre wieści. Ale co mam zaproponować Irenie. Wspólne pójście do lekarza? A jeśli się nie zgodzi? Może jakiś spacer, wspólny wyjazd, a może powinnam od razu wezwać pogotowie? Co robić? Przecież nie można leczyć człowieka, który nie wyraża na to zgody. Jak obejść te przepisy?

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!