Irena zresztą była istnym wulkanem, dowodem na prawdziwość przysłowia o niemocy diabła, który musi się wyręczać babą, by coś załatwić. Weronika nieraz zazdrościła przyjaciółce tej przebojowości i pewności. Ona tak nie potrafiła. Każdą sprawę rozpatrywała na tysiąc sposobów i oczywiście z efektów nigdy nie była zadowolona. A może właśnie dlatego, że jedna to wulkan, a druga cichutka zatoczka tak im było ze sobą dobrze. Nigdy się nad tym nie zastanawiały, przyjaźń przypieczętowały latami prób, a oprócz tego miały własne życie. Weronika akurat zastanawiała się, czy powinna zamieszkać z Wojtkiem, z którym prowadzała się od kilku lat, Irena była zafascynowana kolejnym adoratorem. Bez przerwy o nim mówiła. Że przystojny, że mądry, że ciepły, że nareszcie trafiła na mężczyznę, który pod każdym względem jej odpowiada. Weronika tylko się śmiała i przypominała przyjaciółce kolejne ostatnie miłości. Irena była oburzona i przysięgała, że teraz to naprawdę wpadła po uszy.
Wreszcie któregoś dnia Irena przybiegła do Weroniki zalana łzami. – Wyobraź sobie, spotkałam go na ulicy w objęciach jakiejś damy. Dosłownie wpadliśmy na siebie. Zatrzymał się i powiedział: cześć Irenko, przedstawiam ci moją narzeczoną, właściwie już niedługo żonę, ślub bierzemy za kilka dni. Stałam jak zamurowana. Ja gaduła, osoba, która z każdej sytuacji widzi wyjście, zapomniałam języka w gębie. Gdyby powiedział żona, jakoś bym to przełknęła, ale to było uderzenie godne boksera wagi ciężkiej. Szybko się pożegnałam i popędziłam do ciebie. Co ja mam robić?
- Przede wszystkim nie beczeć. Sprawa jest prosta. Poznałaś drania i ciesz się, że znałaś go tak krótko.
- Blisko rok. Sęk w tym, że ja naprawdę jestem w nim zakochana.
- To się odkochaj. Masz motywację.
Irena popatrzyła na Wiktorię szklanymi oczami i wyszła. Chyba nie na tym jej zależało. Dziś, to ona potrzebowała litości, zrozumienia, pocieszenia, a nie rad bez odrobiny uczucia.
Od tej pory przestała się pokazywać na mieście, właściwie to prawie nie wychodziła z domu. Weronika zaglądała do niej codziennie, ale za próg nigdy nie została wpuszczona. Czekała więc na przyjaciółkę pod firmą, ale Irena nigdy nie miała czasu na rozmowę. W końcu zwolniła się z pracy. Dla Weroniki to już nie był mały sygnalizacyjny dzwoneczek, ale prawdziwy alarmowy dzwon. Nie wiedziała tylko jak pomóc Irenie. Rozmawiała z rodzicami, przegadała niejedną godzinę z koleżankami, poprosiła o radę Wojtka. W końcu zatelefonowała do znajomej psycholożki.
- Nie wiem, czy jej pomożesz. Ona musi sama tego chcieć. Gdyby ci się udało namówić ją na pójście do psychologa, a w tym przypadku raczej do psychiatry, można by mówić o sukcesie. W innym przypadku depresja będzie się tylko pogłębiać. A depresja to poważna choroba.
Nie pozostało nic innego jak porozmawiać z Ireną. Wcześniej jednak postanowiła pogadać z jej rodzicami. Ojciec był wprawdzie raptusem, ale matka była osobą twardo stąpającą po ziemi. Muszą działać wspólnie, w przeciwnym wypadku niczego dobrego nie osiągną. Zdecydowano, że na rozmowę rozpoznawczą wyślą mężczyznę. Irena zawsze liczyła się z ojcem. Może i teraz go posłucha. Tuż przed rozmową stchórzył. Nie wiedział, co powiedzieć, bał się reakcji córki. Należało zacząć od początku. I działać szybko, bo sąsiedzi mówili, że w mieszkaniu Ireny coś złego się dzieje. Jakieś świeczki w oknach, jakieś walenie głową o ścianę...
- Boże, aby tylko nie było za późno – powtarzała Weronika. Chyba to jednak ja powinnam być tym posłańcem. Może przyniosę dobre wieści. Ale co mam zaproponować Irenie. Wspólne pójście do lekarza? A jeśli się nie zgodzi? Może jakiś spacer, wspólny wyjazd, a może powinnam od razu wezwać pogotowie? Co robić? Przecież nie można leczyć człowieka, który nie wyraża na to zgody. Jak obejść te przepisy?
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!