– Przecież to nie jest zwykły obiad – powtarzała jak katarynka. – Dziś Janusz poprosi mnie o rękę, a ja nawet nie wiem czy ciasto się udało. Co powie, gdy okaże się, że w środku sam zakalec.
Do południa była nie do życia. Gdy zadzwonił dzwonek, poszła do drzwi na ugiętych nogach.
– No, no, no – powiedział przyszły teść na dzień dobry. – Sam bym się zakochał.
– I pewnie jesteś równie wspaniałą kucharką – zaszczebiotała przyszła teściowa. – Szukał, szukał i znalazł – dodała i spojrzała na Majkę wymownie.
Janusz rzucił w kierunku Majki porozumiewawcze spojrzenie i całkiem poważnie powiedział: – Nie liczcie na to, że Majeczka będzie wam dogadzać.
Atmosfera trochę się rozluźniła, ale nie na tyle, by Majka przestała się denerwować. Dopiero gdy rodzice Janusza zaczęli chwalić jej zdolności kulinarne, trochę się uspokoiła.
Na pożegnanie panie się wyciskały, panowie wypili strzemiennego. Mamy spojrzały na siebie porozumiewawczo i prawie równocześnie powiedziały: – Od jutra zabieramy się do roboty. To musi być ślub, o którym długo będą opowiadać w miasteczku. Musimy się jak najszybciej spotkać. Jest tyle spraw do załatwienia. Suknia, garnitur, lista gości, lokal na weselisko, samochód, podróż poślubna. Nasze jedynaki muszą mieć królewskie przyjęcie.
– A czy my jesteśmy wam do czegoś potrzebni?
– Wy będziecie mieć dużo do powiedzenia jak będziecie wydawać za mąż swoje dzieci. Ten ślub, to nasza sprawa.
Majka i Janusz mieli trudny orzech do zgryzienia. Obydwoje marzyli o ślubie skromnym, w małym kościółku na skraju miasteczka, i przyjęciu tylko dla rodziców oraz świadków. A tu taka przykra niespodzianka. Na razie jednak zamilkli.
Któregoś dnia mama powiedziała do Majki. – Tylko nie wychodź jutro nigdzie, idziemy zmierzyć suknię. Wybrałyśmy z mamą Janusza fason, ty musisz tylko przymierzyć.
– I która z was w tej sukni wystąpi?
– Przestań się wygłupiać. Przecież nie wybrałybyśmy tego, co się tobie nie spodoba.
W sklepie odbyła się jednak wielka awantura. Majka spojrzała na puchatą bezę wybraną przez mamusie i dostała szału.
– Nie liczcie na to, że wystąpię w tym paskudztwie. Zawsze marzyłam o skromnej, eleganckiej sukni i delikatnej wiązance. A ja nie lubię, gdy marzenia mi się nie spełniają. Wybiegła ze sklepu i natychmiast zatelefonowała do Janusza. Uzgodnili, że muszą się błyskawicznie spotkać z rodzicami. Koniec z niespodziankami.
To była wyjątkowo trudna rozmowa. Oni swoje, rodzice swoje. Młodzi, że nie chcą wesela na 300 osób, rodzice, że to ich pieniądze i zrobią z nimi, co zechcą. Chwytano się też argumentu o wypruwaniu żył i życiu tylko dla dzieci. Wreszcie Janusz nie wytrzymał i powiedział:
– Zamiast wydawać pieniądze w tak bezsensowny sposób, dajcie je nam. Zainwestujemy w firmę, którą chcemy założyć.
– A potem szybko zbankrutujecie – dokończyła któraś z mam.
I znowu zaczęła się wojna na argumenty. Gdy już nic do seniorów nie docierało, Majka zupełnie spokojnie oznajmiła.
– Trudno. W tej sytuacji rezygnujemy ze ślubu. Po to, by ze sobą zamieszkać, nie musimy mieć waszego błogosławieństwa. W końcu jesteśmy pełnoletni, pracujemy, zarabiamy, damy sobie radę.
– Po naszym trupie – wrzasnęły mamy. A już spokojniej dopowiedziały:
– Chyba zdajecie sobie sprawę z tego, że byłby to koniec. Nigdy byśmy wam tego nie wybaczyli.
– No to spróbujmy dojść do porozumienia – uspokajał Janusz. – Każdy niech pół kroku ustąpi i wszystko wróci do normy.
Ale na takie rozwiązanie nie przystali ani jego rodzice ani rodzice Majki.
– Przykro nam – powiedziała Majka. – Wracam do domu i zaczynam się pakować. Jakie to szczęście, że mamy już klucze do naszego mieszkania. Wkrótce dostaniecie też zaproszenie na ślub. Tylko od was zależy, czy weźmiecie w nim udział.
Rozeszli się w gniewie. Ale czy to wszystko było potrzebne? A dziś, czy jest wyjście z sytuacji? Czy młodzi powinni ustąpić? A może należy im się jakieś życzliwe słowo od rodziców?
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!